piątek, 21 grudnia 2012

Underneath the mistletoe - Guns n' Roses Christmas

Miało się nic nie pojawić, ale jednak udało mi się coś naskrobać ;)

Dodatek ten jest prezentem gwiazdkowym dla Michelle, bo dziś (w koniec świata) mamy rocznicę - całe 2 miesiące znajomości ;DD No i zbliżają się święta, więc masz prezent na dwie okazje <33



"Simply having a wonderful Christmas time..." - podśpiewywałam pod nosem, razem z Paulem McCartneyem puszczonym w radiu, wieszając bombki na choince. Steven mi pomagał podając mi ozdoby z kartonowych pudeł przyniesionych przez Slasha i Axla ze strychu, a przy okazji śpiewał razem ze mną i zajadał się czekoladowym mikołajem. Reszta dekorowała dom. Claudia z Axlem wieszała łańcuchy na balustradzie oraz ustawiała różne figurki itd. Izzy ze Slashem zajęli się oświetleniem zewnętrznym. A Duffy, jako że najwyższy, zawieszał jemiołę, lampki no i oczywiście to on założył gwiazdę na czubek choinki. W całym domu roznosił się zapach pieczących się właśnie w piekarniku pierniczków z dodatkiem Danielsa -Slash się uparł. (musiałam, musiałam! - przyp. aut.)

Dziś 23 grudnia. Jutro Wigilia. Nasza pierwsza wspólna. Może dlatego chcemy, żeby była idealna. Mamy już nawet wszystko dokładnie zaplanowane. Prezenty już dawno kupione, czekają pochowane w szafach. A jutro z samego rana bierzemy się z Claudią za przygotowywanie świątecznych potraw. Nie ukrywam, że liczymy na jakąś pomoc ze strony chłopaków. Chociaż w sumie oni to mogą nam bardziej przeszkadzać. No, ale kilka par rąk zawsze się przyda. Nawet jeśli będą lewe.

Skończyliśmy nasze prace związane z dekorowaniem i usiedliśmy wszyscy w salonie zadowoleni z efektów.
- Zostały jeszcze jakieś czekoladowe mikołaje, czy już wszystkie zjedliście? - zapytałam patrząc jak Popcorn zgniata w kulkę papierek po słodkości.
- My?! To Ty, Steven i Claudia w kółko je wpieprzacie! - oburzył się Pan Rose i rzucił we mnie orzeszkiem.
Jego dziewczyna szturchnęła go łokciem z uśmiechem. Pokazałam mu tylko język i wstałam w poszukiwaniu czekoladki. Axl tylko się zaśmiał i oparł o oparcie kanapy. Skierowałam się do szafki, gdzie zawsze trzymamy słodycze i zamaszyście ją otworzyłam. Za sobą słyszałam śmiechy i nawoływania:
- jak znajdziesz to przynieś mi też!
- i mi!
- mi teeeeż!
Pokręciłam głową z uśmiechem i mrucząc pod nosem "nie no pewnie, po co samemu ruszyć dupę. " wyjęłam  7 mikołajów z czekolady. Wróciłam do towarzystwa i rzuciłam każdemu po jednym. W pokoju rozległ się dźwięk rozwijanego papieru i łamanej czekolady.

***

24 grudnia

- Izzy zostaw tego pierniczka! Nie urywaj mu nogi no! - zawyłam próbując odebrać mojemu chłopakowi pierniczka w kształcie ludzika, któremu zawzięcie chciał urwać nogę. Tak dla zabawy.
- Ale bez nogi będzie śmieszniejszy! - zaprotestował Stradlin i urwał mu kończynę wkładając ją sobie do ust i zjadając. Westchnęłam tylko ciężko i walnęłam go ręką w czoło, żeby pokazać mu jaki jest głupi. W duchu oczywiście zwijałam się ze śmiechu z całej zaistniałej sytuacji.

***

- Claudiaaaa! - do kuchni wszedł Steven trzymając w ręce obraną mandarynkę.
- No co chcesz Stevenku? - zapytała blondynka i urwała sobie część.
- Nudzę się - powiedział i wpakował sobie do buzi połowę owocu.
- No to dalej, dalej! Pomożesz nam! - zarządziłam i zagoniłyśmy go do urabiania ciasta.

***

- Ooo Annie... Coś nie tak? - zapytała Claudia z cwanym uśmieszkiem i teatralnie otrzepała ręce.
Razem ze Stevenem byłam cała w mące i wyglądaliśmy jak takie dwa bałwany. Moja mina nie wyrażała zadowolenia, ale była to tylko przykrywka. W myślach już obmyślałam zemstę.
Podeszłam wolnym krokiem do dziewczyny trzymając za plecami torebkę z mąką. Claudia stała do mnie tyłem i gdy się odwróciła było już za późno - cała zawartość torebki wylądowała na jej włosach, twarzy i ubraniu.
Po chwili całą trójką zwijaliśmy się ze śmiechu i rzucaliśmy czym popadnie.

***

Równo o 19:00 zasiedliśmy do wigilijnej kolacji. Oczywiście po wypatrzeniu pierwszej gwiazdki, na którą wszyscy czekaliśmy stojąc 20 minut przy oknie i przepychając się, bo każdy chciał zobaczyć ją pierwszy. W końcu udało się to Slashowi. W sumie nie wiem jak to zrobił, że przez taką burzę włosów zauważył ją szybciej niż my, ale to już pozostanie jego zakłaczoną tajemnicą.

Podzieliliśmy się opłatkiem. Życzenia nie były standardowe, co to to nie. Życzyliśmy sobie dużo seksu, rzek Danielsa i wódki, zasp kokainy i heroiny, niekończących się gumek i tirów fajek. 

Później zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy wpieprzać przygotowane przeze mnie, Claudię i Stevena potrawy.  Wszyscy jedliśmy, aż nam się uszy trzęsły i gadaliśmy o wszystkim, a w tle leciały świąteczne piosenki. Po skończonym posiłku przyszedł czas na prezenty.

Założyliśmy czapki św. Mikołaja (Slashowi nie mieściła się na głowę, ale jakoś ją wcisnął) i usiedliśmy przy choince. Axl porozdawał każdemu podarek i zaczęliśmy je rozpakowywać. Kiedy już to zrobiliśmy popatrzeliśmy po sobie  i wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem. Nie mogliśmy się uspokoić. Powód był prosty... wszyscy dostaliśmy to samo. Butelkę Danielsa.



Miało być śmiesznie. Chyba nie wyszło. No cóż, chyba nie mam poczucia humoru ;)
Następny rozdział jakoś po świętach - kiedy dokładnie - tego nie wiem. 
Z racji tego, chciałabym Wam już teraz złożyć życzenia:

Życzę Wam, aby te święte były pełne szczęścia, miłości i rodzinnego ciepła. 
A przede wszystkim, żeby były rockowe, metalowe oraz Gunsowe <3
Szalonego Sylwestra i żebyście nie miały za dużego kaca następnego dnia ;P
No i wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Żeby był lepszy! ;D
Buziaki ;*
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=mS7aPE_YbVM

