sobota, 19 października 2013

Dead Flowers - Rozdział 9

Mój blog obchodzi dzisiaj swoje pierwsze urodziny! Nie wierzę w to, jak szybko ten czas minął. A zmian, jakie zaszły przez ten rok na blogu i w moim życiu, aż trudno zliczyć. Przez moje pisanie poznałam naprawdę wspaniałych ludzi, którzy zawsze mnie wspierali, i bez których teraz nie mogę się już obejść w życiu  <3 Dziękuję też wszystkim czytelnikom za ponad 20 000 wyświetleń i wszystkie komentarze, które zawsze były i są dla mnie bardzo ważne. Dziękuję :3

A teraz zapraszam na nowy rozdział, który moim zdaniem jest trochę... dziwny. No, ale nieważne. Miłego czytania :) No i przepraszam za wszystkie błędy i powtórzenia, ale nie sprawdzałam już tego drugi raz.



Debbie:

I tak mijały nam powoli dni. Chłopaki siedzieli w domu, robili próby i próbowali załatwiać koncerty, a ja chodziłam do pracy. Tak też było i dzisiaj. Skończyłam swoją codzienną robotę w sklepie i poszłam do mieszkania. Zawsze po pracy idę od razu do Gunsów, ale stwierdziłam, że dziś zrobię wyjątek i zajrzę do nich dopiero pod wieczór.
Na ulicach zaczynało się robić pomarańczowo z delikatnymi odcieniami różowego. Podniosłam wysoko głowę i zobaczyłam ponad budynkami słońce chylące się właśnie ku zachodowi. Przepiękny widok. Mam wrażenie, że w Polsce nie robiło to na mnie takiego wrażenia. Albo po prostu nie zwracałam na to większej uwagi. Odetchnęłam głęboko chłonąc każdy znikający promień i uśmiechnęłam się delikatnie. Los Angeles to jednak piękne miasto. No, oczywiście zdarzają się dzielnice, gdzie raczej nic fajnego nie ma, ale tak jest wszędzie. To miasto ma w sobie jakiś magnez, który powoduje, że jeśli raz się tu przyjedzie to nie ma już odwrotu i trzeba tu zostać. Nigdy bym nie pomyślała, że będę na to patrzeć w taki sposób, a jednak sądzę, że nigdy nie chcę opuszczać tego miejsca. Podobno każdy człowiek ma jakieś swoje miejsce na ziemi, które jest mu przypisane. To coś podobnego do tych dwóch połówek jabłka. Tyle, że nie chodzi o ukochaną osobę, a o ukochane miasto, przestrzeń do życia. Moim zdecydowanie jest L.A. I pomyśleć, że jeszcze nie dawno marzyło mi się życie w Anglii. Ale cieszę się z tego, że nie wyszło i mam szansę egzystować tutaj. Myślę, że dobrze ją wykorzystam.
Na rozmyślaniach minęła mi cała droga do domu i nim się obejrzałam stałam przed moim blokiem. Z kieszeni ramoneski wydobyłam klucze i weszłam na klatkę. Już miałam podejść do windy, którą swoją drogą w końcu ktoś naprawił, gdy coś mnie tknęło i podeszłam, żeby sprawdzić pocztę. Jak zawsze pełno było ulotek, znalazł się nawet jakiś rachunek. Przeglądałam je machinalnie, gdy coś przykuło moją uwagę. A mianowicie biała koperta. Zmarszczyłam brwi, ale wszystko się wyjaśniło, gdy odwróciłam ją na drugą stronę. To było pismo z uniwersytetu UCLA. Przez ostatnie wydarzenia zupełnie zapomniałam, że złożyłam podanie na studia. Spojrzałam na datę. Wysłane tydzień temu. Wyrzucałam sobie w duchu, że przez tyle czasu nie sprawdzałam poczty, ale już nic nie mogłam na to poradzić. Nawet nie wiedziałam, czy mnie przyjęli. Stwierdziłam, że nie będę otwierać listu na klatce schodowej i nie czekając na windę pobiegłam schodami. Tak mi się spieszyło, że gdy tylko otworzyłam drzwi od mieszkania, od razu zaczęłam rozrywać kopertę. Wydobyłam w końcu z niej białą kartkę i zaczęłam czytać literka po literce.


Izzy:

Siedzieliśmy własnie z chłopakami i Mandy w salonie, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Spodziewałem się, że to może być Debbie, więc wstałem i podszedłem do drzwi. Nie zdążyłem ich nawet dobrze otworzyć, gdy rudowłosa rzuciła mi się na szyję oplatając mnie w pasie nogami, piszcząc przy tym i śmiejąc się równocześnie. Nie wiedziałem o co chodzi, ale objąłem ją i mocno przytuliłem.

- Przyjęli mnie! Rozumiesz? Przyjęli mnie!
Postawiłem ją na nogi i z niemym pytaniem w oczach spojrzałem na jej twarz.
- Och, no. Na studia! - rzuciła zniecierpliwiona, a po chwili na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
Poczułem, że serce zaczyna mi się radować razem z nią i również się uśmiechnąłem.
- To zajebiście! - położyłem jej dłonie na policzkach i pocałowałem gorąco.
Spytałem ją jeszcze tylko o kierunek, bo zdałem sobie sprawę, że nie wiem najważniejszej rzeczy i zaprowadziłem moją studentkę do salonu.
- Ludzie. Powitajcie naszą przyszłą panią reżyser!
Miny wszystkich mówiły tyle, że zupełnie nie wiedzą o co chodzi, więc szybko im wytłumaczyliśmy. Oczywiście rzucili się z gratulacjami, a Slash powiedział: "Trzeba to opić!". No jak trzeba to trzeba.


Debbie:

Byłam tak podekscytowana, że nie mogłam przestać się uśmiechać. Oczywiście każda okazja jest dobra, żeby się napić, więc przed nami piętrzyły się butelki z alkoholem, a każdy z nas wlewał w siebie coraz więcej. Śmiałam się właśnie z kolejnej historyjki opowiadanej przez Stevena, która zupełnie nie była zabawna, ale jak Steven coś opowiada to trudno się nie uśmiechnąć, gdy Izzy chwycił mnie za rękę i zaprowadził przed dom. Odgarnęłam włosy z twarzy jednym ruchem i uważnie przyjrzałam się mojemu mężczyźnie. Z tego co widzę po jego oczach to nic nie brał, ale w sumie i tak nie miało to żadnego znaczenia. Obydwoje lubiliśmy się zabawić i nie widziałam w tym nic złego. Delikatny wiatr roztrzepał lekko fryzurę Stradlina, a on w tym samym momencie podniósł na mnie wzrok stając tylko kilka centymetrów przede mną. W jego oczach zobaczyłam takie pożądanie, że poczułam jak robi mi się gorąco, policzki płoną, a całe ciało pokrywa gęsia skórka. I wtedy przywarł wargami do moich warg, a swoim ciałem do mojego. Całowaliśmy się zachłannie wciąż nienasyceni siebie. Pragnąc więcej i więcej. Kiedy poczułam jak jego ręka wsuwa się pod materiał mojej czarnej sukienki oderwałam się od jego ust na dosłownie kilka milimetrów i wyszeptałam z trudem łapiąc oddech:
- Jesteśmy przed domem.
- Och daj spokój. Jest ciemno, a poza tym nikogo nie ma.
I znowu mnie pocałował skutecznie zamykając mi usta. Jego język pieścił mój, podczas gdy jego ręka wędrowała wzdłuż całego mojego ciała. Nie chcąc już dłużej czekać, sięgnęłam ręką do jego spodni i zgrabnym ruchem je odpięłam. Rytmiczny za to jednym ruchem zdarł ze mnie bieliznę, a następnie zdjął bokserki i całując moje spragnione wargi wszedł we mnie. Krzyknęłam głośno i przyciągnęłam go bliżej siebie. Fakt, że uprawiamy seks przed domem i w każdej chwili ktoś może nas zobaczyć dodawał niesamowitej adrenaliny, jednocześnie wzmagając nasze pożądanie. Izzy poruszał biodrami szybko i rytmicznie, a ja wiedziałam, że już dłużej nie wytrzymam i doszłam z niemym krzykiem wypisanym na twarzy, wbijając mu paznokcie pomalowane na krwistą czerwień w bark. Brunet szczytował krótko po mnie, a ja czując ciepły płyn w sobie, złączyłam nasze wargi.
Kiedy się od siebie oderwaliśmy, naciągnęliśmy bieliznę, a ja rozglądnęłam się dookoła sprawdzając czy nie mieliśmy żadnych świadków. Nikogo nie widziałam, więc wygląda na to, że nie. Gdy już chciałam się odwrócić i pójść do domu, Jeff zatrzymał mnie chwytając za nadgarstek.
- Wprowadź się do mnie.
Zamarłam i wytrzeszczyłam na niego oczy. Wprowadzić się? W jednej sekundzie przez moją głowę przeleciało milion myśli. W końcu nie byliśmy razem długo, nie zdążyliśmy się jeszcze dostatecznie dobrze poznać. W praktyce i tak większość czasu spędzam u nich w domu, ale zawsze mam swoje mieszkanie, gdzie mogę się zaszyć, gdy nie chcę z nikim rozmawiać. W mojej głowie szalała istna burza. Milczałam przez dłuższą chwilę, a Izzy wpatrywał się we mnie wyczekującym wzrokiem. I co tu teraz zrobić?