piątek, 7 grudnia 2012

Psycho Love - Rozdział 4

Nasz pocałunek stał się trochę bardziej namiętny, a mi w głowie zapaliła się czerwona lampka. Co ja najlepszego wyprawiam? Przecież to mój najlepszy przyjaciel.  Ale czy aby na pewno tak czuję? Oczywiście, że tak! Szybko oderwałam się od Scottiego i usiadłam na łóżku obok niego. Chłopak spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem i podparł się na łokciu, tak że teraz siedział z twarzą zwróconą w moją stronę. Chyba wypadałoby coś powiedzieć, nie sądzisz? Ehh... Chyba.
- Scotti.. przepraszam.. to nie powinno mieć miejsca.. - wyrzucałam z siebie słowa, nie wiedząc tak naprawdę, co powiedzieć.
- Ale dlaczego? O co chodzi? - no tak, niewiele zrozumiał.
- Bo nie! Jesteśmy kurwa przyjaciółmi! Nie chcę tego psuć... - unikałam jego wzroku jak mogłam, więc skupiłam go na mojej ręce nerwowo bawiącej się bransoletką.
- Ok, rozumiem... Jak sobie chcesz. - i tak coś mi się wydaję, że jednak nie do końca go przekonałam. Pokiwałam jedynie głową, nadal nie podnosząc wzroku, a gitarzysta wstał i wyszedł z pokoju. Poczułam się co najmniej głupio. Westchnęłam ciężko i wyzywając się od idiotek przechyliłam się i wylądowałam na łóżku. Świetnie. Nie chciałam psuć tego co jest między nami, a chyba to właśnie zrobiłam. Czułam się jak jakaś szmata. Poczułam, że teraz potrzebuję tylko jednego. No może dwóch. Najpierw odpaliłam papierosa i mocno się nim zaciągnęłam, a później zeszłam na dół. Skierowałam się do salonu, gdzie zastałam wszystkich. Spojrzałam na Hilla, a ten puścił mi oczko. Zdziwiłam się, ale nic nie zrobiłam. Nadal było mi głupio, nawet jeśli on nie miał do mnie żalu. Albo tak dobrze udawał. Reszta żywo o czymś dyskutowała i nawet chyba nie zauważyli, że weszłam do pokoju. Nie potrzebowałam ich zainteresowania moją osobą, podeszłam jedynie do barku i wyciągnęłam alkohol. Dużo alkoholu. Nie ma to jak chlanie od rana. Postawiłam wszystko na stole przed zespołem. Nagle wszelkie rozmowy ucichły i wzrok obecnych w pomieszczeniu skierował się najpierw na butelki, później na mnie. Zignorowałam ich i wzięłam alkohol. Reszta wzruszyła ramionami i zrobiła to samo. Uśmiechnęłam się widząc to i upiłam potężnego łyka. Siedziałam w fotelu odcięta od wszelkich rozmów. Nie chciało mi się z nikim gadać, więc tylko się im przyglądałam. W pewnym momencie moje oczy skierowały się na Sebastiana, który właśnie odgarniał sobie włosy z uśmiechem tłumacząc coś Snake'owi. Zrobiło mi się strasznie gorąco, a moje serce zaczęło bić w szaleńczym tempie. Chciałam jak najszybciej przestać się na niego patrzeć, ale nie mogłam! Po raz pierwszy w życiu zwrócił moją uwagę... w ten sposób. Dopiero teraz zauważyłam, że gdy się śmieje, a uśmiech ma cudowny, śmieją mu się również tak wspaniale oczy. Odgarnia włosy w taki swój sposób. To facet Twojej przyjaciółki idiotko! Nawet o nim nie myśl w ten sposób! Szybko skarciłam się w myślach, ale nie potrafiłam oderwać wzroku. Zrobiłam to dopiero wtedy, kiedy paczkę papierosów podsunął mi pod nos Snake, a oczy wszystkich spojrzały na mnie. Jego też. Uśmiechnęłam się i wzięłam jednego, po czym odpaliłam go wziętą wcześniej ze stołu zapalniczką. Zaciągnęłam się mocno i wypuściłam szary obłoczek dymu, wychylając się i odkładając zapalniczkę na miejsce.
- Co Ty dzisiaj taka milcząca? - zapytał Bolan szturchając mnie łokciem.
Spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem.
- Jak nie mam nic do powiedzenia, to się nie odzywam. - podsumowałam i oddawałam się dalej nałogowi pociągając raz po raz łyki z butelki.
Rachel tylko podniósł ręce w poddańczym geście. Jeszcze raz spojrzałam po wszystkich. Śmiali się, rozmawiali. Tylko ja siedziałam osamotniona i się nie odzywałam. Co się kurwa ostatnio ze mną dzieję? Zawsze byłam duszą towarzystwa, z wszystkiego się śmiałam, uwielbiałam wygłupiać się ze Snake'em. A teraz co? Siedzę jak jakaś idiotka wśród przyjaciół i nie robię nic oprócz chlania, palenia i obojętnego zachowania. Gdzie się podziała stara, dobra Ivy? Wydoroślała? No raczej nie. Więc co jest? No właśnie nie wiem. Stwierdziłam, że dość już tych przemyśleń, trzeba wyłączyć mózg. Wstałam, podeszłam do gramofonu i włączyłam winyl Metallici. Butelka Jacka w ręce, papieros w ustach, dobra muzyka i można zacząć imprezę! Zaczęłam od głośnego śpiewania razem z Jamesem, a później podeszłam do Sabo i mocno się do niego przytuliłam. Widziałam ten zdziwiony wzrok chłopaków i Marii, kiedy zobaczyli taką nagłą zmianę we mnie. Ja tylko się do nich szeroko uśmiechnęłam i zeskoczyłam z kolan gitarzysty stając na drewnianej podłodze.
- Co powiecie na trochę większą imprezkę? - zapytałam i poruszyłam brwiami, przygryzając dolną wargę.
Odpowiedzią były głośne okrzyki, więc uznałam je za zgodę. Zaśmiałam się szczerze i złapałam za telefon.
- Rezydencja Zajebistych Guns n' Fucking Roses, słucham? - po drugiej stronie usłyszałam skrzeczący głos.
- Cześć Axl! Robimy mała imprezkę w domu, wpadniecie? - zapytałam ze śmiechem, bo rozbawiło mnie jego powitanie.
- A to Ty, Ivy, cześć, cześć. Jasne, że wpadniemy! - odpowiedział od razu. No tak, a czego ja się spodziewałam. Tacy, jak my nigdy nie odmawiają imprezy.
- To do zobaczenia! - rzuciłam słuchawką i odwróciłam się do towarzystwa.
- Gunsi przyjdą pewnie niedługo. Ktoś mógłby się wybrać po alkohol, bo zapasy nam się skurczyły. - zakomunikowałam wskazując na butelki na stole. Nie chciałam, żeby to mnie wybrali w ramach demokratycznego głosowania, więc szybko pognałam na górę, żeby się przygotować. Niby była to zwykła domówka w dość małym gronie, ale i tak chciałam dobrze wyglądać.
Bluzka z ćwiekami, skórzane spodnie, trampki i byłam gotowa. Włosy przeczesałam palcami, poprawiłam makijaż i już po chwili zbiegałam po schodach na dół. Akurat zadzwonił dzwonek do drzwi, więc podeszłam i je otworzyłam. W progu ujrzałam pięć uśmiechniętych twarzy. Wpuściłam ich do środka witana przytulaniami i całusami. Gunsi nie przyszli z pustymi rękoma i dzięki nim mieliśmy spore zapasy. Z tego co zobaczyłam ktoś od nas ruszył dupę po zakupy, bo na stole była już pokaźna liczba butelek. Pokiwałam głową z uznaniem i podeszłam do adaptera, bo nie grała żadna muzyka. Włączyłam Judas Priest i dołączyłam do reszty. Zauważyłam, że Maria unika mojego wzroku. Nie chciałam odkładać tego na później, więc wykorzystałam okazję, że wszyscy byli w salonie, a ona poszła do kuchni.
- Co się dzieje? - zapytałam podchodząc do niej i kładąc jej ręce na ramionach. Stała tyłem do mnie.
- Nic, a co ma się dziać? - odwróciła się.
- No przecież widzę, mnie nie oszukasz. - powiedziałam i spojrzałam jej w oczy.
- W sumie chyba wykorzystam to, że jesteśmy wszyscy i powiem o co chodzi. - uśmiechnęła się blado. Jednak mi uśmiech zastygł na ustach. Byłam przestraszona. Nie wiedziałam o co może chodzić. Pokiwałam jedynie głową i objęłam przyjaciółkę. Ta odwzajemniła mój uścisk i wtuliła się mocniej.
- A co Wy tak okupujecie tą kuchnie? Już śmigać do salonu i się bawić! - aż podskoczyłyśmy słysząc głos Bolana. Oderwałyśmy się od siebie i poszłyśmy za basistą do salonu. W pokoju impreza trwała w najlepsze. Rozejrzałam się po wszystkich. Towarzystwo jeszcze było trzeźwe, ale zaśmiałam się widząc Stevena próbującego wsadzić sobie pięść do ust. Chłopaki go nieźle dopingowali, więc podejrzewałam, iż biedny przegrał jakiś zakład.
- Steven, co Ty robisz? - zapytała Maria siadając na kanapie obok Adlera i klepiąc go po ramieniu.
- Założył się... ze Slashem,.... że wsadzi... pięść... do ust. - wytłumaczył Axl przerywając co jakiś czas wybuchami śmiechu. Spojrzałam na Hudsona. Cieszył się jak głupi z bateryjki. Tylko oni mogli wpaść na tak idiotyczny pomysł.
- No, a o co się założyli? Jest w ogóle o co się bić Adlerku? - podeszłam i poczochrałam jego blond nieogarnięte włoski.
- Jeśli wygra to może sobie wybrać, co mamy dla niego zrobić. Jeśli przegra my mu wymyślamy zadanie. - objaśnił Izzy krztusząc się ze śmiechu. Zrobiłam to samo, ale zrobiło mi się żal perkusisty. Wiedziałam, że nie jest w stanie tego zrobić. I chłopaki też to wiedzieli, dlatego tak się cieszyli. Usiadłam na kanapie obok Bolana i Sebastiana i przypatrywałam się zmaganiom Popcorna. Kiedy jego dłoń prawie rozerwała mu policzki, a on sam wyglądał jakby za chwilę miał eksplodować postanowiłam interweniować i kazałam mu szybko wyjąć kończynę. Zrobił to lekko kaszląc, a Duff podał mu butelkę wódki. Tak na przepłukanie gardła. Adler chwycił ją zachłannie i wypił od razu prawie całą zawartość. Teraz czekało go zadanie, bo na to, że chłopaki odpuszczą nie było co liczyć.
- Dobra Popcorn, prawie Ci się udało, więc dostaniesz lekkie zadanie. Wystarczy, że przebiegniesz się nago wokół domu. - powiedział Axl z wielkim wyszczerzem, zacierając ręce. W pokoju rozbrzmiały okrzyki i śmiechy. Sama miałam niezły ubaw. Steven spuścił tylko głowę i zaczął się rozbierać. Nie byłam przekonana, czy chcę to oglądać na trzeźwo, więc chwyciłam butelkę wódki i starałam się wypić całą dopóki chłopak nie rozbierze się do końca. Kątem oka zauważyłam, że Maria robi to samo, i to teraz nas dopingowali chłopaki. Skończyłyśmy alkohol w tym samym momencie i podniosłyśmy puste butelki do góry w geście zwycięstwa. Steven był już goły i przygotowywał się do biegu. Podejrzewam, że będzie to sprint. Wyszliśmy wszyscy przed dom i chłopak zaczął swoje zadanie. Tak jak myślałam, starał się to zrobić w błyskawicznym tempie i po chwili był już koło nas zdyszany. Nagrodziliśmy go oklaskami i wiwatami, a Slash poprosił go, żeby "ubrał się w końcu i zakrył ten dywan oraz swojego kolegę, który na nas patrzy". Wybuchnęliśmy śmiechem i wróciliśmy do domu. Steven się ubrał, a głos zabrała Maria.
- Słuchajcie chciałabym Wam coś powiedzieć. - powiedziała, kiedy wszyscy już siedzieliśmy i każdy zajęty był opróżnianiem butelki z alkoholem. Spojrzenia wszystkich skupiły się na niej, a ta niepewnie spojrzała w moją stronę. Puściłam jej oczko, chcąc dać znak, żeby kontynuowała.
- Jesteś w ciąży? - wypalił Rob, a Sebastian aż się zakrztusił wódką, która pił.
- Nie, nie jestem w ciąży. Zostałam wczoraj poproszona na rozmowę do prezesa...
- Wywalili Cię? - zadał pytanie tym razem Snake.
- Czy ja mogę się kurwa wypowiedzieć w końcu?! - wybuchnęła Maria. Bach objął ją ramieniem i pocałował w skroń, jednak ta się odsunęła. Zmarszczyłam brwi. Blondynka wzięła głęboki oddech i kontynuowała:
-... i powiedział mi, że jestem najlepszym fotografem w redakcji i zaproponował mi pracę w oddziale naszej gazety w Hiszpanii. (dzięki Michelle! <3 przyp. aut.) Tam nasze pismo jest bardziej rozwinięte jeśli chodzi o fotografię. Tutaj nie mam zbyt dużo zleceń, tam bym miała no i oczywiście dochodzą jeszcze większe zarobki i szansa na rozwój. Mam odpowiedzieć w poniedziałek, ale ja...
- ... podjęłaś już decyzję - dokończył za nią Sebastian i gwałtownie wstał, wyszedł do ogrodu.
Maria spuściła głowę, ale szybko również wstała i poszła za nim.
Siedziałam jak skamieniała. Reszta też nie bardzo wiedziała co powiedzieć, więc wszyscy milczeli i spoglądali po sobie nawzajem. Nie mogłam w to uwierzyć. Oczywiście zawsze wiedziałam, że jest najlepsza w tym co robi, ale nigdy bym się nie spodziewała, iż przyjmie taką ofertę. Myślałam, że jesteśmy, a już na pewno Bach, najważniejszymi dla niej ludźmi na świecie. Nie chciałam jej oceniać, ale czułam pewnego rodzaju żal. W końcu zawsze była dla mnie jak siostra i tak nagle miała mnie zostawić i pojechać na inny kontynent.

Sebastian:
Nie wierzę, po prostu nie mogę w to do kurwy uwierzyć! Myślałem, że będziemy razem na zawsze, a ona mi nagle wyjeżdża z tym, że nie. Że wcale tak nie będzie, bo zaproponowano jej pracę w Europie. Byłem wściekły i zdruzgotany. Nagle poczułem jej rękę na ramieniu.

Maria:
Wiedziałam, że ich tym zranię. Jednak nie byłam przygotowana na tą rozmowę. Chyba nigdy bym nie była. Czekała mnie jeszcze rozmowa z Ivy.
- Sebastian proszę... porozmawiajmy - chwyciłam go za ramię, ale i tak mówiłam do jego pleców.
- Nie mamy już chyba o czym, nie sądzisz? - odwrócił się do mnie. W jego oczach widziałam żal, smutek, rozgoryczenie i.. miłość. Zachciało mi się płakać.
- Ja wiem, że to jest dla Ciebie trudne. Uwierz, iż mi też nie jest lekko. - prychnął jedynie, ale kontynuowałam - Całą noc się zastanawiałam nad tym, co powinnam zrobić. Zrozum, że jest to dla mnie ogromna szansa. Na zaistnienie, na lepsze kontakty, na wyrobienie sobie marki. Będę miała szansę pracować z najlepszymi. A dobrze wiesz, że między nami ostatnio też nie było najlepiej. Coraz częściej dochodziło do spięć. O wszystko, niezależnie czy była to jakaś ważna sprawa, czy coś tak błahego, jak porozrzucane skarpetki. Nie uważasz, że mogło się coś między nami wypalić? Może ta rozłąka wyjdzie nam na dobre? - zapytałam patrząc mu głęboko w oczy. Coś się w nich zmieniło podczas mojego monologu. Teraz były bardziej... wyrozumiałe?
- Może masz rację....
- Mam, na pewno mam. A teraz proszę Cię nie kłóćmy się i chodźmy się bawić. - uśmiechnęłam się do niego i mocno się przytuliłam. Odwzajemnił uścisk. Będzie mi brakować jego silnych, ciepłych ramion.
- Chodź, wracamy. - powiedział i chwycił mnie za rękę. Weszliśmy do domu.

Ivy:
Kiedy wrócili my nadal siedzieliśmy i nic nie mówiliśmy. Jednak ich twarze wyrażały raczej to, że się dogadali. Spojrzeliśmy na nich pytająco widząc, że trzymają się za ręce.
- Słuchajcie, nie chciałabym, żebyśmy rozstali się w gniewie, dlatego mam nadzieję, że nie macie do mnie pretensji. Gdybym mogła zabrałabym Was wszystkich, ale jak wiemy, nie jest to możliwe. Nie lubię takich rozmów, więc proponuję, żebyśmy mniej gadali, a więcej się bawili. Potraktujmy tą imprezę, jako moją pożegnalną. - powiedziała Maria i podeszła bliżej nas. W sumie, czemu nie? Też nie lubiłam takich rozmów, chociaż nas chyba raczej nie ominie. Wszyscy chętnie przytaknęli i chwyciliśmy butelki, a następnie stuknęliśmy się nimi. Raczej byliśmy zdezorientowani, ale kto by się tym teraz przejmował. Liczy się zabawa. O resztę będziemy się martwić później.

***

Impreza trwała w najlepsze. Nikt już nie był trzeźwy, wszyscy świetnie się bawili, śmiali, rozmawiali, tańczyli, wciągali, pili i robili co tylko się dało. Ja siedziałam z butelką Danielsa i fajką w ustach na fotelu w koszulce Sebastiana, która była mi dużo za duża, ponieważ Slash wylał na moją bluzkę i spodnie piwo, z którym nawet nie wiem co chciał zrobić. No bo Slash i piwo? Przepraszał mnie, a raczej bełkotał przeprosiny dobre pół godziny, chociaż od początku wcale się nie gniewałam. Na szczęście Baz był tak dobry, że zaoferował mi swoją koszulkę. Przyjęłam ją z ochotą, bo raczej nie chciało mi się biec do góry, żeby się przebrać, a widok Bacha bez koszulki to zawsze miły widok. Maria zrobiła trochę dziwną minę, ale nie wyglądała na niezadowoloną.
Siedziałam więc sobie w tym fotelu, aż nagle usłyszałam piosenkę "Born To Be Wild". Zerwałam się z miejsca i wskoczyłam na stół z papierosem w zębach i Danielsem w dłoni. Zaczęłam tańczyć, a reszta dołączyła do mnie. Obok mnie nawet pojawili się Duff i Bolan. Kiedy piosenka doszła do refrenu wszyscy wspólnie wykrzyczeliśmy jego słowa i zaczęliśmy się histerycznie śmiać. Następnie było jeszcze kilka piosenek Stonesów i Motley Crue. Kiedy skończył mi się alkohol zeskoczyłam ze stołu i udałam się do kuchni, gdzie powinny być jeszcze jakieś zapasy. W pomieszczeniu zastałam Scottiego.
- Heeej, jak tam? - rozpoczęłam rozmowę. Chyba trochę wyszedł mi pijacki bełkot.
- A świetnie. - odpowiedział mi podobnym tonem. - Słuchaj jeśli chodzi o to, co się stało dziś rano, to chciałbym Ci powiedzieć, że nie mam do Ciebie żalu i też jestem za tym, abyśmy zostali przyjaciółmi. - na koniec zachwiał się niepewnie, ale szybko odzyskał równowagę.
Zmarszczyłam brwi przetwarzając w głowie jego słowa. Kiedy już doszedł do mnie sens jego wypowiedzi uśmiechnęłam się szeroko i pokiwałam głową. Chłopak odwzajemnił mój uśmiech i w miarę prosto wyszedł z kuchni. Ja tymczasem zabrałam się za poszukiwanie alkoholu. Otwierałam wszystkie szafki po kolei, ale nic nie mogłam znaleźć. Dopiero kiedy otworzyłam tą pod zlewem zauważyłam dwie nienaruszone butelki Nightraina. Wydałam z siebie okrzyk zwycięstwa i chwyciłam trunki. Wstałam i o mało nie wypuściłam zdobyczy z rąk, gdy się odwróciłam. Jakiś metr ode mnie stał totalnie pijany Sebastian.
- Jezu, ale mnie przestraszyłeś! Nie skradaj się tak! - teatralnie przewróciłam oczami i zaśmiałam się.
- Prze..przepraszam, nie c-chciałem Cię przestraszyć - ledwo mógł mówić przez śmiech i alkohol krążący w organizmie.
- Masz ochotę? - pokiwałam przed nim winem. Chwycił butelkę i usiedliśmy na parapecie. Wyjęłam papierosa z paczki leżącej obok mnie i odpaliłam go. Przez dłuższy czas żadne z nas nic nie mówiło, tylko co jakiś czas przykładaliśmy butelki do ust. W końcu odezwał się blondyn:
- Myślisz, że ona mnie nie kocha?
Spojrzałam na niego zdziwiona. O czym on do cholery pieprzy?
- O czym Ty mówisz? Jak to Cię nie kocha?
- No tak mi się wydaję. Gdyby mnie kochała to by nie wyjeżdżała, nie? - spojrzał w moją stronę.
- Nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. W tym momencie nie miałam pojęcia, co się dzieje w głowie Marii. - Musisz ją o tą zapytać. 
Bach pokiwał jedynie głową i zeskoczył z parapetu. Odłożył pustą już butelkę na blat i wyszedł z kuchni. Ja jeszcze chwilę posiedziałam, dopaliłam fajkę i zrobiłam to samo co blondyn. Weszłam do salonu i usiadłam na kanapie obok Roba i Izzyego formującego sobie kreskę. 
- Masz może ochotę? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Stradlina. Zwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam mu w patrzące we mnie oczy.
- Emm... Niee.. raczej... nie... wiem... - byłam cholernie niezdecydowana. Zawsze miałam wstręt do dragów, jak już się wszyscy chyba przekonali, ale w sumie, pomyślałam, że czemu nie. Wyznaję zasadę, iż w życiu należy wszystkiego spróbować, a narkotyków jeszcze nie miałam okazji. No, okazji to w sumie miałam dużo, ale nigdy nie korzystałam. Taki drobny uraz. Który chyba zaczyna mi się zacierać. Lub mam zamglony umysł przez te hektolitry wypitego alkoholu. 
- Albo daj - odpowiedziałam w końcu pewnie. 
- Okej. Robiłaś już to kiedyś? - zapytał wyciągając w moją stronę woreczek z białym proszkiem. Pokręciłam przecząco głową i przybliżyłam opakowanie do twarzy, jakbym chciała dostrzec, co to tak naprawdę jest. Nonsens. Oczywiście była to kokaina.
- W takim razie patrz i rób to samo. - zakomunikował brunet i nachylił się a następnie zatkał jedną dziurkę od nosa, a drugą wciągnął proszek. Po chwili zrobił to samo z następną kreską. Obserwowałam go uważnie, chociaż dobrze wiedziałam, jak to się robi. Wysypałam zawartość woreczka na stół i za pomocą tekturki, którą podał mi Izzy uformowałam dwie równe kreski. Następnie nachyliłam się i wciągnęłam proszek nosem. 
Potarłam wierzchem dłoni nozdrza, aby zetrzeć ewentualne resztki narkotyku i oparłam się o kanapę. Przymknęłam oczy. Gdzieś jakby w oddali słyszałam głosy typu "zrobiła to! pierwszy raz coś wciągnęła!" należące do chłopaków ze Skid Row, płytę Led Zeppelin, śmiechy, pijackie rozmowy i trzask rozbijanej butelki. Słyszałam wszystko coraz ciszej i ciszej, aż w końcu totalnie odleciałam.


Obiecałam, że coś się będzie działo, no i chyba się dzieję? ;)
Przepraszam za brak komentowania Waszych blogów. Wiedzcie, że staram się czytać je na bieżąco, ale ostatnio mam bardzo mało czasu, więc wybaczcie jeśli nie zawsze pojawi się mój komentarz. <3

I informuję również, iż do świąt raczej żaden rozdział się nie pojawi. Im bliżej do 24 grudnia, tym mam mniej wolnego czasu. A, że święta są dla mnie czasem dla rodziny, nie będę miała kiedy czegokolwiek napisać.

Ahh... Śnieg za oknem, w radiu już świąteczne piosenki, sklepy pięknie przyozdobione ;D Kocham świąteczny klimat ! <3

Trzymajcie się cieplutko, bo zimno na dworze ;*


piątek, 23 listopada 2012

Psycho Love - Rozdział 3

Piątek. Zegar na ścianie wskazywał 15:48. Siedziałam właśnie w pracy i pisałam recenzje najnowszej płyty AC/DC. Od pierwszego spotkania z Gunsami minął niecały tydzień. Dwa dni po zdarzeniu w klubie przyszli do nas do domu i przeprosili mnie, mówiąc, że nie wiedzieli o moim 'urazie'. A teraz już niby wiedzą? Do dziś nie wiem kto się wygadał.
Było niemiłosiernie gorąco. Na dworze słońce tak przypiekało, że temperatura sięgała chyba 35 stopni. W pokoju, w którym siedziałam nie było lepiej. Wiatrak przymocowany do lampy kręcił się jakby w zwolnionym tempie, tak naprawdę nie dając żadnej ochłody. Próbowałam ratować się zimną puszką Coca-Coli kupioną przed chwilą w automacie na korytarzu, kiedy wracałam z przerwy na papierosa. Jednak niewiele ona dawała, a przy temperaturze panującej w pokoju, po kilku łykach z obrzydzeniem stwierdziłam, iż robi się coraz bardziej ciepła. Na szczęście czekało mnie jeszcze tylko 12 minut pracy. Moje koleżanki z pokoju już dawno zwolniły się wcześniej, pod różnymi pretekstami. Ja niestety nie mogłam, bo recenzja musiała być dzisiaj na biurku naczelnej.
Upiłam ostatni łyk ciepłego już napoju i pustą puszkę wyrzuciłam do kosza znajdującego się pod moim biurkiem. Napisałam ostatnie zdanie i biorąc napisany przeze mnie artykuł skierowałam się korytarzem w prawo. Po chwili byłam pod drzwiami mojej przełożonej i wręczałam jej recenzje. Pożegnałam się i jak najszybciej poszłam do swojego biurka. Wzięłam tylko torbę i wyszłam. W momencie przekroczenia drzwi wejściowych buchnęło na mnie gorące powietrze. Westchnęłam tylko i podeszłam do swojego samochodu. Zawsze zabierałam ze sobą Marię, ale dzisiaj musiała zostać dłużej, bo jakaś gwiazdeczka strasznie kaprysiła i trzeba było powtarzać zdjęcia.
Jestem dziennikarką muzyczną, a blondynka fotografem. Pracujemy w jednej redakcji. Ja jednak piszę tylko o muzyce, która mnie interesuje, czyli rockowej. Od popu są inni. Moja praca jest całkiem przyjemna. Do moich zadań należą: wywiady z gwiazdami, chodzenie na koncerty i ich opisywanie, odszukiwanie nowych zespołów i recenzje płyt. Maria za to jest fotografem od wszystkiego. I dzisiaj trafiła jej się wyjątkowo nadęta paniusia.
Odpaliłam mojego czarnego Mustanga i jak najszybciej włączyłam klimatyzację. Oczywiście w Los Angeles w tym momencie była 'godzina szczytu', więc mogłam przygotować się na długie czekanie w korku. Nie jestem cierpliwą osobą, to też po kilku minutach zaczęłam siarczyście kląć. Co za koszmarny dzień. Mam nadzieję, że chłopakom nie przyjdzie do głowy iście gdzieś na imprezę, bo dzisiaj naprawdę nie mam na to ochoty. Czuję się wykończona. Po dobrych 30 minutach stania w korku, trąbienia i złamania kilku przepisów,  parkowałam samochód przed domem.
Wysiadłam z mojej fury i otworzyłam drzwi. Rzuciłam torbę w przedpokoju i weszłam do salonu. Moim oczom ukazali się muzycy i jakieś trzy dziewczyny. Uniosłam jedną brew i rozglądnęłam się po wszystkich. Baz siedział na fotelu i popijał mrożoną herbatę, Rob wachlował się jakąś gazetą chyba, a laski kleiły się do Bolana, Hilla i Snake'a. Oczywiście wraz z moim wejściem, wszystkich oczy zwróciły się w moją stronę.
- A gdzie Maria? - zapytał Baz i widząc moją minę podał mi swoją szklankę. Opróżniłam ją i oddałam mu pustą. Teraz mogę odpowiedzieć.
- Musiała zostać dłużej, ale niedługo powinna wrócić. - oznajmiłam i zmierzyłam dziewczyny zniesmaczonym wzrokiem. One oczywiście zrobiły to samo. - Dobra, idę się trochę odświeżyć. - powiedziałam i nie czekając na niczyją reakcję, pognałam schodami do swojego pokoju. Wzięłam z szafy jakieś ciuchy i poszłam do łazienki. Zimny prysznic w upalne dni, zawsze spoko. Na szczęście do pracy nie musiałam ubierać się w jakieś garsonki i inne sronki. Wyszłam z kabiny, wytarłam się i ubrałam jeansowe szorty, a do tego przydużą koszulkę Metallici, którą zawiązałam tak, że odkrywała mi brzuch, żeby nie było mi aż tak gorąco. Włosy wysuszyłam i związałam w wysokiego 'nieogarniętego' koka. Poczułam, że jestem głodna. No tak, niewiele dzisiaj jadłam. Zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni. Żeby dostać się do tego pomieszczenia, trzeba przejść przez salon, więc nie miałam wyjścia. Kiedy przechodziłam czułam na sobie wzrok wszystkich obecnych osób, jednak nie zwróciłam na to uwagi. Weszłam do kuchni, gdzie zastałam Roba. Uśmiechnęliśmy się do siebie, a ja zaczęłam przeszukiwać lodówkę. Jak zwykle, było w niej niewiele.
- Rooob! - zawyłam, głowę trzymając w lodówce, po czym zamknęłam ją z hukiem.
- Tak księżniczko? - zapytał podnosząc na mnie swoje oczęta. Chyba oderwałam go od rozmyślań.
- Jestem głodna, a nie ma nic do jedzenia - wydęłam wargi i spojrzałam na niego zbolałym wzrokiem. Wiem, że to było dziecinne. Ale miałam to gdzieś.
- Oj biedulka. Chodź zamówimy pizzę. Ja też chętnie coś wszamam, a chłopaki na pewno też. - powiedział i skierowaliśmy się do salonu. Maria już wróciła? Nie zauważyłam nawet, ale skoro siedziała sobie na kanapie  to raczej tak.
- Ludzie! Zamawiamy pizzę? - zadał pytanie Affuso, a wszyscy oczywiście przytaknęli.
Usiadłam obok Marii, a perkusista wykręcał numer.
- I jak tam sesja?
- Nic mi kurwa nie mów! Ta dziunia była okropna! To jej się nie podobało, bo za grubo wyszła, a tamto, bo jednak drugi profil ma lepszy - powiedziała naśladując głos gwiazdeczki, a my wybuchnęliśmy śmiechem. Swoją drogą czemu nikt mi nie przedstawi tych oto siedzących na przeciwko mnie... dzi... dziewczyn?
Niewychowane tumaństwo. Spojrzałam na nie. Nigdy wcześniej ich nie widziałam. Ciekawe, skąd chłopaki je wytrzasnęli. Z tego, co widziałam byli sobie raczej... hmm...bliscy? Przynajmniej zachowywali się tak, jakby zaraz mieli się tam pieprzyć z nimi. Nevermind.
- A no właśnie! Ivy to jest Melody, Katy i Susan - przedstawił Snake.
- Taaa... Cześć - powiedziałam z niechęcią w głosie, aż mnie Maria szturchnęła łokciem, ale gdy spojrzałam na nią wzrokiem typu "No co?", wzruszyła tylko ramionami.
- Znasz je? - tym razem zwróciłam się do blondynki, już szeptem.
- Nie. Baz coś mi mówił, że spotkali je w klubie czy coś. Ale nie musisz się martwić, raczej długo tu nie pobędą. - ostatnie zdanie wypowiedziała ze śmiechem.
- Że co? - jej słowa dotarły do mnie po pewnym czasie.
- Nic, ja nic nie mówię przecież. Zazdrośnica.
- Pff. - prychnęłam tylko. No dobra. W sumie, może miała trochę racji. Byłam zazdrosna. Ale przecież się do tego nie przyznam. Tak dobrze to nie ma.
Rozmowa coś nam się nie kleiła. Zapewne to przez pewne niechciane towarzystwo, no ale co ja na to poradzę. Z ulga przyjęłam więc dźwięk dzwonka do drzwi. Ruszyłam z salonu i otworzyłam zamaszyście drzwi. Odebrałam zamówienie i położyłam je na stole w pokoju. Byłam tak głodna, że od razu dobrałam się do pudełka z moją ulubioną, hawajską pizzą. Rob wie, co lubię najbardziej. Pożerałam ją w błyskawicznym tempie, a kiedy brałam ostatni kawałek natrafiłam zdziwiony i wyraźnie zniesmaczony wzrok 'koleżanek'. No tak, one prawie nic nie tknęły. W sumie się nie dziwiłam. Są tak chude, że ich żołądki nie przyjmują większej dawki jedzenia. Bidulki. Ale ja nie mam zamiaru nigdy iść na żadną dietę. To nie dla mnie. Po chuj mam się katować? Wolę być gruba, ale szczęśliwa, że jem to, co lubię. Whatever.
Zjedliśmy i wyrzuciliśmy, znaczy się Baz wyrzucił puste pudełka do kosza na śmieci. Później gdzieś się zmyli z Marią, żeby 'pobyć trochę razem'. Świeeetniee. Zostałam sama z chłopakami i tymi tam dziewczynami. Ich zachowanie względem siebie robiło się coraz bardziej niesmaczne, a panienki coraz częściej posyłały mi tryumfujące spojrzenia. Kiedy ręce chłopaków znalazły się pod ich bluzeczkami i zaczęli się namiętnie całować, wstałam gwałtownie i wyszłam na taras. Rozsunęłam szklane drzwi i usiadłam na schodku. Wyjęłam paczkę fajek i odpaliłam jedną. Zaciągnęłam się dymem i wyłączyłam myślenie. Z pokoju wokalisty i blondynki, jako że było uchylone okno, dochodziły do mnie ich śmiechy. Przewróciłam oczami. Tak słodko dookoła, że zacznę rzygać tęczą. Wypaliłam do końca i wróciłam do domu. W salonie już nikogo nie było. No tak. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, więc wyszłam na spacer. Kiedy przekroczyłam próg od razu poczułam, że tego mi było trzeba. Tętniące życiem, zabrudzone Miasto Aniołów. Wzięłam głęboki wdech i rozpoczęłam przechadzkę. Chodziłam ulicami bez celu. Nie wiem, jak długo mnie nie było, ale gdy wracałam już się ściemniało. Otworzyłam drzwi i znowu zastałam pusty salon. Zaczynam się czuć niepotrzebna i samotna. Nie bardzo wiedziałam, co ze sobą zrobić, więc poszłam do siebie do pokoju. Chyba nie muszę mówić, że z innych sypialni dochodziły bardzo 'konkretne dźwięki', które słychać było nawet u mnie. Chcąc je zagłuszyć włączyłam winyla Black Sabbath. Pomogło. Uśmiechnęłam się i położyłam na łóżku. Obróciłam się tak, że mogłam patrzeć przez okno. Księżyc zaczynał świecić, jednak przegrywał z neonami i reflektorami z klubów, domów i ulic. Uwielbiam krajobraz miasta nocą. Jest takie inne. Gapiłam się tak, aż w pokoju nastała cisza, co oznaczało, iż płyta się skończyła. Wstałam i ją wyłączyłam, a następnie poszłam do łazienki. Wzięłam ciepłą kąpiel oraz ubrałam się w koszulkę Supermana sięgającą mi do połowy ud i damskie bokserki. Poszłam jeszcze do kuchni, bo chciałam się napić. W pomieszczeniu zastałam Marię, która nalewała właśnie mleko do kubka. Otworzyłam szafkę, wyjęłam kubek dla mnie i podstawiłam jej. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła napełniając naczynie. Odwzajemniłam gest i wzięłam mleko. Usiadłyśmy na blacie.
- Co jest? - zapytała blondynka patrząc na mnie uważnie.
- Hmm? - nie bardzo wiedziałam, o co jej chodzi, a właściwie nie chciałam, żeby widziała, że coś jest nie tak. Niestety była dla mnie jak siostra i potrafiła czytać ze mnie, jak z otwartej księgi.
- No przecież widzę. Coś Cię trapi. Praca chyba raczej nie, bo jesteś jedną z lepszych dziennikarek w redakcji. Więc co jest?
- No naprawdę nic. Wydaję Ci się. - szłam w zaparte.
- Okej, nie chcesz nie mów. Ale pamiętaj, że Twoje oczy zdradzają wszystko. Jak będziesz chciała pogadać to wiesz, gdzie mnie znaleźć. - dopiła mleko, odstawiła kubek, zeskoczyła z blatu i cmoknęła mnie w policzek, a następnie pognała na górę. No tak, zawsze mi wszyscy mówili, że moje oczy mówią całą prawdę o mnie i można z nich wyczytać wszystko. Odprowadziłam ją wzrokiem i dziękowałam jej w duchu, że nie drążyła tematu. Nie wiedziałabym co jej powiedzieć. Sama nie wiem co się ze mną dzieje i o co mi chodzi. Może zaczynam się starzeć? Albo to jakaś choroba. Nie wiem. No, bo chyba nie jest zazdrosna. Nie mam o kogo, prawda? A może to zwykła chandra?
Zeszłam z blatu, odłożyłam kubek i poczłapałam do swojego pokoju. Walnęłam się na łóżko i zamknęłam oczy. Po kilku minutach spałam już twardym snem.