sobota, 28 września 2013

Psycho Love - Rozdział 17


BLOG ODWIESZONY

Aż dziwne, że coś napisałam, ale miałam już ten rozdział w połowie, a że nie lubię mieć niedokończonych rozdziałów no to usiadłam i dopisałam końcówkę. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to jakieś bardzo górnolotne, ale miałam długa przerwę w pisaniu. Mam nadzieję, że chociaż trochę się spodoba :) Przepraszam za wszystkie błędy i powtórzenia.


- Chłopaki szybciej! - krzyknęłam zniecierpliwiona do Bacha i Dave'a. Stałam właśnie oparta o maskę samochodu i od dobrych dziesięciu minut próbowałam przywołać chłopaków. Ale oczywiście mogłam sobie krzyczeć, a oni i tak mieli mnie gdzieś i szukali odżywki do włosów Sebastiana, która jakimś cudem zniknęła, po tym jak używał jej Snake. Oczywiście mówiłam blondynowi, że jedziemy tylko na dwa dni i nie potrzebuje on odżywki, ale uparł się i stwierdził, że bez niej nie jedzie. Zrezygnowana wyciągnęłam paczkę papierosów i odpaliłam jednego. Po chwili przysiadł się do mnie Scotti, również z fajką między dwoma palcami.
- Może ich zostawimy i pojedziemy już? - zaproponował Hill, a ja uważnie na niego spojrzałam. - Szkoda dnia. - wzruszył ramionami i zaciągnął się papierosem. Przyznałam mu rację i już miałam wstawać, kiedy chłopaki pojawili się w drzwiach.
- No w końcu! Ile można czekać? - zawołał siedzący już w moim Mustangu Rachel wypuszczając dym z płuc. Podczas czekania basista zdążył już się rozłożyć na siedzeniu pasażera i wyciągnąć nogi przez otwarte okno, a w zębach trzymać zapalonego papierosa. Bach w odpowiedzi pokazał nam język i wsiadł do drugiego samochodu - do jednego byśmy się nie zapakowali. Po chwili wszyscy byli już gotowi i mogliśmy wyruszać.

They're piling in the back seat, They're generating steam heat, Pulsating to the back beat, The Blitzkrieg Bop. - śpiewałam razem z Rachelem i Scottim uderzając rytmicznie palcami o kierownicę. Samochód prowadziłam ja, bo po pierwsze - to auto jest moje i rzadko komu pozwalam nim jeździć, po drugie - chłopaki już na początku drogi wyciągnęli sobie piwa, więc nie było mowy o zmianie kierowcy.
- Weź wyprzedź tych złamasów, zobacz jak oni jadą. - powiedział siedzący obok mnie Rachel wywalając pustą puszkę po piwie przez okno. Miał rację. Samochód kierowany przez Roba jechał jak dla mnie zdecydowanie za wolno, ale w końcu jechaliśmy razem. Jednak z racji tego, że droga przed nami była zupełnie pusta, a obok jedynie jakieś pola, dodałam gazu i w mgnieniu oka wyprzedziłam chłopaków. Po chwili jednak oni również przyspieszyli i szybko mnie dogonili.
- Daj mi poprowadzić. - wypalił Rachel patrząc na mnie zza okularów przeciwsłonecznych.
- Piłeś. - odpowiedziałam zmieniając bieg.
- No i? - basista uniósł jedną brew.
- No i nie ma mowy. - ucięłam dyskusję podgłaśniając radio, a dokładnie gitarę Slasha w "Welcome To The Jungle", gdy brunet chciał coś powiedzieć. Bolan mruknął jedynie coś pod nosem i otworzył kolejną puszkę. Spojrzałam najpierw na niego, a później w lusterko, a siedzący z tyłu Scotti puścił mi oczko, na co delikatnie się uśmiechnęłam.

Po jakiejś godzinie jazdy w końcu zatrzymałam samochód na trawie. Z daleka już było widać błękitną taflę jeziora. Wysiadłam z wozu i głośno zatrzasnęłam drzwi, a chłopaki po chwili zrobili to samo. Widziałam, że Rachel jeszcze jest na mnie obrażony, więc podeszłam do niego, gdy był odwrócony do mnie tyłem wpatrując się w wodę i stanęłam przed nim zarzucając mu ręce na szyję i całując go czule. Basista w pierwszej chwili w ogóle nie zareagował, ale chyba udało mi się stopić jego opór, bo po kilku sekundach objął mnie w pasie i pogłębił pocałunek. 
- Ej gołąbeczki! Chodźcie rozkładać namioty! Później się będziecie pieprzyć! - zawołał nas Sebastian, a my oderwaliśmy się od siebie pokazując mu środkowy palec. 
- Dobra, chodź. - mruknęłam i ruszyłam do przodu ciągnąc za sobą Bolana, który mruczał coś pod nosem.
- Hahahahahah - wybuchnęłam głośnym śmiechem, gdy dotarliśmy do chłopaków i zobaczyłam Roba zaplątanego w materiał namiotu. Komiczny widok. W ślad za mną podążyli wszyscy.
- Byście mi pomogli, a nie się nabijacie debile. - skwitował nasze zachowanie Affuso, a my zaczęliśmy śmiać się jeszcze głośniej. 
Zaczynało się już jednak powoli ściemniać, więc wzięliśmy się za rozkładanie naszych namiotów. Robowi oczywiście nikt nie pomógł. Na szczęście po wielu próbach jakoś się uwolnił.
- Aż bym się wykąpał. - ziewnął Snake stojąc prawie nogami w wodzie, gdy wszystko było już gotowe.
- No to na co czekasz? - odpowiedział Scotti z fajką w zębach i popchnął gitarzystę, który niczego się nie spodziewając wylądował po kolana w jeziorze. Dave przekląl siarczyście i zaczął gonić Hilla, ale ten już zdążył gdzieś uciec.

Ja akurat w tym momencie siedziałam na trawie i paliłam fajkę obserwując otoczenie. Tutaj było naprawdę zjawiskowo. Czyste jezioro, niewielka plaża i zielony las obok wydawały się rajem. Wzdrygnęłam się lekko, gdy nagle obok mnie usiadł Sebastian, bo podszedł zupełnie bezszelestnie. 
- Nie bój się, to tylko ja. - uśmiechnęłam się do niego nic nie mówiąc. On też już się nie odezwał. Siedzieliśmy tak w ciszy dobre 10 minut, gdy nagle usłyszałam jego głos:
- Tęsknię za nią. - odwróciłam głowę w jego stronę uważnie mu się przyglądając. Jego smutny wzrok wbity był w coś gdzieś daleko przed nami sprawiając wrażenie, jakby nie tylko duchem, ale i ciałem był daleko ode mnie.
- Możesz jeszcze wszystko zmienić. Możesz sprawić, że przestaniesz tęsknić.
- Tylko, że nie wiem, czy chcę. - w końcu skierował wzrok swoich niebieskich oczu na mnie. - Widzisz... To nie jest takie proste... Miałaś kiedyś tak, że bardzo kogoś nienawidziłaś, a jednocześnie tęsknota za tą osobą rozrywała Ci serce? - nie wiedząc co powiedzieć, po prostu spuściłam głowę. - No właśnie. A ja mam tak właśnie teraz. I totalnie nie wiem, co mam robić.
- Sebastian... nie wiem, co powiedzieć... Nie jestem raczej dobrym doradcą. - położyłam dłoń na jego dłoni, która spoczywała na jego kolanie i delikatnie ją potarłam.
- Nie oczekuję od Ciebie rad. Po prostu ze mną bądź. - uśmiechnęłam się i położyłam głowę na ramieniu blondyna szepcząc "masz to jak w banku". 
- Ivy, Baz! Robimy ognisko! - usłyszeliśmy głos Rachela i szybko wstaliśmy dołączając do chłopaków. 


BLOG ZAWIESZONY

czwartek, 5 września 2013

Liebster Blog Award + Informacja

Kolejny konkurs, a ja znowu nie wiem, o co chodzi. W każdym bądź razie baardzo dziękuję za nominację Carli Jon McKagan :3


Pytania do mnie:

1. Która płyta wg ciebie jest najlepsza?
2. Gdybyś miała się stać kimś innym na jeden dzień to kto by był?
3. Co sądzisz o muzyce z lat 80.?
4. Jaka subkultura wg Ciebie nie reprezentuje sobą nic szczególnego?
5. Gdybyś miała do końca życia chodzić na wszystkie koncertu jakiegoś zespołu to jaki to byłby zespół?
6. Czy kiedyś teledyski były sztuką?
7. Co potrafi u ciebie wywołać uśmiech nawet jeżeli jesteś bardzo zdołowana?
8. Chciałbyś być dzieckiem jakiejś sławnej osoby?
9. Jaki jest twój ulubiony film, który mogłabyś oglądać milion razy?
10. Jaka piosenka kojarzy się Tobie z wakacjami?

Moje odpowiedzi:

1. Hmm... już na samym początku takie trudne pytanie. Nie potrafię wybrać jednej. Niech będzie Velvet Revolver - Libertad (na tą chwilę).
2. Chyba nigdy się nad tym nie zastanawiałam... Myślę, że byłaby to Billie Perry, bo fajnie byłoby być żoną Joe Perry'ego i mieć jakieś wspomnienia z lat 80.
3. Jest najlepsza. Nigdy nie powstała i już nie powstanie muzyka mogąca równać się z tą z lat 80. I nie chodzi mi tylko o rocka (chociaż jest najlepszy), mam na myśli również takie bardziej popularne piosenki, puszczane w radiu. Są zupełnie inne od tych, które powstają teraz. Przede wszystkim są o czymś.
4. Dresy, o ile można to uznać za subkulturę.
5. Metallica - zdecydowanie i bez namysłu.
6. Oczywiście, że były. Opowiadały jakąś historię. Teraz - chodzi tylko o to, żeby pokazać gołą babę.
7. Myślę, że moja przyjaciółka i jej czasem totalnie głupie, ale śmieszne teksty.
8. Czasem tak. Wiadomo, że zawsze fajnie jest pochwalić się, że jest się dzieckiem kogoś sławnego. Ale często równa się to również z nękającymi paparazzimi i może się spotkać z niechęcią rówieśników. Grunt to się nie wywyższać.
9. Dirty Dancing - mam do niego jakiś cholerny sentyment, Kruk - bo wszyscy kochamy rockmanów.
10. Dżem - Wehikuł Czasu.


Nominowane przeze mnie blogi:
http://isjustalittlepatience.blogspot.com/
http://i-try-and-feel-the-sunshine.blogspot.com/
http://the-flames-burned-out.blogspot.com/
http://never-too-young-to-die.blogspot.com/
http://crazy-rock-life.blogspot.com/
http://im-in-a-trance.blogspot.com/
http://marynowana-lasica.blogspot.com/

Pytania do Was:
1. Co jest dla Ciebie najważniejsze?
2. Gdybyś spotkała złotą rybkę, jakie byłyby Twoje 3 życzenia?
3. Twoja ulubiona piosenka na ten moment?
4. Wyobraź sobie, że przypadkiem spotykasz swojego idola. Co robisz?
5. Jaką książkę poleciłabyś komuś nieznajomemu?
6. Jaka jest najbardziej szalona rzecz, jaką zrobiłaś w życiu?
7. Które trzy słowa najlepiej opisałyby Twoją osobowość?
8. Co najczęściej robisz/Twoje hobby?
9. Czy okłamałabyś bliską Ci osobę, jeśli prawda byłaby bolesna?
10. Gdybyś mogła mieszkać gdzie indziej, gdzie by to było?


I przy okazji mam małą informację dla osób czekających na jakiś nowy rozdział (o ile takowe są): przez najbliższe dni, tygodnie, a może nawet miesiące na obydwu moich blogach nie pojawi się nic nowego. Powód? Brak czasu, weny, szkoła i czekająca mnie w tym roku matura. Dlatego w najbliższym czasie nie spodziewajcie się niczego nowego. Co prawda nowy rozdział jest napisany do połowy, lecz nie mam pojęcia kiedy go skończę. Ale ja tu wrócę! :)

środa, 7 sierpnia 2013

We All Fall Down

No i mamy drugi już dodatek na tym blogu. Mam taką prośbę, jako że pierwszy raz napisałam coś w takiej formie i w taki sposób, prosiłabym o komentarze. Nawet jeżeli Wam się nie spodoba, to krytykujcie, bo chcę wiedzieć, co o tym sądzicie. Mam nadzieję, że tego nie schrzaniłam ;) 


Drobna dziewczyna stała przed oknem i wpatrywała się w miasto zasnute ścianą utworzoną z silnie zacinającego deszczu. Tego dnia nadeszło jakieś zupełne oberwanie chmury, bo niewiele było widać, więc blondynka doskonale widziała swoje odbicie, które ukazywało jej smutną i przemęczoną twarz. Po chwili spuściła nieco wzrok na drobne kropelki czystej wody osiadłe na szybie okna. Niektóre z nich przyciągnięte siłą grawitacji zaczęły powolnie płynąć w dół, aby w końcu całkowicie zniknąć w drewnianej ramie. Widok ten przypomniał złotowłosej dziewczynie czasy dzieciństwa, kiedy jadąc samochodem z rodzicami obserwowała spadanie kropli i wyobrażała sobie, że są to wyścigi, a ona jest ich biernym obserwatorem. Zawsze jednak miała jakiegoś faworyta, którego po cichu dopingowała. Miała wtedy nie więcej niż 7 lat. Później wszystko się zmieniło i nie mogła sobie już pozwolić na taką beztroskę. Musiała nauczyć się żyć i radzić sobie. Zacisnęła mocno powieki, gdy przed oczyma stanął jej obraz sprzed 15 lat.

Mała blondynka siedziała na tylnym siedzeniu samochodu, podczas gdy jej rodzice zajmowali miejsca z przodu. Prowadził jej tata, trzydziestoletni brunet o szerokim uśmiechu i błyszczących oczach. Obok niego, na miejscu pasażera siedziała jej mama - najpiękniejsza kobieta, jaką mała Aly kiedykolwiek widziała. Dwudziestodziewięcioletnia kobieta o złotych włosach, które Aly po niej odziedziczyła, zawsze miała nienagannie uczesane, tego dnia jednak spięte zieloną spinką w luźnego koka. Kilka niesfornych kosmyków wyrwało się z upięcia, pod wpływem wiatru wiejącego przez otwarte okno, ale Molly zupełnie się tym nie przejęła, i żywo śpiewała z radiem piosenki Elvisa Presleya, jej największego idola. Mała Aly uśmiechała się tylko radośnie i raz na jakiś czas dołączała do matki. Te piosenki były jej dobrze znane, bo często gościły w jej domu. Rodzice opowiadali jej, że gdy była mała i nie chciała spać, włączali jej płytę Elvisa, a ona zasypiała momentalnie z lekkim uśmiechem na pucołowatej buzi. Aly wręcz uwielbiała takie ich beztroskie, rodzinne chwile, jak ta teraz, w samochodzie. Niestety były to ostatnie takie chwile ich trójki, jednak dziewczynka jeszcze o tym nie wiedziała.

Po policzku dorosłej już Alice popłynęło kilka słonych łez, które po wypłynięciu z jej oczu zmieszały się z kroplami deszczu spływającymi z okna. Dwa dni później jej matka zażądała od ojca rozwodu i tak po prostu odeszła. Nie  zabierając ze sobą małej dziewczynki, która w tym momencie nie rozumiała dlaczego jej mama zostawia ją bez słów wyjaśnienia. I to był ostatni moment, w którym blondynka widziała swoją matkę. Po rozwodzie ojciec zabrał Aly i wyprowadził się do Lawrence w stanie Massachusetts, gdzie dziewczyna kilka lat później poznała niesfornego chłopaka o imieniu Joe. Ich znajomość nigdy nie była zwyczajna, pospolita. A zaczęła się równie niebanalnie.