***

Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się ziewając. Spojrzałam przez okno. Słoneczko świeciło, ptaszki śpiewały, czego chcieć więcej. Wstałam i otworzyłam je szeroko. Uśmiechnęłam się czując na policzkach i włosach powiewy lekkiego wiatru. To nastawiło mnie bardzo pozytywnie. Odwróciłam się i podeszłam do szafy. Wyjęłam jeansy, koszulkę "Kiss", czerwone trampki. Poszłam do łazienki i wykonałam poranne czynności. Na szczęście nie zanosi się, żeby dzisiaj było tak gorąco jak wczoraj. Zeszłam do kuchni w celu zrobienia sobie śniadania. Zastałam tam już wszystkich. Jedli jakieś kanapki. Dziewczyn z wczoraj nie było.

- Cześć - powiedziałam wszystkim, na co odpowiedzieli radośnie.
Zrobiłam sobie herbatę i się do nich dosiadłam. Maria patrzyła na mnie podejrzliwie, więc posłałam jej wyszczerz a'la Steven. Chyba ją tym utwierdziłam w przekonaniu, że ze mną wszystko dobrze, bo pokiwała głową z uśmiechem. Gdy tak sobie jedliśmy wesoło rozmawiając, coś mi się przypomniało.
- A właśnie! Scotti! Miałeś mnie podszkolić w grze na elektryku, i co? - zapytałam patrząc na gitarzystę trzymając kubek z herbatą. Chłopak skierował swój wzrok na mnie. Widać było, że się nad czymś zastanawiał. Po chwili klepnął się ręką w czoło.
- A no tak, faktycznie! Zapomniałem! To co? Możemy teraz? 
- No jasne - odparłam entuzjastycznie i wstałam.
Hill uczynił to samo i już po chwili staliśmy pod drzwiami do jego pokoju. Otworzył je i wpuścił mnie do środka. Weszłam i od razu usiadłam sobie na łóżku. Chłopak podszedł do kilku gitar stojących na stojakach przy ścianie i wziął w ręce zieloną. Zrobił kilka kroków w moją stronę i stojąc przede mną wręczył mi instrument, po czym podłączył do wzmacniacza. Chwyciłam gitarę i ułożyłam ją sobie wygodnie na kolanach. Scotti obszedł łóżko i usiadł za mną. 
- Czego chcesz się nauczyć? - zapytał. Czułam jego ciepły oddech na karku. Trochę mnie to zdekoncentrowało, ale nie dałam nic po sobie poznać i szybko odpowiedziałam:
- Może "Paranoid"? - zapytałam odwracając głowę w jego stronę. Jego twarz była bardzo blisko mojej. Zbyt blisko. Szybko się odwróciłam i zamknęłam oczy, żeby uspokoić trochę serce, które w tym momencie dziwnie szybko biło. Chłopak zaśmiał się lekko i wziął moją lewą dłoń w swoją i ustawił ją odpowiednio na gryfie. Później chwycił moją prawą dłoń i zaczął szarpać nią struny. Po jakiś 30 minutach umiałam już sama zagrać połowę piosenki, więc gitarzysta oparł głowę o moje ramię i przyglądał się moim dłoniom. Po dwukrotnym zagraniu znudziło mi się, więc odstawiłam gitarę i położyłam się na łóżku, a chłopak zrobił to samo. Leżeliśmy obok siebie z głowami zwróconymi w swoja stronę. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy i uśmiechaliśmy się. Żadne z nas nic nie mówiło. Ta cisza była bardzo kojąca, a jednocześnie można było wyczuć pewnego rodzaju napięcie między nami. Po chwili zauważyłam na stoliku nocnym paczkę papierosów, więc wychyliłam się przez chłopaka, by ją sięgnąć. Kiedy chciałam wrócić na miejsce Scotti przytrzymał mnie, w taki sposób, że prawie na nim leżałam i usilnie wpatrywał się w moje oczy. Jego tęczówki totalnie mnie zahipnotyzowały i nie wiedząc co robię, delikatnie musnęłam jego usta.



I mamy kolejny rozdział, w którym na dobrą sprawę nic się nie dzieję. No cóż, postaram się w następnych rozkręcić akcję ;)
I mam pytanie: znacie może jakieś adresy blogów z opowiadaniami o Skid Row? Chętnie poczytam ;) Jeśli tak, to piszcie w komentarzu, na gg, gdziekolwiek ;D

czwartek, 22 listopada 2012

Dead Flowers - Rozdział 4

Rozdział ze specjalną dedykacją dla Michelle, ponieważ wczoraj miałyśmy małą rocznicę, a mianowicie miesiąc znajomości! ;) Znamy się 4 tygodnie, a mi się wydaję, że całe życie! Te nasze codzienne rozmowy i teorie spiskowe na temat Slasha i innych ^^ Jeszcze miesiąc temu się nie znałyśmy, a ja nie potrafię sobie wyobrazić już życia bez Ciebie! Jesteś moją siostrą bliźniaczką! ;D 
No, to w ramach świętowania wypijmy Danielsa i zatańczmy z Brownstownem!
Uwielbiam Cię kochana! ;* <3



Oderwałam się od niego i ponownie spojrzeliśmy sobie w oczy. Utonęłam w tych jego brązowych tęczówkach. Nic się wtedy nie liczyło. Tylko ja i on.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i cmoknął mnie w usta. Spojrzałam w bok. Duffy już nie przytulał Mandy, a rozmawiali w rogu pokoju. Pewnie chcieli być z dala od ludzi, żeby sobie wszystko wyjaśnić, zrozumiałe.
Podeszliśmy z Izzym do chłopaków i usiedliśmy na kanapie tak, że rytmiczny objął mnie ramieniem. Napotkałam wzrok Axla. Kiedy zauważył, że na niego patrzę uśmiechnął się szeroko, co odwzajemniłam równie wielkim wyszczerzem.
- No to Drodzy Państwo! Wychodzimy stąd i balujemy! - krzyknął Slash, co spotkało się z entuzjastyczną odpowiedzią z naszej strony. Wstaliśmy i wyszliśmy z pokoju, kierując się do środka baru i siadając przy tym samym stoliku, co zawsze chłopaki zajmują. Duff i Mandy zostali, pewnie dołączą do nas później.
Steven zajął się zamówieniami i po chwili przed naszymi twarzami pojawiły się butelki różnych trunków. Sięgnęłam dla siebie Nightraina i wzięłam łyka. Po chwili dosiedli się do nas McKagan z blondynką. Spojrzałam w ich stronę, a kiedy mój wzrok napotkał się ze wzrokiem Mandy, ta kiwnęła mi tylko głową i uśmiechnęła się. I tak z nią pogadam i wypytam o wszystko. Ale to później. Zrobiłam im miejsce i Mandy usiadła obok mnie biorąc dla siebie butelkę Jima Beama. Stuknęłyśmy się szyjkami i wypiłyśmy odrobinę alkoholu. Sięgnęłam do kieszeni mojej ramoneski i wyciągnęłam paczkę Marlboro. Podsunęłam ją blondynce, jednak odmówiła. Zapaliłam swoją fajkę i oparłam się o oparcie kanapy. Izzy gdzieś zniknął, Duff cały czas zagadywał Amandę, Slash był w świecie swoich włosów i Danielsa. A właśnie gdzie jest Judy? Hmm... ciekawe. Miejsce obok mnie zajął Axl.
- Cześć Mała - zagadał zabierając sobie papierosa z mojej paczki i odpalając go.
- Cześć Rudzielcu - odpowiedziałam śmiejąc się.
- Dziękuję - powiedział nagle patrząc na mnie z wdzięcznością. Uniosłam jedną brew.
- Za co? -  zdziwiły mnie jego podziękowania. Niby co ja takiego zrobiłam?
- Nie powiedziałaś nikomu o naszej rozmowie.
- Axl mówiłam Ci przecież, że nikomu nie powiem. Ale nie czas na takie rozmowy. - walnęłam go lekko z pięści w ramię. Wokalista udał obrażonego i zaczął rozmasowywać miejsce "uderzenia". Patrzyłam na niego jakiś czas, aż w końcu w tym samym momencie wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem. Kiedy się uspokoiliśmy, coś mi się przypomniało.
- A tak właściwie Axl, to gdzie Judy? - zapytałam szturchając go łokciem.
- Ta dziwka? Slash z nią zerwał dziś rano, jak się dowiedział, że kurwiła się z każdym z nas. - odpowiedział wzruszając ramionami.
Czyli jednak miałam rację. Spojrzałam w stronę Slasha. Na załamanego to on nie wyglądał. Napotkał mój wzrok i uśmiechnął się.Wyciągnęłam w jego stronę swoją butelkę i stuknęliśmy się nimi.
- Za wolność!
- To Ty już chyba nie bardzo, co? - zaśmiał się i poruszył charakterystycznie brwiami. Prychnęłam i wróciłam na swoje miejsce. Slash pokręcił jedynie głową.
No właśnie. Czy ja w ogóle mogę traktować Izzy'ego, jako swojego faceta? I gdzie on do cholery teraz jest?
Zastanawiałabym się tak jeszcze jakiś czas, ale Stradlin wrócił i usiadł obok mnie. Pocałował mnie i impreza właśnie się zaczęła. Alkohol lał się strumieniami, nawet pojawiły się jakieś narkotyki.