Była piątkowa noc. Alice smacznie już spała w swoim miękkim łóżku, gdy usłyszała głośny trzask drzwi. Momentalnie otworzyła oczy tknięta dziwnym przeczuciem. W pierwszym momencie pomyślała, że to może być jej tata wracający z pracy, ale po chwili przypomniała sobie, że jej ojciec już dawno wrócił, gdy ona jadła późną kolację. Nie zastanawiając się długo, wstała i najciszej jak umiała, wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi w taki sposób, żeby nie wydały z siebie żadnego dźwięku zdradzającego jej obecność. Na palcach przeszła kilka kroków i zatrzymała się u szczytu schodów opierając ręce na balustradzie i delikatnie wychylając do przodu, aby móc zobaczyć kto właśnie grasuje w jej salonie. Była gotowa w każdej chwili zawrócić i wezwać policję, gdyby tą osobą okazał się włamywacz. Aly aż wstrzymała oddech, kiedy rozpoznała Joe - chłopaka, z którym chodziła do jednej szkoły, mieszkała dom w dom, a który chyba nawet nie wiedział o jej istnieniu. Kiedy brunet chodząc po ciemku wpadł na drewniany stolik ustawiony w salonie, a ten wydał z siebie charakterystyczny dźwięk przesuwania drewna po podłodze, Aly szybko podeszła do pokoju swojego ojca i delikatnie otworzyła drzwi. Na szczęście pan Anderson nie obudził się, tylko przewrócił na drugi bok, głośno chrapiąc. Dziewczyna zamknęła drzwi i zbiegła ze schodów. Chcąc uniknąć kolejnych hałasów, po wejściu do salonu zapaliła lampę stojącą na stoliku. Nagłe rozbłyśnięcie światła zwróciło uwagę Joe, na co zareagował gwałtownym odwróceniem ciała. Kiedy zobaczył przed sobą młodą dziewczynę ubraną jedynie w koszulkę i kuse spodenki odsłaniające jej blade nogi zrobił głupią minę i wybełkotał:
- Co Ty robisz w moim salonie? - w tym momencie złotowłosa utwierdziła się tylko w przekonaniu, że jest on kompletnie pijany i w takim stanie musiał pomylić domy. Aly nakazała mu być ciszej nie chcąc budzić ojca, bo wiedziała, że byłaby z tego niezła afera i wytłumaczyła zdezorientowanemu brunetowi cała sytuację. Chłopak nic sobie z tego nie robiąc spytał, czy może u niej przenocować. Zrobił to w taki sposób, że dziewczyna nie była w stanie mu odmówić. Zresztą domyślała się, że pewnie dostało by mu się od rodziców, gdyby zobaczyli, że wrócił o tak późnej porze i to na dodatek pijany. Tak to zawsze może skłamać, że spał u kolegi.  I tak oto Joe nocował w jej pokoju, a następnego dnia przegadali cały ranek i przedpołudnie. Aly miała wtedy 15 lat, Joe 17.

I właśnie tak zaczęła się ich znajomość. Która niewątpliwie zmieniła dziewczynę. I to w sposób nieodwracalny. Pod wpływem Joe, Aly zmieniła się z dziewczyny zafascynowanej Audrey Hepburn i Marliyn Monroe w rockmenkę z krwi i kości. Zaczęła przeklinać, pić, palić i to właśnie u niego i z nim po raz pierwszy spróbowała narkotyków. Może nie było tego wiele, ale wystarczyło, żeby po kilku razach można było mówić o uzależnieniu ich obojga. Zaczęło się chodzenie na imprezy i wracanie do domu grubo po północy na dodatek w stanie ewidentnie wskazującym na spożycie. Aly podobało się takie życie, właśnie wtedy czuła, że naprawdę żyje i czerpie garściami z każdej chwili. Po kilku tygodniach ona i brunet zostali parą. Ona była dla niego Lisą, ona dla niej Joey'em. Było im dobrze razem. Spotykali się praktycznie codziennie, raz u niej, raz u niego, czasem u Stevena - najlepszego przyjaciela Joe - na wspólne słuchanie muzyki i ćpanie. Wkrótce później Joe i Steven razem z kilkoma kumplami założyli zespół i byli tak pochłonięci graniem, że brunet miał coraz mniej czasu dla swojej dziewczyny. Oczywiście zabierał ją ze sobą na próby, ale wtedy i tak nie zwracał na nią uwagi. Aly czuła się odtrącona i zaniedbana. Nie omieszkała mu tego wypominać, gdy siedzieli później sami w jego pokoju, ale on wtedy tylko uśmiechał się, mówił "Lise, nie gadaj głupot" i skutecznie odwracał jej uwagę. Właśnie podczas jednego takiego wieczoru zupełnie mu się oddała. Był jej pierwszym... i ostatnim. 


Alice prychnęła cicho pod nosem przypominając sobie te chwile, a jej oddech utworzył parę wodną osiadłą na szybie. Wpatrywała się w nią przez chwilę, aż zupełnie niekontrolowanie podniosła do góry palec i nakreśliła wzory układające się w tak dobrze znane jej imię i nazwisko. Kiedy spostrzegła, co stworzyła, momentalnie zmazała napis jednym ruchem dłoni. 


Po tym wydarzeniu Aly zrozumiała, że kocha Joe. Miłością bezwarunkową i nieskończoną. Był taki czuły, że dziewczyna była przekonana, iż już zawsze będą razem. W końcu taka miłość zdarza się tylko raz w życiu - myślała. I kiedy pewnego czerwcowego popołudnia zabrał ją na przejażdżkę swoim nowym motocyklem, którego niedawno dostał w prezencie od rodziców, stojąc do niego przytulona podczas, gdy on opierał się o maszynę, opowiedziała mu o swoich przemyśleniach sprzed kilku dni. Poczuła wyraźną i nagłą zmianę nastroju chłopaka. Wcześniej uśmiechnięty i wyluzowany, teraz wydawał się spięty i przestraszony. Być może to był pierwszy znak, który Aly powinna odczytać, ale nie zrobiła tego, bo Joe znów odwrócił jej uwagę słodkimi pocałunkami, a później miłą zabawą na motocyklu.


A kilka dni później przestał się do niej odzywać. Nie odpowiadał na telefony, unikał spotkań z nią, zawsze miał jakąś wymówkę. Kiedy usłyszała od jakiejś życzliwej osoby, że Joe ma kogoś innego nie chciała w to wierzyć. Nie, Joey by tego nie zrobił. Nie jej Joey. Ale ziarno niepewności zostało zasiane i jeszcze tego samego dnia, Aly jak burza wparowała na próbę jego zespołu.  Zapytała go wprost, czy to co usłyszała, jest prawdą, a on tak po prostu jej przytaknął. Aly zabrakło tchu w płucach, więc otworzyła szeroko usta, żeby zaczerpnąć powietrza.

- Więc kim ja dla Ciebie jestem? 
- Teraz? Teraz jesteś zajebistym wspomnieniem. - odpowiedział patrząc jej prosto w oczy, a ona nie mogąc znieść takiego upokorzenia przed całym zespołem wybiegła z garażu i zaszyła się w swoim pokoju, po czym zażyła wszystkie narkotyki, które znalazła w domu, a nie było tego dużo, bo zawsze bała się, że jej ojciec je znajdzie. Kiedy stwierdziła, że nie czuje żadnej ulgi, poszła do znajomego dilera po więcej. I właśnie w tym dniu rozpoczęła z nim współpracę, która trwała jeszcze bardzo długo. 

Tamtego dnia nie zabiła się, ale po dziś dzień czuje, że każdy dzień zabija ją coraz bardziej. Nigdy później już się nie zakochała, bo cały czas kocha jednego, tego samego mężczyznę. Kilka dni później Joe wyjechał do Los Angeles robić karierę, a ona została ze złamanym sercem i zniszczoną psychiką. A miała wtedy dopiero 17 lat. Dziś brunet jest jednym z najsłynniejszych i najlepszych gitarzystów na świecie, a ona nawet nie skończyła college'u, bo tak zatraciła się w dragach, że niedawno trafiła do ośrodka odwykowego, w którym pozostaje do teraz. Sama na tym świecie. Atak serca zabrał jej ojca dwa lata temu.


Oderwała wzrok od okna i podeszła do szafki, która stała przy łóżku w jej szpitalnym pokoju. Otworzyła ją i wyjęła malutką karteczkę, teraz już wyraźnie pożółkłą i wymiętą, jednak z idealnie odczytywalnym na niej napisem:


"Spotkajmy się jutro w 'Palmas',
a może lepiej w 'Trivium', tam jest kameralniej

Twój Joey <3"

To była jedyna kartka, którą Alice kiedykolwiek dostała od Joe. Dał ją dziewczynie pod koniec spotkania, na którym oficjalnie zostali parą. 

Blondynka znów zerknęła wgłąb szafki i ujrzała kilkanaście małych, białych tabletek. Zbierała je już od jakiegoś czasu, bo miała co do nich pewien plan. Tak, chciała się zabić. Kiedy to postanowiła? Sama już dokładnie nie pamięta, ale było to chyba w tym właśnie dniu, w którym Joe ją porzucił. Czemu zwlekała tak długo? Chciała załatwić sprawę szybciej, ale nie zdążyła, bo została siłą zabrana na odwyk, a poza tym tak naprawdę nie miała w sobie tyle odwagi. Liczyła na to, że teraz nie stchórzy....
Usiadła na łóżku i wyjęła wszystkie tabletki kładąc je sobie na otwartej dłoni. Wbrew pozorom popełnienie samobójstwa na odwyku było rzeczą banalnie prostą. Wystarczyło tylko udawać, że zażywa się leki, które tutaj podają i gromadzić je w jakimś bezpiecznym miejscu. Szafek nigdy nie sprawdzali. Co prawda było to zadanie pracochłonne, ale opłacalne. Tak przynajmniej o tym myślała Aly.

Dziewczyna wpatrywała się w białe punkciki porozrzucane po całej powierzchni jej dłoni i pomyślała, jak bardzo nienawidzi Joe, a jednocześnie jak bardzo chce, żeby teraz był przy niej. Chciała jeszcze raz poczuć jego zapach, smak, dotyk, rozgrzane ciało pieszczące jej najdelikatniejsze i najwrażliwsze miejsca. Chciała chociaż raz jeszcze go zobaczyć. Co prawda mogła go sobie zobaczyć w gazetach, bo jego zespół zaczął odnosić sukcesy i był coraz bardziej znany, ale ona chciała go na żywo, tak, że mogłaby go dotknąć, poczuć zapach perfum. Jednak wiedziała, że to niemożliwe. Skąd? Bo już nie raz próbowała. Kiedyś nawet pojechała do Los Angeles mając nadzieję, że może jednak zmienił zdanie. Że ta dziewczyna okazała się największą pomyłką w jego życiu. Jakże się myliła...

Alice z bijącym sercem zapukała do drzwi jego mieszkania. Bała się spotkania z nim, a jednocześnie była tak podniecona, że nawet nie potrzebowała narkotyków, żeby się pobudzić. Po chwili usłyszała jakieś szmery, jakby ktoś dopiero wstawał z łóżka. A była już 12! Kilka sekund później drzwi się otworzyły, a w progu stanął Joe w samych spodenkach, które jak się domyśliła służyły mu za piżamę. Blondynce aż zabrakło tchu w piersiach. Gitarzysta wyglądał oszałamiająco! Był jeszcze piękniejszy, niż wtedy, kiedy widziała go po raz ostatni. Za to on nie wydawał się taki zadowolony, że ją widzi.
- Aly? - zapytał bardziej samego siebie. - Co Ty tu robisz?
- Joey... - szepnęła zbliżając się do niego o krok, jednak on się cofnął. - Przyjechałam do Ciebie.
- Skąd masz mój adres? - w jego tonie widocznie wyczuwalna była złość i irytacja, co zbiło nieco dziewczynę z tropu.
- Mam swoje sposoby. - wymruczała, chcąc obudzić w nim dawne uczucia. Tak naprawdę przyjechała do los Angeles i najzwyczajniej w świecie go śledziła. Niezbyt wyszukany sposób, ale była zdesperowana.
- Dobra, posłuchaj. - wziął głęboki oddech i przeczesał ręką włosy. - Nie obchodzi mnie po co tu przyjechałaś, skąd masz mój adres... Mam to w dupie... Wiedz tylko, że nie znaczysz już dla mnie nic. Tak, byłaś moją zabawką. - szybko dopowiedział, gdy zauważył, że Aly chce coś powiedzieć i zamknął jej drzwi przed nosem.
W blondynce wezbrała złość. To było już drugie upokorzenie z jego strony. Zdecydowanie o dwa za dużo.

Zabawką - powiedziała sama do siebie, a jej słowa szybko zgasły w osłupiającej ciszy panującej w pokoju, a na jej twarzy pojawiło się coś na kształt gorzkiego uśmiechu. Nie chciała zwlekać dłużej. Wiedziała, że za godzinę zacznie się obchód, a ona do tego czasu nie chciała już żyć. Nie zastanawiając się dłużej, żeby się przypadkiem nie rozmyślić przechyliła dłoń, a następnie połknęła wszystkie tabletki. W ustach poczuła okropny gorzki posmak, ale nie przejęła się tym i położyła swoje ciało na łóżku. Czuła jak coraz gorzej jej się oddycha, z trudem łapała powietrze.
- Pieprzony Joe Perry. - wyszeptała zaciskając dłonie w pięści, po czym zamknęła oczy na zawsze.

środa, 26 czerwca 2013

Dead Flowers - Rozdział 8

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale nie mam weny, nie mam pomysłu, nie mam ochoty... Chyba się wypalam...
I w ogóle nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Jest zbyt przesłodzony, ale postanowiłam, że go dodam, bo dawno nic nie było i nie wiadomo kiedy się pojawi następny.


- Ktoś tu się wkurwił - mruknął Izzy i przycisnął moje ciało do swojego, a ja zachichotałam pod nosem.
- Proponuję ratować tego biedaka. - powiedziałam i wstałam zakładając szybko na siebie porozrzucane po całym pokoju części mojej garderoby.
- Złego diabli nie biorą. O Axla możesz być spokojna. - Stradlin również wstał i zaczął się ubierać.
- Miałam na myśli Ringo. - popatrzyłam uważnie na mojego chłopaka i gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.

- Co jest? - zapytał Izzy, gdy staliśmy już w salonie, gdzie Axl krzywym wzrokiem patrzył na Ringo. A ten tylko stał przed nim i machał tym swoim małym ogonkiem z otwartą paszczą i wysuniętym językiem.
- To ja się pytam co TO jest? - wycedził Axl wyraźnie podkreślając słowo "to".
- Pies. - mruknęłam stojąc krok w tył za Stradlinem. Oczy Axla momentalnie utkwiły we mnie.
- To widzę. Tylko co on robi w naszym domu? - teraz jego wzrok biegał już od twarzy mojej do rytmicznego.
- Jezu, Axl, mieszka. A co może robić. I uprzedzając Twoje następne pytanie jest mój, a jeszcze kolejne: nie, nie oddam go.
Przez chwilę między facetami wywiązała się walka na spojrzenia, ale w końcu Rudy ustąpił.
- A róbcie co chcecie. Byle mi nie wchodził w drogę. - Axl wycelował swój palec wskazujący w Isbella i wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi na górze.
- Ten to zawsze ma jakieś problemy. - westchnął Izzy i przeczesał palcami włosy.
- Nie ma co się nim przejmować. - wzruszyłam ramionami. Doskonale wiedziałam, jaki jest Axl i Stradlin powinien to wiedzieć jeszcze lepiej ode mnie. W końcu przyjaźnią się całe życie. - Idziemy z Ringo na spacer? - zapytałam bruneta chwytając go za rękę i całując w policzek. Na jego twarzy od razu zagościł ten jego słodki, charakterystyczny uśmiech.
- Ringo! Chodź na spacer! - zawołał psa, który momentalnie przybiegł szczekając radośnie. Zaśmialiśmy się na ten widok i zabierając smycz, opuściliśmy HellHouse.