Wracaliśmy właśnie pieszo z klubu. Szłam z Izzym i podtrzymywaliśmy się nawzajem. Na głowie miałam cylinder Slasha, który mu zabrałam gdy byliśmy jeszcze w klubie. Chuj z tym, że był mi za duży i cały czas zjeżdżał mi na oczy i musiałam go poprawiać. Steven szedł razem ze Slashem ale raczej kiepsko im to szło, Duff razem z Mandy - zakochańce - przytulali się i trzymali nawzajem, żeby przypadkiem nie upaść. Axl radził sobie sam i całkiem nieźle mu to szło. No, może po prostu nie wyglądał na osobę, która zaraz się wyjebie.
Po dobrej godzinie (zawsze zajmuję nam to jakoś 20 minut) dotarliśmy do HellHouse. Wtoczyliśmy się do domu śmiejąc się i uciszając nawzajem. Wszyscy gdzieś poleźli, a ja nie wiem kiedy i jak, nagle znalazłam się w pokoju Isbella.
Gitarzysta przygwoździł mnie do ściany i wpił w moje usta. Całowaliśmy się coraz bardziej zachłannie. Usta rytmicznego zjechały na moją szyję, a ręce powędrowały pod moją koszulkę, ja w tym czasie cicho mruczałam i mierzwiłam jego włosy. Podniósł głowę i nasze usta znowu się połączyły. Wskoczyłam na niego i oplotłam jego biodra nogami, a rytmiczny trzymał mnie za pośladki. Skierowaliśmy się w stronę łóżka, na które mnie rzucił i zawisnął nade mną. Ściągnął moją bluzkę jednym zgrabnym ruchem i zaczął obcałowywać każdy odkryty skrawek mojego ciała. Po chwili ja uczyniłam to samo, a po kilku minutach oboje byliśmy już tylko w bieliźnie. Nagle Izzy oderwał się ode mnie i sięgnął do szafki nocnej, po czym wyciągnął z niej woreczek z białym proszkiem. Pomachał mi nim przed nosem, a mi aż zaświeciły się oczy i przygryzłam dolną wargę. Stradlin znowu złączył nasze usta całując mnie drapieżnie. Nagle przerwał pocałunek kończąc go przygryzieniem mojej wargi. Skupił teraz swoją uwagę na otworzeniu woreczka, a ja bacznie obserwowałam każdy jego ruch. W końcu otworzył opakowanie i spojrzał mi głęboko w oczy przybliżając swoją twarz, pocałował mnie i odsunął się. Wysypał połowę białego proszku, jakim była kokaina, na mój brzuch formując ścieżkę ciągnącą się od mojego mostka do majtek. Nachylił się i zlizał wszystko od dołu do góry, kończąc soczystym buziakiem. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz i obróciliśmy się tak, że teraz to ja byłam na górze. Zrobiłam z narkotykiem to samo co Izzy i połączyliśmy się w kokainowym pocałunku. Gitarzysta odpiął mój stanik bez większych problemów i zaczął pieścić moje piersi. Nie zostałam mu dłużna i szybko pozbyłam się jego bokserek celowo hacząc paznokciami o jego pośladki. Stradlin zamruczał prosto w moje usta i jednym zgrabnym ruchem zerwał moje majtki. Byliśmy już całkowicie nadzy i patrzyliśmy sobie w oczy. Poczułam rękę gitarzysty poruszającą się po moim udzie. Lekko rozchylił moje nogi i wszedł we mnie. Wydałam z siebie krzyk i wpiłam się w usta bruneta. Rytmiczny poruszał się szybko napędzany moimi jękami i naszymi gorącymi oddechami. Kochaliśmy się jakieś pół godziny, po czym chłopak opadł na pościel obok mnie. Pocałował mnie w czubek głowy i objął ramieniem. Podnieśliśmy się do siadu, tak, że opieraliśmy się o ramę łóżka i wyciągnęłam paczkę czerwonych. Odpaliłam jednego, zaciągnęłam się i podałam fajkę partnerowi. Paliliśmy jednego papierosa na spółę, a kiedy skończyliśmy, poszliśmy razem pod prysznic. Isbell pożyczył mi swoją koszulkę, która sięgała mi do połowy ud. Wyszliśmy z łazienki objęci i położyliśmy się do łóżka. Wtuliłam się w jego ciało i zasnęłam.

Obudziłam się sama w łóżku. Przetarłam zaspane oczy, ziewnęłam i podniosłam się do siadu opierając się na łokciu. Rozejrzałam się po pokoju, ale jedyne co zauważyłam, to wszędzie porozrzucane części mojej garderoby. Ale ani śladu mojego nocnego kochanka. Opadłam z powrotem na miękkiej pościeli i zamknęłam oczy. Zastanawiałam się, czy dla Izzyego ta noc była tylko jednorazowym wybrykiem po pijaku, czy naprawdę coś do mnie czuję. Ja zdecydowanie mogłam przyznać, iż nie był mi obojętny. Dotychczas traktowałam go, jak przyjaciela, starszego brata. Teraz był kimś do kogo żywiłam zupełnie inne uczucia. Nie jestem pewna, czy to miłość, ale wiem, że to co czuję, jest uczuciem silnym i wprawiającym mnie w doskonały humor.
Wstałam, pozbierałam swoje rzeczy i ubrałam się. Zeszłam po schodach do kuchni z nadzieją, że znajdę tam Jeffa, ale zastałam tam tylko Slasha. Wpieprzał tosty z czekoladą, więc podeszłam do niego na paluszkach i ukradłam mu jednego. Hudson dopiero teraz mnie zauważył i zrobił oburzoną minę widząc mnie z jego tostem w ręce i częściowo w buzi. Zmrużył oczy z głośnym "Ej! To moje" i rzucił się na mnie. Zaczęłam piszczeć, kiedy złapał mnie w pasie. Zgięłam się w pół i odsunęłam ramię jak najdalej, bo próbował zabrać mi kanapkę. Śmiechu było co nie miara, ale i tak nie pozwoliłam mu odebrać mojej zdobyczy.
- Co tu się dzieje? - właśnie Hudson zaczął mnie łaskotać, kiedy usłyszeliśmy głos Izzyego. Odskoczyliśmy od siebie i patrzyliśmy rozbawieni na Stradlina.
- Ona mi zabrała tosta! I to z czekoladą! - odpowiedział udając obrażonego Kudłacz.
- Trzeba było pilnować! - odgryzłam się i pokazałam mu język.
- Jak dzieci - powiedział rytmiczny z uśmiechem i podszedł do mnie obejmując mnie w pasie.
- A Ty, Hudson się pilnuj, bo ona jest moja, i nie zamierzam się nią dzielić, więc następnym razem łapy przy sobie. - pogroził gitarzyście palcem i pocałował mnie czule.
Dobra. Jestem zaskoczona. Ale szybko się opamiętałam i oddałam pocałunek.
Czyli jednak coś dla niego znaczę.


Znowu wyszedł krótki! :/ Wybaczcie.
I to moja pierwsza taka scena, więc nie bić! Nie umiem tego opisywać ;P

środa, 14 listopada 2012

Dead Flowers - Rozdział 3

Po wyjściu Axla nie bardzo wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Postanowiłam więc, że zacznę się przygotowywać do wyjścia na ten koncert. Wstałam z kanapy i poszłam do swojego pokoju. Włożyłam do gramofonu winyl Metallici i wyciągnęłam z szuflady czarny lakier. Wraz z pierwszymi dźwiękami "Enter Sandman" usiadłam przy biurku i zaczęłam malować paznokcie. Skończyłam po 10 minutach i odczekałam chwilę, aby paznokcie wyschły. Kiedy byłam pewna, że ich nie rozmarzę lub odrę, wstałam z krzesła i postanowiłam wybrać coś do ubrania. Wypadło na podarte rajstopy, bluzko - sukienkę z logiem Misfits i glany. Przebrałam się i zrobiłam makijaż. Włosy jak zawsze zostawiłam rozpuszczone.
Spojrzałam na zegarek. 16:34. Miałam jeszcze dużo czasu, więc wzięłam książkę, którą niedawno zaczęłam i usiadłam na łóżku czytając. Czas zleciał mi bardzo szybko i kiedy ponownie zerknęłam na godzinę, była już 19:30. Szybko wstałam, odłożyłam książkę, założyłam ramoneskę, wzięłam torbę i wyszłam uprzednio zamykając drzwi. Po chwili byłam już na ulicach LA. Miasto, które nigdy nie śpi. No to na pewno. Zaciągnęłam się zabrudzonym powietrzem. Kocham to.
Przed klubem był już spory tłum ludzi. Większość z nich krzyczała, albo niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę. Stwierdziłam, że w takiej kolejce to ja stać nie mam zamiaru i pierdoląc zasady, wepchnęłam się na przód. Za sobą usłyszałam oczywiście wiele wyzwisk i innych epitetów. Pokazałam wszystkim fucka i chciałam wejść do klubu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy wielki koleś stojący przy wejściu nie chciał mnie wpuścić. Twierdził, że jst koncert i można wejść tylko, jeśli ma się bilet. No brawo Axl, na koncert mnie zaprosiłeś, ale biletu to już nie łaska dać.
- No chyba sobie jaja robisz?! Ja jestem przyjaciółką Guns n Roses! - awanturowałam się. Koleś spojrzał na mnie pobłażliwym wzrokiem.
- Złotko, wiesz ile lasek już tak twierdziło?
- No to ich kurwa zapytaj, a potwierdzą!
- Nie mam na to czasu! Jak ich znasz, to trzeba było sobie załatwić wejściówkę! Nie? To wypierdalaj!
Czułam, że zaczynam się gotować ze złości. Zrobiłam krok w tył i już chciałam zrezygnować, kiedy gdzieś w oddali zobaczyłam blond głowę.
- Duuuff! Duuuuff! - zaczęłam drzeć się jak opętana, wymachując przy tym rękoma.
Basista zaczął rozglądać się w poszukiwaniu osobnika, który go woła i w końcu mnie zauważył. Podszedł do mnie.
- No cześć Debbie! Co jest?
- Nie dostałam biletu na Wasz koncert, a ten goryl nie chcę mnie wpuścić. Nie wierzy, że Was znam. - oznajmiłam pokazując ochroniarza palcem.
- Kretyn. Chodź, wejdziesz tylnym wejściem - powiedział i zaprowadził mnie na tył klubu, gdzie weszliśmy do jakiejś garderoby chyba.  Muzycy już tam byli. Przywitałam się ze wszystkimi i usiadłam obok Isbella na kanapie. Poczęstował mnie fajką, co z chęcią przyjęłam. Kiedy sięgałam do popielniczki, żeby zrzucić popiół  zauważyłam wzrok Axla. Bacznie mnie obserwował. Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, a on niepewnie odwzajemnił gest i odwrócił wzrok. Chciałam do niego zagadać, ale do pokoju wszedł jakiś koleś i oznajmił, że chłopcy mają już wychodzić na scenę. Życzyłam im powodzenia i sama wyszłam z pomieszczenia, żeby udać się na widownię.
Ale ludu! Jezu! No, ale nic, trzeba się pchać. No w końcu do czegoś przydały mi się łokcie. Kiedy tak się pchałam niechcący trąciłam jakąś dziewczynę, której na bluzkę wylał się drink.
- Jezu! Przepraszam! - przeprosiłąm szybko.
- No niee! Ale spoko to w sumie tylko bluzka, spierze się. Tylko teraz będę musiała siedzieć w mokrej. - była trochę niezadowolona, ale uśmiechała się. Ale mi było głupio! Po co ja się tak pchałam z tymi łokciami? Było je trzymać przy sobie!
Przepraszałam ją tak jeszcze kilka minut, aż w końcu mi powiedziała, że jeszcze raz to zrobię, a tym razem ona coś na mnie wyleje. Uśmiechnęłam się do niej. Wydawała się sympatyczna.
- Deborah - wyciągnęłam do niej rękę.
- Amanda - uścisnęła moją.
Po chwili na scenę wyszedł zespół. Na widowni rozległy się piski i krzyki. Stałyśmy w pierwszym rzędzie. Mandy dziwnie zesztywniała i wpatrywała się zdumionym wzrokiem w chłopaków. Dziewczyny różnie na nich reagowały, ale w sumie z takim czymś się jeszcze nie spotkałam. No cóż, nie moja sprawa
Skupiłam się na koncercie. Axl tańczył swój taniec węża, Slash był totalnie w swoim świecie, gdzie znajdywał się tylko on i jego gitara, Steven zacieszał na perkusji, Duff zapierdalał na basie, a Izzy jak to Izzy - był trochę w cieniu. Zagrali cały materiał z AFD i żegnani ogromnymi oklaskami, zeszli ze sceny. A mi do głowy wpadł pewien pomysł. Złapałam szybko Mandy za rękę, żeby mi przypadkiem nie uciekła i nic nie mówiąc zaprowadziłam pod drzwi "garderoby".
- Co Ty robisz?! - zapytała zdziwiona dziewczyna próbując mi się wyrwać.
- Spokojnie! Jestem Ci coś winna za tą bluzkę, a poza tym ja ich znam, więc spoko. - mrugnęłam do niej i nie czekając na jej reakcję nacisnęłam klamkę i weszłam do pomieszczenia.
Zespół już zdążył rozsiąść się na kanapach z różnymi trunkami w dłoniach. Kiedy zobaczyli, że nie jestem sama, zmarszczyli brwi i spojrzeli po sobie.
- Mandy?! - nagle odezwał się Duff patrząc na dziewczynę z niedowierzaniem. Chłopaki jeszcze bardziej się zdziwili, a ja razem z nimi.
- Cześć Duff - odezwała się niepewnie dziewczyna. Odsunęłam się, w celu zrobienia im miejsca i stałam teraz pod ścianą przyglądając się scenie.


Mandy:
Nie spodziewałam się, że mu się uda. A tu proszę bardzo! Stoję teraz naprzeciwko niego, po koncercie jego zespołu, który jest znany na całym świecie. To o tym zawsze marzył. Tego pragnął. Dla tego, tyle poświęcił. W tym nasz związek, ale to już w sumie osobna historia. Nie mam do niego żalu, bo to ja nie chciałam wyjechać z nim. Ale kilka tygodni temu dojrzałam do tego pomysłu i przyjechałam do Los Angeles. Nawet nie wiem po co. Bo na odnalezienie go raczej nie liczyłam. Ale jak widać, los bywa przewrotny. Kiedy przypadkiem natknęłam się na plakat reklamujący koncert Guns n' Roses i ujrzałam go na zdjęciu, wiedziałam, że muszę go znowu zobaczyć. I udało mi się. Zmienił się. Wyprzystojniał i ma inna fryzurę. Układałam sobie tysiące razy w głowie to, jak będzie wyglądać nasze spotkanie i rozmowa, a kiedy już do tego doszło, nie wiem co zrobić, a język ugrzązł mi w gardle. Wszystkie uczucia wróciły.


Duff:
Nie wierzę! No po prostu kurwa nie wierzę! Moja mała Mandy, moje kochanie, stoi teraz przede mną i jest równie zaskoczona co ja. Tyle razy myślałem o niej, tyle razy chciałem napisać, nigdy nie starczyło mi odwagi. Nic się nie zmieniła. Nadal jest malutką, śliczną blondyneczką. Ewidentnie nie wiedziała, co ma zrobić, ja w sumie też. ale w końcu zagarnąłem ją i mocno do siebie przytuliłem, czując, jak mnie obejmuje i wtula się, jak najmocniej. Staliśmy w takiej pozycji dobrych kilka minut nie mogąc się oderwać.


Debbie:
Stałam pod ścianą poruszona całą sytuacją. W życiu bym nie przypuszczała, że na koncercie chłopaków obleję jakąś dziewczynę drinkiem, a ona okaże się dawną miłością Duffa. Byłam tak zaskoczona, że nie zauważyłam, jak podszedł do mnie Izzy i zaczął coś mówić.
- ... c-co? - zapytałam wyrwana z zamyśleń i spojrzałam na niego. Stradlin zaśmiał się pod nosem.
- Pytałem, jak Ci się koncert podobał - powtórzył. Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma w dłoni jakąś butelkę. Nightrain chyba.
- No muszę przyznać, że jesteście genialni. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i wyrwałam mu butelkę, wzięłam potężnego łyka i oddałąm. Tak, to był Nightrain.
Rytmiczny podszedł bliżej, a prawą rękę, którą miał wolną, oparł na ścianie po mojej lewej. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i nagle poczułam jego usta na swoich. Całował delikatnie, ale zarazem namiętnie. Po chwili oderwał się ode mnie.
- Debbie... przepraszam... ja.. - dukał niewyraźnie, nie wiedząc, jak się wytłumaczyć.
- Zamknij się! - rozkazałam i wpiłam się w jego usta całując je zachłannie.



Tadam! Macie, co chciałyście! ;D
Wiem, że krótki, ale tak wyszło ;P
Przepraszam za błędy i powtórzenia ;)
Enjoy!


poniedziałek, 5 listopada 2012

Psycho Love - Rozdział 2

Po pierwsze: zbieram szczękę z podłogi! Mój blog ma około 3 tygodni, a już ma ponad 1 000 wejść! Nie wiem co powiedzieć, więc mówię dziękuję i kocham Was! <3
Po drugie: Przepraszam za ten rozdział. Jest okropny, nudny i ogólnie bez sensu. Ale dopadł mnie brak weny :c 


Obudziłam się ponownie, jako pierwsza. Dziwne. Wyswobodziłam się z żelaznego uścisku Scottiego i poszłam do siebie do pokoju. Mieszkam razem z Marią i Skid Row. O dziwo nie męczył mnie kac. Ale to pewnie dlatego, że wczoraj nie uchlaliśmy się do nieprzytomności, a jedynie byliśmy pijani.
Weszłam do pokoju i od razu skierowałam się w stronę szafy. Ziewnęłam przeciągle i drapiąc się po głowie otworzyłam jej drzwi. Wyjęłam ciemne rurki, czarną koszulkę Jacka Danielsa, jeansową kamizelkę i czarne trampki. Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic, a następnie ubrałam się w przygotowane rzeczy. Włosy wysuszyłam i zostawiłam rozpuszczone. Zeszłam na dół i od razu skierowałam się do kuchni. Reszta jeszcze spała. Pokręciłam głową z uśmiechem. W kuchni zajrzałam do lodówki i (o dziwo!) była uzupełniona. Wyjęłam więc jajka i patelnię. Nic więcej nie chciało mi się robić. Usmażyłam jajecznicę i wstawiłam wodę na herbatę, a w chwili, gdy wyciągałam talerze z szafki, w pomieszczeniu pojawił się ziewający Rachel. Uśmiechnęłam się do niego, na co odwzajemnił gest.
- Obudź resztę, bo wystygnie - powiedziałam zalewając kubki gorącą wodą. Bolan potwierdził jedynie kiwnięciem głowy i wyszedł do salonu. Po chwili usłyszałam głośne "Wstawać kurwa!", na które nawet ja nieco się skrzywiłam. Ktoś odpowiedział mu "Spierdalaj cwelu!" i 5 osób pojawiło się w kuchni z raczej niewesołymi minami. Wybuchnęłam śmiechem na ich widok. Oni spojrzeli na mnie jedynie wzrokiem mówiącym "Serio? Takie to zabawne?" , więc się zamknęłam, ale musiałam zacisnąć usta, żeby nie wybuchnąć. Oczywiście jak tylko zobaczyli jedzenie to od razu się na nie rzucili, podałam im jeszcze szybko herbatę i sama usiadłam i zaczęłam jeść.
- Jakieś plany na dzisiaj? - zapytała Maria popijając gorący napój.
- Idziemy na próbę, idziecie z nami? - odpowiedział jej Snake i popatrzył na nas dwie. Skrzyżowałyśmy z blondynką swój wzrok, jakby zastanawiając się i uśmiechnęłyśmy się.
- No pewnie! - oznajmiłam.
Dalsza rozmowa była taka sobie o wszystkim i niczym. Po skończonym jedzeniu chłopaki gdzieś się ulotnili, a ja z Marią zostałyśmy żeby posprzątać. Szybko się uwinęłyśmy, bo byłyśmy dwie. A co cztery ręce to nie dwie, czy jakoś tak. Przy okazji pogadałyśmy sobie trochę. Ostatnio mamy mało czasu dla siebie. Ona poświęca go dużo Bachowi no i obydwie pracujemy. Niby w tym samym miejscu, jednak nie mamy dużo wspólnego ze sobą.
Skończyłyśmy i poszłyśmy do salonu, gdzie muzycy już na nas czekali. Zgarnęłam jeszcze tylko paczkę moich fajek ze stołu i mogliśmy wychodzić. Szliśmy sobie wolnym krokiem ulicami Los Angeles. Jak zawsze śmialiśmy się ze wszystkiego i ja, oczywiście, potknęłam się na prostej drodze. Towarzystwo wybuchnęło takim śmiechem, że myślałam, że zaraz pękną. Śmiejcie się kurwa. Ale po chwili miałam bekę razem z nimi. Po 10 minutach doszliśmy do celu. Już bez żadnych niespodzianek. Chłopcy od razu poszli po gitary i tak dalej, a ja z blondynką usiadłyśmy na jakiś pudłach, czy tam wzmacniaczach na przeciwko nich, tak, że byłyśmy ich "publicznością". Muzycy jakoś się w końcu ogarnęli i można było zacząć próbę.
Pierwszą piosenką było "Beat Yourself Blind". Siedziałam obok Marii siadem skrzyżnym, tzw. po turecku, a blondynka tak, że nogi jej luźno zwisały. Patrzyłyśmy na chłopaków i często komentowałyśmy ich zachowania lub cokolwiek. Chyba im trochę przeszkadzałyśmy, kiedy tak wybuchałyśmy śmiechem co jakiś czas, bo patrzyli na nas wzrokiem pełnym dezaprobaty. My jednak wystawiałyśmy im tylko języki i robiłyśmy dalej swoje. 
Kiedy przyszła kolej na "Get The Fuck Out" stwierdziłam, że mam ochotę na papierosa. Sięgnęłam więc do górnej kieszeni w mojej kamizelce i wyciągnęłam paczkę. Wyjęłam fajkę i wsadziłam w usta. Zaczęłam przeszukiwać kieszenie w postaci zapalniczki, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć.
- Maria, masz ognia? - zapytałam przyjaciółkę.
- Przecież wiesz, że nie palę. I ty też nie powinnaś. - odpowiedziała. Wywróciłam jedynie oczętami i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby mi odpalić tą pierdoloną fajkę!
Z papierosem zauważyłam jedynie jakiegoś dziwnie wyglądającego kolesia od sprzętu i Hilla. Szybko przekalkulowałam w głowie, i stwierdziłam, że pan nr 1 odpada. Zeskoczyłam ze wzmacniacza, na którym usadowiłam dupę i podeszłam do gitarzysty. Trochę zburzyłam spokój skupienie zespołu, bo zaczęli mnie bacznie obserwować. Wyjęłam fajkę z ust Scottiego i odpaliłam moją od jego, po czym z powrotem włożyłam mu ją do ust. Wróciłam na swoje miejsce i oddawałam się nałogowi. Uwielbiam ten moment kiedy dym leci prosto do płuc i je wypełnia. Zawsze celebruje rytuał palenia. 
Próba trwała jeszcze jakieś 40 minut. 
Wychodząc z takiego jakby 'studia', no w sumie nie wiem co to było, w każdym bądź razie tam się odbywały próby, stwierdziliśmy, że nie chce nam się wracać do domu. Jak to my poszliśmy do klubu. Tym razem padło na Roxy. Była dosyć wczesna godzina, więc i ludzi było niewiele. Zajęliśmy stolik i czekaliśmy, aż przyjdzie ktoś, żeby zebrać zamówienie. Po niecałych 3 minutach przed nami stanęła dziewczyna w długich kręconych włosach, ubrana w króciutką spódniczkę ledwie zasłaniającej jej dupę i w bluzce z takim dekoltem, że prawie widać jej było całe cycki. Laska ewidentnie za cel obrała sobie wyrwanie Bolana, bo nachalnie się do niego nachylała i patrzyła na niego. Kiedy potknęła mu swoje cycki pod nos zaczęłam się histerycznie śmiać. To było takie zabawne! Może i nie zbyt miłe, ale akurat dla takich osób nie mam szacunku. Płytkie wiem. Towarzystwo, łącznie z kelnerką spojrzało na mnie zdziwionym wzrokiem. Machnęłam tylko ręką i lekko się uspokoiłam. Zamówiliśmy Danielsa i piwo dla mnie, bo jakoś nie chciało mi się znowu pić. 
- Co Cię tak rozbawiło? - zapytał Baz unosząc brwi.
- Oj no, bo to było takie zabawne, jak chciała uwieść Rachela i prawie mu zęby wybiła biustem. - odparowałam i wstałam. Usłyszałam tylko śmiech reszty. Poszłam do łazienki. Siku mi się chciało. Weszłam do kabiny i załatwiłam swoją potrzebę. Gdy myłam ręce do moich uszu dobiegały dźwięki rozkoszy z jednej z kabin. Ktoś ewidentnie się pieprzył! W biały dzień, kurwa. Wyszłam i skierowałam się w stronę stolika. Zamówienie już przyszło, więc usiadłam i zajęłam się swoim piwem. Reszta o czymś tam rozmawiała, jednak mnie to jakoś nie interesowało. Zastanawiałam się nad swoim życiem. Taaa.... Ja pierdolę, ale mnie wzięło. Od kiedy ja jestem taka refleksyjna? No bo kurwa, jak tak patrzę na Marie i Bacha, to stwierdzam, że też chcę się zakochać. Chcę mieć przy sobie kogoś, kto mnie przytuli, opieprzy jak będzie trzeba, a przede wszystkim kto będzie kochał za wszystko i bez względu na wszystko. Gdy tak rozmyślałam nie zauważyłam, jak towarzystwo wstaje.
- Heeej, Mała! Ziemia do Małej! Haaalooo! - po chwili dopiero zauważyłam, że ktoś macha mi ręką przed oczami. Podniosłam wzrok i zauważyłam uśmiechniętą twarz Snake'a. Potrząsnęłam głową z pytaniem 'co?'
- Chodź! Chcemy Wam kogoś przedstawić. - odpowiedział i wyciągnął dłoń w moją stronę. Chwyciłam jego łapkę i wstałam dreptając za nim. Nie wiem czemu nagle przypomniała mi się piosenka Stonesów "Stupid Girl" i zaczęłam ją sobie nucić. W końcu doszliśmy do stolika zajmowanego przez gości, których skądś znam, ale nie mam pamięci do twarzy, imion i nazw. No trudno. Stanęłam pomiędzy Snake'em a Robem. 
- Dziewczyny to jest Guns n' Roses. - powiedział Sebastian sadzając sobie blondynkę na kolanach.
No, teraz już pamiętam. Chłopaki kiedyś coś o nich mówili. Chyba się przyjaźnili.
- Witamy piękne panie. Jestem Axl, to jest Duff, Slash, Izzy i Steven - podaliśmy sobie ręce i zaczęliśmy się sciskać, żeby usiąść. Zbyt dużo miejsca nie było, ale oczywiście tylko dla mnie go nie starczyło. Rudzielec spojrzał na mnie wymownie i poklepał swoje kolana. Uniosłam brwi. Brzydki nie był, ale bez przesady. Prychnęłam i usiadłam na kolana Scottiemu. Ten objął mnie w pasie i bardziej do siebie przygarnął kładąc głowę na moim ramieniu. Wyciągnęłam paczkę Marlboro z kieszeni i wyjęłam fajkę, częstując również towarzysza. Jako, że nie miałam zapalniczki, przeszukałam jego kieszenie i wyciągnąwszy zdobycz podpaliłam papierosy. Zrobiło się już dosyć późno, bo w barze było coraz więcej ludzi i mniej światła dobiegało z zewnątrz. Na stole nagle pojawiły się butelki przeróżnych trunków. Nici z mojego postanowienia. Od razu chwyciłam Jacka i wzięłam potężny łyk. Slash spojrzał na mnie i powiedział z uśmiechem:
- O widzę, że dzisiaj pijesz ze mną - również się uśmiechnęłam i stuknęliśmy się butelkami. 
Rozmowa zeszła na temat muzyki. No to jest temat rzeka. Nigdy się nie wyczerpuję. Gadaliśmy o ulubionych zespołach, jak również o ich wspólnej trasie koncertowej, o której razem z Marią dowiedziałyśmy się dzisiaj. Widząc nasze zdziwione miny Duff wytłumaczył, że ma się ona odbyć dopiero za miesiąc. Pokiwałam głową i zajęłam się rozmową ze Stevenem. Był taki kurewsko pozytywny, że sama mi się morda cieszyła. W ogóle wszyscy okazali się bardzo fajni. Tylko Izzy był trochę mało rozmowny. Ale nie moja sprawa, nie to nie, gadałam z innymi. 
Po opróżnieniu wszystkich butelek na stole pojawiły się białe proszki. Z tego, co się orientowałam była to kokaina i heroina. Oni na serio mieli to zamiar wciągnąć? No kurwa serio?! Spojrzałam na Marię i chłopaków ze Skid Row. Mieli trochę zmieszane, a zarazem przestraszone miny. Wiedzieli o co mi chodzi. Kilka lat temu przez narkotyki straciłam bliską mi osobę, wiedziałam, że Skid Row mają podobny stosunek do tego co ja. Gdy tylko widziałam gdzieś dragi dostawałam kurwicy. Teraz nie chciałam robić scen, więc gdy Gunsi uformowali sobie kreski i zaczęli je wciągać, zerwałam się z kolan gitarzysty i wyszłam z klubu. Po chwili słyszałam czyjeś kroki za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Marię, a za nią cały zespół. Zaczekałam na nich i razem wróciliśmy do domu. Nie mam pretensji do nikogo. Gunsi nie wiedzieli, jak ja reaguje na narkotyki, a poza tym, że żal mi ich, iż są uzależnieni to mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy. Wydają się być zajebistymi ludźmi! I tego się będę trzymać! 