Po jakiejś godzinie chodzenia ulicami Los Angeles, dotarliśmy na plażę, która była prawie całkiem pusta. Być może dlatego, że było już dosyć późno i się ściemniało. Gdzieś w oddali siedziała tylko jakaś starsza para grająca w karty na kocu. Przystanęłam na chwilę nie zwracając uwagi na Izzyego i Ringo, który po spuszczeniu ze smyczy od razu pobiegł do wody. Patrzyłam na tę parę i zastanawiałam się, czy mnie i Stadlina też coś takiego kiedyś czeka. Wspólna starość, beztroskie siedzenie na plaży, gra w karty. 
- Kochanie, słuchasz mnie? - z zamyślenia wyrwał mnie głos bruneta i jego silna dłoń oplatająca mój pas.
- C-co? Co mówiłeś? - odwróciłam głowę w jego stronę i dostałam pstryczka w nos.
- Pytałem, czy przejdziemy się wzdłuż brzegu. - Izzy wtulił nos w moją szyję, a ja z chęcią przytaknęłam.
I tak szliśmy sobie objęci brzegiem plaży z butami w rękach, a woda co jakiś czas obmywała nam nasze bose stopy. Ringo, który już wyszedł z wody biegł kilka metrów przed nami z wywieszonym językiem, co jakiś czas zawracając, żeby dobiec do nas, a później znowu wybiegał do przodu. Między nami panowała cisza, bo po co coś mówić. Było po prostu idealnie. Zachód słońca, lekki szum wody w tle i ukochany mężczyzna przy boku. Czego chcieć więcej?
- Ale tu pięknie. - uśmiechnęłam się słysząc to z ust Izzy'ego.
- Od kiedy Ty się taki romantyczny zrobiłeś, co? - zapytałam patrząc w bok, na jego twarz zwróconą przed siebie, na jego włosy, które wiatr układał tak, że wpadały mu do oczu, przez co musiał je mrużyć. Ja sama cały czas odganiałam swoje włosy z twarzy. Wieczorny wiatr jest trochę silniejszy niż ten, który wieje w upalne dni.
- To wszystko przez Ciebie! - przystanął i rzucając buty, który trzymał w dłoni na złoty piasek, objął mnie w pasie.
- Przeze mnie? A co ja takiego robię? - uśmiechnęłam się i robiąc to samo z moimi butami, zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Po prostu jesteś. Odkąd tylko się pojawiłaś w moim życiu, zmieniłaś mnie. Jesteś powodem, dla którego chcę mi się rano wstać. Kocham Cię. - spojrzałam głęboko w te jego brązowe oczy i nie wiedząc co powiedzieć, po prostu go pocałowałam. Byłam w szoku, że zdobył się na takie wyznanie. Przecież to Izzy Stradlin! Najbardziej skryty i małomówny człowiek na tym świecie. A tu takie coś. 
- Też Cię kocham. - powiedziałam, gdy już się od siebie oderwaliśmy. Brunet uśmiechnął się tylko przebiegle, a ja zmarszczyłam brwi nie wiedząc, o co może mu chodzić. Nagle zostałam złapana w pół i nim się obejrzałam wylądowałam w wodzie, która na szczęście była jeszcze w miarę ciepła. 
- Zemszczę się Isbell! Pożałujesz tego! - odgrażałam się rytmicznemu, ale po chwili śmiałam się z całej sytuacji. Nawet Ringo do mnie dołączył i kąpał się razem ze mną. A Izzy stał sobie na brzegu zadowolony z siebie.
- Dobra Ringo wychodzimy. - zakomenderowałam i powoli zaczęłam wychodzić na brzeg. - Ale wiesz, co masz zrobić. - mruknęłam cicho do psa, a ten ochoczo zamerdał ogonem i pobiegł do swojego właściciela, który niczego się nie spodziewając stał dalej w tym samym miejscu. A Ringo, gdy tylko przystanął obok Izzy'ego zaczął się pozbywać nadmiaru wody chlapiąc naokoło. Oczywiście Isbell wyszedł z tego cały przemoczony i zaczął krzyczeć na psa, a ja zanosiłam się od śmiechu stojąc na brzegu i wykręcając włosy z wody.
- Złość piękności szkodzi. - skomentowałam, a gdy zobaczyłam wzrok mojego chłopaka mówiący "nawet nie próbuj się odzywać" ponownie wybuchnęłam śmiechem.
- Masz za swoje. - podeszłam do niego i złapałam za rękę uprzednio zbierając buty z piasku. - Chodź, idziemy dalej.
Izzy nic nie powiedział, tylko również zabrał swoje buty.
Po kilku minutach jednak złość już mu przeszła i szliśmy objęci rozmawiając na różne tematy. 
- Dobry wieczór. - powiedzieliśmy razem, gdy mijaliśmy tą parę staruszków. Jednak teraz już nie siedzieli na kocu, a chyba zbierali się do domu.
- Dobry wieczór. - odpowiedzieli i uśmiechnęli się do nas przyjaźnie. - Piękny wieczór, prawda? - zagadnęła  starsza pani składając koc.
- O tak. Jest cudownie. - przytaknęłam jej.
- Ringo zostaw! - krzyknął Izzy, a ja spojrzałam na psa, który właśnie wyjadał jakieś smakołyki z wiklinowego kosza tego, jak mniemam, małżeństwa.
- Och nie, niech je. Nam i tak zostało i nie byłoby co z tym zrobić. - kobieta spojrzała pobłażliwie na rottweilera, a następnie zwróciła się do nas. - A może Wy jesteście głodni? 
- Nie, dziękujemy. My już pójdziemy. Do widzenia. - pożegnaliśmy się i zabierając Ringo, udaliśmy się w drogę powrotną do domu.

- No nareszcie jesteście! - przywitał nas uśmiechnięty do granic możliwości Steven. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni i poszliśmy za Adlerem do salonu, gdzie siedziała już cała reszta z butelkami piwa w dłoniach.
Przysiedliśmy się do nich ciekawi, co mają nam do powiedzenia.
- Stradlin, chuju, McKagan załatwił nam jutro koncert w Roxy! - oznajmił Rose, a dumny z siebie Duff uniósł do góry ręce.
- E to zajebiście! Robimy próbę? - zapytał od razu Isbell, a chłopaki entuzjastycznie podjęli pomysł i wszyscy poszli na dół do garażu. 

środa, 29 maja 2013

Psycho Love - Rozdział 16

Taki trochę nic nie wnoszący rozdział, ale dawno nie pisałam tego opowiadania i musiałam trochę poprzynudzać :)


Ivy:
Leżałam właśnie na łóżku i zastanawiałam się, co zrobić, żeby pocieszyć Sebastiana. Chociaż nie. Ja nie chciałam go pocieszać. Chciałam, żeby zapomniał o całej tej sprawie związanej z Marią, odciął się od tego wszystkiego. Niestety w myśleniu nie pomagało mi ciche chrapanie Rachela śpiącego z głową na moim brzuchu. Westchnęłam i potarmosiłam go lekko po włosach. Nie otworzył oczu, ale za to zalała mnie fala błogiej ciszy. I nagle mnie olśniło! Dlaczego ja wcześniej na to nie wpadłam! Wyjedźmy nad jezioro! Co prawda możemy tylko na weekend, bo chłopaki nie mogą pozwolić sobie na tym etapie kariery na jakąś dłuższą przerwę, ale to zawsze coś. Te dwa dni powinny wystarczyć, żebyśmy wszyscy odpoczęli i nabrali dystansu do pewnych spraw.
Uśmiechnęłam się do własnych myśli i spojrzałam w bok na zegarek stojący na szafce nocnej. Była dopiero 6:34, więc ponownie zamknęłam oczy, bo miałam jeszcze dużo czasu.

Obudziło mnie delikatnie łaskotanie czymś miękkim i pachnącym cynamonem na policzku. Zmarszczyłam nos i otworzyłam powoli oczy. Moje tęczówki momentalnie zderzyły się z czekoladowymi tęczówkami Rachela, który pochylał się nad moją twarzą drażniąc ją opadającymi włosami.
- Wstawaj, spóźnisz się do pracy. - wymruczał wprost w moje usta, a następnie namiętnie je ucałował. Przywarłam do jego ciała nie pozostawiając nawet milimetra wolnej przestrzeni i wplotłam palce w jego bujną fryzurę. Niestety, musieliśmy skończyć te pieszczoty, więc oderwałam się niechętnie od "mojego narkotyku" i delikatnie zepchnęłam go z siebie. Bolan westchnął tylko niezadowolony, ale nic nie powiedział.
Uśmiechnęłam się do niego jedynie i już po chwili zamykałam za sobą drzwi od łazienki.