wtorek, 30 października 2012

Psycho Love - Rozdział 1

Witam ! ;) Chciałabym poinformować, iż będzie się tu pojawiać również moje opowiadanie o Skid Row ;D
Enjoy!



Otworzyłam oczy i nie bardzo mogłam zlokalizować miejsce swojego pobytu. Po jakiejś minucie rozbudziłam się na tyle, iż byłam już w stanie w miarę racjonalnie myśleć. Ewidentnie byłam w kogoś wtulona, a tajemniczy osobnik obejmował mnie szczelnie ramionami tak, że prawie nie mogłam się ruszyć. Podniosłam głowę na tyle, na ile pozwalała mi moja pozycja. No tak. Scotti. Uśmiechnęłam się pod nosem i położyłam głowę z powrotem na jego klatce piersiowej.

Stałam na środku jakiegoś placu na otwartej przestrzeni od 10 minut i rozglądałam się w poszukiwaniu Marii. Kazała mi tu przyjść, a nigdzie jej nie ma! Maria to moja przyjaciółka od zawsze. Jej chłopak ma z kumplami zespół. Z tego, co pamiętam nazywają się Skid Row i dziś grają koncert, właśnie na tym placu, na którym stoję. Moja przyjaciółka kazała mi tu przyjść, bo nie miałam okazji poznać jeszcze jej chłopaka i reszty. Więc uznała, że koncert jest idealną okazją. No świetnie. Nie miałam nic przeciwko, ale kurwa mogłaby się chociaż pokazać! 
Chyba wyglądałam jak jakaś sierota, bo pracownicy kręcący się i ustawiający sprzęt, dziwnie na mnie patrzyli kiedy mnie mijali. A pierdolcie się!
Westchnęłam ciężko i zrobiłam krok do przodu, żeby móc obserwować z bliższej odległości scenę. Miałam płonną nadzieję, że może tam ją zobaczę. Niestety ujrzałam tylko technicznych i jakiś dwóch chłopaków, którzy sprawdzali sprzęt. Za sobą usłyszałam jakieś głosy, ale zanim zdążyłam się obrócić poczułam jak ktoś skacze mi na plecy z dzikim piskiem, miażdżąc mnie przy okazji. Tym osobnikiem okazała się być Maria. Zlazła ze mnie, więc mogłam się obrócić w jej stronę. Gdy tylko to zrobiłam, ta od razu mnie przytuliła. Odwzajemniłam uścisk.
- No kochana nareszcie jesteś! - powiedziała z ogromnym wyszczerzem.
- No heeej, to ja tu na Ciebie czekam od jakiś 10 minut! 
- Oj dobra no, moja wina. Whatever. Chooodź, poznasz Sebastiana i resztę - oznajmiła i zaczęła ciągnąć mnie za rękę w stronę sceny. Swoją drogą, jak się witałyśmy Skid Row zdążyli już na nią wyjść.
Poddałam się przyjaciółce i podreptałam za nią, a później dorównałam jej kroku. Kurcze, była taka szczęśliwa! Moja mała dziewczynka. Nie mogłam się na nią napatrzeć. Promieniała szczęściem.
Doszłyśmy pod scenę i Maria od razu pomachała do jakiegoś blondyna, który odwzajemnił jej gest z nie mniejszym uśmiechem. 
Zaczęłyśmy wdrapywać się na podest. Blondynce do pomocy od razu rzucił się wyżej wymieniony chłopak, a mi rękę podał jakiś brunet. No okej, fajnie. Chwyciłam jego dłoń i po chwili stałam na scenie. Maria właśnie całowała się z... Sebastianem? No chyba tak miał na imię. Stałam trochę zakłopotana i uśmiechałam się do chłopaka, który pomógł mi tu wejść. Odwzajemniał uśmiechy, jednak żadne z nas się nie odzywało. W końcu moja przyjaciółka oderwała się od wokalisty i pociągnęła go w moją stronę. Przy okazji podeszli też inni. Czułam się w centrum zainteresowania. To przyjemnie połechtało moje ego.
- Ivy to jest Sebastian, Sebastian to jest Ivy. - podaliśmy sobie ręce. O Matko Bosko, jaki on wysoki! W ogóle wszyscy byli jacyś tacy wielcy. Z moim niecałymi 170 cm wzrostu czułam się malutka. Maria też była ode mnie wyższa. Miała 175 cm. 
- Miło mi Cię w końcu poznać. A to jest Rachel, Snake, Scotti (to on mi pomógł tu wleźć) i Rob - przedstawił wszystkich Sebastian, a ja starałam się spamiętać imiona. Jedyne co mogę teraz stwierdzić to, że są przystojni. I Rachel ma fajny kolczyk. I gra na basie. Jak ja. Dobra, nieważne. 
- Mi również. - powiedziałam i zaczęłam chyba nachalnie gapić się na przewieszony u Bolana bas, zagryzając wargę. 
- Grasz? - zapytał uśmiechając się i unosząc jedną brew.
- A no gram. (...)

(...) Stałam z Marią w pierwszym rzędzie. Za chwilę miał się zacząć koncert Skid Row. Poznałam ich 3 godziny temu i w tym czasie zdążyliśmy się świetnie zapoznać. Nawet pokazałam im próbki moich umiejętności gry na basie, ale to raczej mało istotny fakt. Whatever. 

- I co myślisz? - zapytała blondynka wpatrując się we mnie pytającym wzrokiem.
- Całkiem spoko, chyba się zaprzyjaźnimy. - uśmiechnęłam się.
- Uff, jak dobrze. Ale w sumie nie było innej możliwości. - zaśmiałyśmy się i kiwnęłam jej przytakująco głową. 
W końcu na scenę wyszli chłopcy i koncert się zaczął. A raczej istne szaleństwo! Co to kurwa było! W sumie nie znałam wcześniej ich piosenek,, ale był to jeden z najlepszych koncertów rockowych na jakich byłam! Darłyśmy się z Marią, skakałyśmy i podziwiałyśmy. A było co! Jednak moją uwagę i tak w największym stopniu przykuwał Scotti. Czemu? A nie wiem. Wymiatał na tej gitarze. W ogóle energia i charyzma jaka od nich płynęła powaliła mnie na kolana! 
Po skończonym koncercie udałyśmy się z przyjaciółką do takiej jakby garderoby. 
- I jak się podobało? - zapytał Baz i od razu dostał odpowiedź od swojej dziewczyny w postaci namiętnego całusa. Wywróciliśmy wszyscy oczami i zaczęliśmy się śmiać. Para pokazała nam tylko fucka, co wywołało jeszcze głośniejszy wybuch z naszej strony. W końcu się od siebie odkleili i Snake zadał pytanie, na które chyba wszyscy czekaliśmy.
- To co? Impreza?! (...)

Uśmiechnęłam się do swoich wspomnień. Pamiętam tą imprezę. Na tyle na ile jest to możliwe oczywiście. Ale wiadomo, że najlepiej poznaję się człowieka po spożyciu dużej ilości alkoholu. No to się poznaliśmy. I tak nasza przyjaźń trwa już od 4 miesięcy. Maria nadal jest z Sebastianem i są zajebistą parą, Bolan to mój kompan od gry na basie, Rob to moje słoneczko, z którym się zawsze wydurniam, Snake to koleś, któremu mogę wszystko powiedzieć, a Scotti to chłopak chyba najbliższy mi z nich wszystkich. Popatrzyłam jeszcze po wszystkich. Baz leżał z głową na kolanach śpiącej na siedząco blondynki na kanapie na przeciwko mnie, Bolan spał w fotelu z otwartymi ustami po mojej lewej, Snake na podłodze, a Rob w fotelu po prawej. A ja z Hillem na kanapie. Tak w ogóle to przypomniało mi się, że miał mnie uczyć grać na elektryku. Muszę mu o tym przypomnieć. Ale to później. Teraz wracam do krainy Morfeusza.