W pracy zupełnie nie mogłam się skupić i pisałam jeden artykuł dobre cztery godziny. Co chwilę coś poprawiałam lub wyrzucałam kilka akapitów i zaczynałam całą pracę od nowa. Dziwnie się czułam pracując w tym samym miejscu z Marią. Co prawda nie miałyśmy ze sobą zbyt wiele do czynienia, ale i tak blondynka kilka razy próbowała złapać ze mną kontakt i pogadać, ale skrzętnie jej unikałam. Nie chciałam na razie z nią rozmawiać, bo nie wiedziałam jak się zachować. Może to głupie, w końcu przyjaźnimy się od dzieciństwa, ale chciałam być fair wobec Sebastiana, który jest dla mnie jak brat. Miałam taki mętlik w głowie, że postanowiłam z nią nie rozmawiać dopóki sobie tego wszystkiego nie ułożę. Może uda mi się przemyśleć całą sytuację jak pojedziemy nad to jezioro. Tak w ogóle muszę powiedzieć o moim pomyśle chłopakom.

- Czeeeść! - wydarłam się, gdy tylko przekroczyłam próg domu. Odpowiedziała mi głucha cisza, więc wzruszyłam ramionami i poszłam schodami do pokoju. Wyglądało na to, że jestem sama w domu. Chłopaki pewnie mają próbę, albo gdzieś łażą bez celu po Los Angeles. No nic, będę musiała jeszcze poczekać, żeby im powiedzieć, co takiego wymyśliłam.
Stwierdziłam, że przygotuję coś do jedzenia, bo raczej nie mam nawet co liczyć na to, że oni coś zrobili. Oczywiście się nie myliłam i w kuchni zastałam jedynie pozostałości po śniadaniu. Nawet tego nie chciało im się sprzątać. Pokręciłam głową z dezaprobatą i wstawiłam naczynia do zlewu, a następnie otworzyłam lodówkę. Z tego, co zobaczyłam stwierdziłam, że przygotuję makaron w sosie serowym. Włączyłam małe radio stojące na blacie i wsłuchując się w dźwięki "Mama Kin" Aerosmith, rozpoczęłam przygotowywać obiad.
W momencie, gdy mieszałam sos, drzwi frontowe otworzyły się z hukiem, zapewne potraktowane kopniakiem, i po chwili do domu wpadła cała piątka rockmanów.
- Co tak zajebiście pachnie? - zapytał Snake momentalnie pojawiając się w kuchni.
- No, trochę jak skarpetki Roba. - wypalił Sebastian stając obok Sabo, a ten wybuchnął takim śmiechem, że zgiął się w pół i zaczął się krztusić. Ja sama do niego dołączyłam i aż musiałam odejść kawałek od garnków, żeby się nie poparzyć. Bach stał oparty o futrynę wyraźnie zadowolony z faktu, iż wyszedł mu żart.
- Z czego zlewacie? Też chcę się pośmiać! - do pomieszczenia wpadł Rob, jednak my zbyliśmy go tylko machnięciem ręki.
- Chłopaki chodźcie! - zawołałam wszystkich, gdy jedzenie było gotowe,  bo już zdążyli gdzieś się porozpraszać po domu.
- Cześć skarbie. - przywitał mnie Rachel, gdy tylko pojawił się w kuchni i ucałował moje wargi, ja jednak nie pozwoliłam mu tak szybko odejść i pogłębiłam pocałunek, aż Sebastian nie zwrócił nam uwagi, że jest głodny.
- To sobie nałóż. - wytknęłam mu język tuląc się do Bolana.
- Ale lepiej smakuje z Twoich rąk. - powiedział robiąc słodkie oczka i wyciągając talerz w moją stronę.
Westchnęłam i oparłam głowę o klatkę piersiową basisty czując jak się unosi i opada od chichotu.

- Słuchajcie, wpadłam na pewien pomysł. - zaczęłam, gdy wszyscy już siedzieliśmy przy stole i zajadaliśmy się obiadem.
- Kontynuuj - zachęcił mnie Scotti, a reszta spojrzała na mnie tylko ponaglającym wzrokiem.
- Co powiecie na mały wypad nad jezioro w weekend? Pomyślałam, że przydałby się nam taki wyjazd, ostatnio trochę się działo... - urwałam i spuściłam wzrok na swój talerz, po którym błądziłam bez celu widelcem.
- Ja tam uważam, że to zajebisty pomysł! - powiedział Rob.
- Ja też! - zgodził się Snake.
- No to postanowione. Jedziemy nad jezioro. - puścił mi oczko Baz, a ja szczerze się uśmiechnęłam. Po chwili poczułam męską dłoń na udzie i ciepły oddech przy uchu.
- Może być ciekawie. - wymruczał mi Rachel do ucha i lekko pocałował jego płatek.
- I oto chodzi. - odpowiedziałam przyciszonym głosem i położyłam rękę na biodrze basisty powodując tym lekkie rozchylenie jego warg.
- Dobra, to my posprzątamy. - zgłosił chłopaków Scotti, a ja uradowana, że nie będę musiała się męczyć podziękowałam mu uśmiechem. Reszta próbowała jakoś zaprotestować, ale ja szybko wyszłam z kuchni i poszłam do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i uśmiechnęłam się sama do siebie słysząc ich głośne rozmowy i stukanie talerzami. Ta zgraja nieogarniętych rockmanów jest teraz moją najbliższą rodziną. W życiu nie pomyślałabym, że tak to się wszystko potoczy, ale nie mogłam sobie wyobrazić chyba lepszego scenariusza. No może jedynie mogłaby jeszcze cieszyć się tym ze mną Maria, ale jej wybory, chociaż nie zawsze słuszne, były jej świadomymi. I chociaż przed chłopakami staram się tego nie pokazywać, to strasznie za nią tęsknię. Brakuje mi naszych wspólnych rozmów, wygłupów, imprez. Mamy tyle wspomnień, że nie jestem w stanie tego wszystkiego tak po prostu wyrzucić z głowy. Chyba nawet nie chcę, bo jak na razie to jedyne co mi pozostało po naszej przyjaźni. Jestem wściekła na blondynkę za to, że wszystko zepsuła. Teraz czuję się, jakbym była między młotem a kowadłem. Między chęcią odzyskania przyjaciółki, a bycia w porządku w stosunku do Bacha. Nagle poczułam na plecach uderzenie. No tak, cały czas stałam przy drzwiach.
- Ojej kochanie, przepraszam! - Rachel wszedł do pokoju i chwycił mnie delikatnie za ramiona. - Ale czemu stałaś przed drzwiami? - zapytał lekko rozbawiony.
- Zamyśliłam się. - odpowiedziałam i uciekłam wzrokiem na bok unikając jego przeszywających czekoladowych tęczówek. Wyraz jego twarzy zmienił się i teraz patrzył na mnie wyraźnie zmartwiony.
- Chodzi o Marie? - nachylił się nieznacznie, żeby móc złapać ze mną kontakt wzrokowy, a ja prawie niezauważalnie pokiwałam głową.
- Oj Ivy - westchnął i  zagarnął mnie ramionami zamykając w silnym uścisku. Przywarłam do niego całym ciałem, ale po chwili, dłuższej chwili, wyrwałam się i odsunęłam na odległość kilku kroków.
- Nie no kurwa trzeba się ogarnąć! Było, minęło! Nie ma co tyle o tym myśleć. W życiu są lepsze rzeczy do roboty. - ostatnie zdanie wypowiedziałam kokieteryjnym tonem i podeszłam do Bolana seksownie kręcąc biodrami. Ten uniósł tylko brew czekając na mój dalszy ruch. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przejechałam koniuszkiem języka po jego górnej wardze. Reakcja bruneta była natychmiastowa. Położył dłonie na moich biodrach i zdecydowanym ruchem przyciągnął mnie do siebie łącząc nasze języki w namiętnym tańcu. Aż zamruczałam i obróciłam nasze ciała tak, że stałam tyłem do łóżka. I już ciągnęłam Rachela za koszulkę w stronę materaca, gdy ten oderwał swoje usta od moich i przytrzymał moją dłoń zaciśniętą na jego T-shircie.
- Chodź na podłogę. - wytrzeszczyłam na niego oczy i aż otworzyłam usta ze zdziwienia.
- No co? Tam jeszcze tego nie robiliśmy. - poruszył brwiami w górę i w dół. W sumie... coś nowego, może być ciekawie. Przygryzłam wargę i podeszłam do Rachela, a następnie ściągnęłam mu koszulkę. Po chwili znowu całowaliśmy się gorąco i pozbawialiśmy nawzajem ubrań, aż nie zostaliśmy w samej bieliźnie. Wtedy położyłam się delikatnie na podłodze dziękując sobie w duchu, że wpadłam na pomysł położenia miękkiego dywanu na panelach, bo wydawały mi się takie gołe. Po chwili dołączył do mnie Bolan i zaczął obcałowywać każdy odkryty skrawek mojego ciała wywołując przyjemne ciepło w moim brzuchu i gęsią skórkę na zewnątrz. Kiedy to zauważył uśmiechnął się szelmowsko i zajął się odpinaniem stanika, a gdy materiał wylądował gdzieś w okolicy łóżka, zaczął pieścić moje piersi wywołując ciche jęki z mojego gardła. Przyciągnęłam go za włosy i pocałowałam zachłannie zjeżdżając dłońmi w dół jego ciała, do bokserek, których szybko się pozbyłam. Miałam teraz na sobie jedynie majtki, więc brunet momentalnie sięgnął tam ręką, nie przerywając pocałunku. Aby zdjąć materiał musiałam lekko unieść biodra, przez co otarłam się kobiecością o jego nabrzmiałego już członka, wywołując delikatny dreszcz jego ciała i cichy pomruk z gardła. Uśmiechnęłam się seksownie odrywając od jego ust. Rachel spojrzał mi głęboko w oczy i rozsunął moje uda delikatnie drażniąc paznokciami ich wrażliwą powierzchnię. Następnie nachylił się i przyssał do mojej szyi całując, gryząc i ssąc skórę. Wplotłam palce w bujne włosy bruneta, co chwilę mrucząc z zadowolenia. Nagle, basista oderwał palce od moich ud i zanurzył je w mojej kobiecości, a ja aż krzyknęłam z zaskoczenia i przyjemności. Jego sprawne palce poruszały się szybko i rytmicznie doprowadzając mnie do szaleństwa. Jęczałam, wiłam się po dywanie, drapałam go po plecach, aż w końcu poczułam charakterystyczny dreszcz i moim ciałem wstrząsnął orgazm. Mój krzyk stłumiły spragnione wargi bruneta, który całował mnie do momentu, aż moje ciało nie wróciło do normalności.
- To było cudowne. Kocham Cię. - spojrzałam mu głęboko w oczy, a on odpowiedział mi uśmiechem.
- Zbieraj siły, dopiero zaczęliśmy. - i nie czekając na moją reakcję wszedł we mnie całując namiętnie.