piątek, 26 października 2012

Dead Flowers - Rozdział 2

Obudziłam się, nawet nie wiem, o której godzinie. Chyba było już dosyć późno, może południe, bo słońce już nieźle świeciło w oczy. Zmarszczyłam czoło i zasłoniłam oczy ręką. Podniosłam się na łokciu do pozycji siedzącej i to raczej nie był najlepszy pomysł. Momentalnie poczułam silny ból głowy. I suchość w gardle. Witaj kacu, nieodłączny towarzyszu. Nie zwracając zbyt dużej uwagi na dolegliwości rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zauważyłam jednak jedynie Stevena leżącego w otwartych drzwiach łazienki. Zmarszczyłam czoło na ten widok i pokręciłam głową z uśmiechem. Nagle poczułam, że coś się rusza w okolicach mojej klatki piersiowej. Skierowałam tam swój wzrok i zobaczyłam Izzy'ego śpiącego z głową na moim brzuchu. Reszty nie było. Położyłam głowę z powrotem na kanapę, na której spałam i chętnie poleżałabym tam dłużej niż tą minutę, gdyby nie to, że poczułam burczenie. Zaśmiałam się pod nosem i próbowałam uwolnić się od Isbella. Nie szło mi to zbyt sprawnie, bo nie chciałam go budzić, ale w końcu udało mi się bezszelestnie i delikatnie zastąpić moje ciało poduszką. Rytmiczny zamlaskał jedynie słodko i przytulił się do miękkiego przedmiotu. Rozczulił mnie ten widok. Ale byłam głodna. Skierowałam się do kuchni i otworzyłam lodówkę. Światełko. Szkoda, że tylko ono. Zgarnęłam, więc butelkę wody z blatu i duszkiem wypiłam całą zawartość. Wyrzuciłam plastik do kosza i stwierdziłam, że chyba pójdę na zakupy, bo coś wypadałoby zjeść. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Zdawałam sobie sprawę, że raczej nie wyglądam zbyt korzystnie po całonocnej imprezie, ale miałam to gdzieś. Byłam głodna i nie obchodziło mnie, czy wyglądam pięknie, czy koszmarnie. Wyszłam z domu i ruszyłam ulicą do najbliższego sklepu. Przez ten miesiąc pobytu w Los Angeles poznałam już dosyć miasto, więc nie miałam problemu ze znalezieniem go. Weszłam, grzecznie mówiąc 'dzień dobry'. Sprzedawczyni odpowiedziała na moje przywitanie, ale trochę dziwnie na mnie patrzyła. To chyba przez to, że nie wyglądałam najświeżej. Wzruszyłam tylko ramionami i zaczęłam pakować do koszyka jakiś chleb, masło, coś do zrobienia kanapek. Podeszłam do kasy i zapłaciłam kupując jeszcze paczkę czerwonych Marlboro. Zasmakowały mi, jak wczoraj je paliłam u chłopaków. Wyszłam i wolnym krokiem skierowałam się do HellHouse. Przyspieszyłam jednak trochę, gdy usłyszałam jak burczy mi w brzuchu. Po 3 minutach byłam już u chłopaków. Nadal żaden z nich się nie obudził. Przynajmniej na to wyglądało, bo nie było nikogo, a Stevie i Izzy leżeli tak jak ich zostawiłam. Niewiele myśląc poszłam do kuchni. Weszłam do pomieszczenia i stanęłam w drzwiach. Szczerze mówiąc, to bałam się ruszyć dalej. Axl znajdujący się w kuchni otwierał i zamykał szafki z głośnym hukiem. Chyba czegoś szukał. Po jakiś 30 sekundach zauważył mnie i od razu skierował swój wzrok na moją dłoń, w której trzymałam siatkę z zakupami. Stwierdziłam, że nie będę tak stać jak jakiś kołek wbity w ziemię, więc wyminęłam Rudzielca i położyłam sprawunki na blacie. Zaczęłam je wypakowywać i zwróciłam oczy na towarzysza.
- Coś się stało? - zapytałam wyciągając deskę do krojenia i nóż.
- Jestem głodny i pić mi się chcę, a w tym domu jak zawsze nic nie ma! - krzyknął, po czym obydwoje lekko się skrzywiliśmy. Kac.
Wywróciłam oczami i podałam mu butelkę z wodą stojącą na stole obok mnie. Jego mina: bezcenna. 
- A śniadanie za chwilę będzie - tylko to powiedziałam, a jego już nie było. No tak, najlepiej przyjść na gotowe. Westchnęłam i zabrałam się za robienie kanapek. Chwila moment i były gotowe. Nastawiłam wodę na kawę tudzież herbatę i stwierdziłam, że obudzę chłopaków. Koniec opierdalania. 
Na pierwszy ogień poszedł Izzy. Podeszłam do niego cicho i zaczęłam delikatnie głaskać go po policzku.  Rytmiczny zmarszczył jedynie nos i obrócił się w druga stronę. Zaśmiałam się pod nosem i zaczęłam nim potrząsać, mówiąc: "Izzy obudź się! Śniadanie!". Chyba był głodny, bo jak to usłyszał, zerwał się natychmiast i zleciał z kanapy. Wybuchnęłam głośnym śmiechem. Przymknęłam się dopiero, jak lekko zdzielił mnie w łeb. Pokazałam mu jedynie język i podniosłam dupę z klęczek. Skierowałam się do Stevena. Słodko spał, ale cóż, ja nie znam litości, haha. Jako, że leżał w drzwiach łazienki wpadłam na szatański pomysł. Wzięłam miskę z dolnej szafki, której swoją drogą drzwiczki ledwo się trzymały, i nalałam do środka lodowatej wody. Następnie nachyliłam się nad Popcornem i z wyszczerzem na ryju wylałam całą zawartość miski na głowę perkusisty. Chłopak zerwał się do pionu z głośnym "aaaa! powódź! Kryć się". Skapnął się, co naprawdę miało miejsce, kiedy spojrzał na mnie i usłyszał mój wybuch śmiechu. Stevie dotknął swoich włosów, z których teraz skapywała woda na niezbyt czystą podłogę, z żałosną miną. Zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać i wtedy napotkałam jego wzrok. Raczej nie wróżył nic dobrego, więc z piskiem rzuciłam się do ucieczki. A on oczywiście za mną. Zaczęliśmy się gonić, a raczej on mnie, po całym pokoju. W pewnym momencie obróciłam się, aby zobaczyć, jak Adler jest daleko ode mnie i na kogoś wpadłam. Odbiłam się od klatki piersiowej tajemniczego osobnika, jednak szybko zostałam złapana w silne ramiona. Podniosłam wzrok do góry i zobaczyłam pełne usta wyginające się w uśmiechu i błyszczące oczy. Speszyłam się trochę i spuściłam wzrok. Slash zaśmiał się jedynie i wypuścił mnie z uścisku. Nic nie mówiąc weszliśmy równocześnie do pomieszczenia, gdzie już wszyscy byli i zżerali nasze kanapki! Rzuciliśmy się na jedzenie, żeby nam wszystkiego nie zjedli i usiedliśmy na krzesłach. Chłopakom się buzie nie zamykały, jednak mnie męczył kac i nie chciało mi się gadać,więc tylko się przysłuchiwałam. Mówili o jakiś koncertach czy czymś takim. Grunt, że jest niedziela i nie muszę dzisiaj iść do pracy, bo raczej pewne jest, iż nie byłabym w stanie. 
Skończyłam posiłek i zaczęłam zbierać się do wyjścia. 
- A Ty dokąd? - zapytał Duffy, gdy zaczęłam się zbierać.
- No jak to? Do domu. Nie będę Wam cały czas siedzieć na głowie, a poza tym chcę się odświeżyć i przebrać - powiedziałam i wyszłam z kuchni.

Byłam już kilka metrów od HellHouse, gdy usłyszałam...
- Debbie, czekaj! - odwróciłam się i zobaczyłam... Axla? Szedł szybkim krokiem w moją stronę. No to przystanęłam, żeby się biedak już tak nie męczył. Doszedł do mnie i wyciągnął w moją stronę paczkę z papierosami. A no, chętnie. Podpalił nasze fajki i ruszyliśmy w drogę do mojego domu. Nie odzywaliśmy się, bo w sumie nie wiedziałam, co powiedzieć, a on jakoś też się nie kwapił do rozpoczęcia rozmowy. W końcu nie wytrzymałam.
- Czemu szedłeś za mną i odprowadzasz mnie do domu?  zapytałam przerywając ciszę i podniosłam jedną brew.
Rudy wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, lecz jednak przemówił. Już myślałam, że mu mowę odebrało.
- Bo wczoraj w sumie trochę głupio wyszło i chciałem Cię... no.. przeprosić - chyba z trudem mu to przyszło. Teraz szłam już z dwoma podniesionymi brwiami i patrzyłam na niego z niedowierzaniem.

Axl:
Uff, no w końcu to powiedziałem. Mała wydawała się być spoko, więc nie chciałem żadnych niesnasek między nami.
- Nie chcę żebyś mnie odbierała, jako jakiegoś dziwkarza, który chcę tylko zaliczyć kolejne dziewczyny. Może i tak jest, ale jeśli chodzi o Ciebie, obiecuję, że nigdy nie zrobię nic bez twojej woli. - na jej ślicznej twarzy pojawił się lekki uśmiech. No to tez się uśmiechnąłem. Chyba już jest między nami w porządku. 
- Dobra nie ma sprawy, ale wiesz... trochę się przestraszyłam wczoraj. To było takie... no nie wiem. Ten Twój nagły wybuch... - wyraźnie nie wiedziała, co powiedzieć dalej, bo poruszała ustami, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. 
- ..był chory? - dokończyłem za nią, a widząc delikatne, prawie niezauważalne skinienie głowy, kontynuowałem - Ehh... Bo w sumie prawda jest taka, że jestem chory. I nie mam zielonego pojęcia, dlaczego Ci to mówię. W końcu znamy się jeden dzień, ale czuję, że mogę Ci zaufać. 
- Wiesz Axl... Naprawdę nie musisz mi tego mówić. Rozumiem, że nie jest to dla Ciebie łatwy temat...
- Tylko, że właśnie problem w tym, iż muszę się komuś wygadać. A wiesz jakie są chłopaki. - serio czułem, że jej mogę o tym powiedzieć, a ona mnie nie wyśmieje. Pierdolone uczucie. A zarazem takie... fajne? Rose, do kurwy nędzy, pozbieraj się! Świetnie. Chyba mam mały kryzys. 
- No okej, jeśli tego potrzebujesz. Jesteśmy już na miejscu, więc zapraszam. 

Debbie:
Dobra. To było dziwne. No, bo w końcu niecodziennie facet, który poprzedniego dnia chciał mnie przelecieć, a potem mnie zjechał, przeprasza i na dodatek chcę się zwierzyć. Czułam się co najmniej nieswojo. Ale wokalista wyglądał jak kupka nieszczęścia, więc postanowiłam, że go tak nie zostawię. Nie, żebym miała w dupie jego problemy czy coś. Też chciałam się z nim zaprzyjaźnić. Wydawał się wartościowym człowiekiem. Trochę popierdolonym i z problemami, ale kto ich nie ma?
Otworzyłam, więc drzwi i zaprosiłam go do mieszkania. 
- Axl? - zagaiłam, żeby mieć pewność, że mnie usłyszy, bo wodził nieobecnym wzrokiem po pomieszczeniu.
- Tak? - spojrzał na mnie. Wydawał się taki... nieśmiały.
- Mógłbyś poczekać na mnie? Tylko się trochę ogarnę i przebiorę - pokiwał twierdząco głową, to zostawiłam go samego i udałam się do mojego pokoju. Wzięłam byle jakie rzeczy z szafy i pognałam do łazienki. Prysznic w ultra szybkim tempie. Nie chciałam go zostawiać długo samego. Przebrałam się w szorty i za dużą koszulkę z logiem Pearl Jam. Włosy związałam w kitkę. 
Weszłam do salonu i zobaczyłam go siedzącego na kanapie. Wpatrywał się w swoje dłonie. Zajęłam miejsce obok niego.
- Napijesz się czegoś? - zapytałam, chcąc trochę rozładować atmosferę, jednak Axl zaprzeczył. Pokiwałam głową, że rozumiem i czekałam, aż się odezwie. Zrobił to po jakiejś minucie.
- Wiesz... Nie, nie wiesz... W każdym bądź razie mam problemy. Noszą one nazwę psychoza maniakalno - depresyjna. Cholerstwo jest wynikiem traumatycznych przeżyć z dzieciństwa. Mój ojciec... - tu przerwał na chwilę i zaczerpnął powietrza - ...gwałcił mnie i bił, jak byłem dzieckiem. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Chodziłem do wielu specjalistów, aż któryś postawił diagnozę. Dostałem leki, po których czułem się senny i otumaniony. Nie miałem żadnej chęci do życia. No to je odstawiłem. Nie biorę ich już od roku. - kontynuował swój monolog, a ja siedziałam cicho i patrzyłam na niego coraz bardziej go rozumiejąc. - Dlatego czasami zachowuję się tak jak wczoraj. Mam napady agresji i furii. Przez moją chorobę rozpadły się wszystkie moje związki. No to stwierdziłem, że prościej będzie bawić się dziewczynami i wykorzystywać je tylko na jedną noc, a później mówić, żeby spierdalały. Tak jest po prostu łatwiej, rozumiesz? - nie wiem, czy rozumiałam, ale przytaknęłam. - Nie muszę się angażować emocjonalnie i starać się kontrolować. To taka bezpieczna opcja. Która nie zawsze się sprawdza, bo popadam ze skrajności w skrajność. Raz jestem zadowolony, a czasem mam ochotę wszystko rozwalić tylko dlatego, że nie mam nikogo na stałe. 
Siedziałam jak skamieniała i patrzyłam na niego. Teraz już rozumiałam więcej i mogłam chociaż w pewnym stopniu go zrozumieć. Chłopak na prawdę wiele przeszedł. A ja? Zawsze miałam szczęśliwe dzieciństwo, kochających rodziców i nigdy niczego mi nie brakowało. 
- Przykro mi - powiedziałam prawie niedosłyszalnie. jednak on usłyszał, bo uśmiechnął się lekko.
- Chciałem, żebyś o tym wiedziała. Teraz pewnie uważasz mnie za wariata. - już wstawał, kiedy chwyciłam go za nadgarstek.
- Wcale tak nie jest! Cieszę się, że opowiedziałeś mi o wszystkim, naprawdę. I dziękuję za zaufanie. To dla mnie ważne. Posłuchaj - spojrzałam mu prosto w te zielone oczy. - Znam Cię od wczoraj, a wydaję mi się, jakbym Cię znała kilka lat. I wierz mi, iż nie mam zamiaru Cię potępiać, a chcę pomóc. Pamiętaj, że zawsze możesz się do mnie zwrócić w każdej sprawie.
Naprawdę chciałam się z nim zaprzyjaźnić. Dzisiaj poznałam go z zupełnie innej strony. Widać miał też to drugie, cieplejsze oblicze. 
- Milo mi to słyszeć. W każdym razie ja już pójdę. Wpadnij dziś do Roxy, gramy tam koncert. - podniósł się z kanapy, na której siedzieliśmy i skierował się do drzwi. 
- Trzymaj się, Mała. I mam prośbę, niech ta rozmowa pozostanie między nami, dobrze? - poprosił trzymając dłoń na klamce.
- Jasne. I oczywiście wpadnę. Do zobaczenia, Axl. - odpowiedziałam i zostałam sama w mieszkaniu z własnymi myślami. 
Siedziałam na kanapie i zaczęłam rozmyślać. Nie za bardzo wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. W głowie miałam totalny chaos. Jednak jedno jest pewne: między mną, a Axlem wytworzyło się coś, co jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu. Przyjaźń i zaufanie.



No i jest rozdział 2 ;) Nie wiem, co o nim myśleć, więc ocenę pozostawiam Wam.
 Aha! No i mam pytanie: kogoś informować o nowych rozdziałach? ;P
I zupełnie nie wiem, co to są za pierdolone paski, które się pojawiły ;/ Przepraszam za to!