piątek, 10 maja 2013

Dead Flowers - Rozdział 7

Stałam od dobrych kilku minut przed drzwiami HellHouse'u i zastanawiałam się, czy zapukać. W końcu to nie ja powinnam przepraszać, bo to nie ja wywołałam bezsensowną kłótnię o nic, tylko Izzy. Już chciałam zrezygnować i odwracałam się na pięcie w stronę ulicy, gdy przede mną wyrosła jak spod ziemi postać Duffa.
- Cześć Debby. - powiedział, gdy mnie zauważył. - Nie wchodzisz?
- Tak właściwie to... nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i uświadomiłam sobie, jak żałośnie musiało to zabrzmieć. Na szczęście McKagan nie skomentował tego, a jedynie zagarnął mnie ramieniem i mówiąc "nie wygłupiaj się, właź do środka" zaprowadził mnie do domu. Na początku zastanawiałam się, czy się nie wyrwać i pójść do siebie, ale stwierdziłam, że nie ma sensu unosić się dumą i ktoś musi w końcu zacząć tą rozmowę. Wychodzi na to, że z naszej dwójki będę to ja. 

Gdy tylko przekroczyliśmy próg, Duff gdzieś się ulotnił, a w moją stronę rzucił się młody rottweiler wybiegający z salonu. Krzyknęłam z zaskoczenia i strachu, gdy pies odsłonił swoje ostre kły. Nie wyglądało na to, żeby miał ochotę mnie pożreć, bo zaczął mnie obwąchiwać merdając ogonem, ale nigdy nic nie wiadomo.
- Ringo! Do nogi! - usłyszałam nagle głos Izzy'ego i po chwili pojawił się on w drzwiach opierając o futrynę. Ku mojemu zdumieniu, pies od razu pognał do, jak mniemam, właściciela.
- Masz psa? - zapytałam unosząc brwi.
- No jak widać. - odpowiedział obojętnie nawet na mnie nie patrząc.
- Długo? - zadałam kolejne pytanie przenosząc ciężar ciała na druga nogę.
- Od jakiejś godziny. 
- I już tak Cię słucha? - wybałuszyłam oczy będąc pod wrażeniem umiejętności czworonoga.
- Urok osobisty. - mruknął Izzy i obróciwszy się wszedł z powrotem do salonu, a Ringo poczłapał za nim.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Właśnie to w nim kochałam. 
Zdjęłam kurtkę i zawiesiłam ją sobie na przedramieniu, a następnie poszłam za Stradlinem do pokoju. Rytmiczny siedział rozwalony na kanapie i odpalał papierosa, a rottweiler leżał mu pod nogami. Nie powiem, byłam zdziwiona takim szybkim czasem, w jaki się 'dogadali'. Ale nie po to tu przyszłam przecież. Usiadłam na kanapie na przeciwko bruneta i odłożyłam kurtkę na miejsce obok mnie. 
- Izzy pogadajmy. - zaczęłam, bo on chyba nie miał zamiaru odezwać się słowem.
- Przecież rozmawiamy. - zaciągnął się fajką i po chwili dmuchnął w moja stronę dymem.
- Rozmawialiśmy to jakieś 5 minut temu. - prychnęłam i pogłaskałam psa po łepku, bo podszedł do mnie i nadstawił głowę patrząc na mnie wyczekująco i merdając malutkim ogonkiem. Izzy na ten widok uśmiechnął się jednym kącikiem ust, ale gdy zauważył, że na niego patrzę szybko znowu przybrał minę poważnego i odwrócił wzrok. Westchnęłam zrezygnowana. 
- No kurwa Jeff! - podniósł na mnie oczy. - Obydwoje przesadziliśmy. Przyznajmy się do tego i przestańmy kłócić.
Czekałam na jakąś reakcję z jego strony, ale wyglądało na to, że się nie doczekam. Izzy dalej palił swojego papierosa co jakiś tylko czas zaszczycając mnie spojrzeniem swoich brązowych oczu.
- Masz zamiar coś powiedzieć? - zapytałam zniecierpliwiona, gdy po kilku minutach cisza zaczęła już dzwonić mi w uszach.
- Nie. 
- Naprawdę nie masz mi nic do powiedzenia? - to zabolało. Uświadomiłam sobie, że chyba tylko ja chcę się pogodzić.
Izzy jak zawsze nic nie odpowiedział tylko zgasił niedopałek w popielniczce stojącej na stole oddzielającym dwie kanapy, na których siedzieliśmy od siebie. Żeby to zrobić musiał się nieco nachylić, więc odruchowo podniósł wzrok trochę wyżej, na moją twarz usilnie się w niego wpatrującą. Wciąż miałam nadzieję, że jednak coś powie, przeprosi mnie za swoje zachowanie. Ale nic takiego nie miało miejsca. Brunet przełknął ślinę i zwiesił luźno ręce opierając je na udach. Ringo popatrzył na mnie, bo już od jakiegoś czasu zaprzestałam głaskania go i gdy zobaczył, że nie zamierzam kontynuować pieszczot, odszedł kilka kroków i położył się pod oknem. Miałam już serdecznie dość czekania na jakąkolwiek oznakę skruchy ze strony rytmicznego, więc wstałam i biorąc kurtkę w dłoń wyszłam bez słowa z salonu. Już prawie naciskałam klamkę od drzwi wejściowych, gdy usłyszałam jego głos:
- Debbie zaczekaj! - zatrzymałam dłoń w połowie drogi i odwróciłam się w jego stronę. Stał przede mną z rękami w kieszeniach i rozbieganym wzrokiem. Chyba nie wiedział, jakimi słowami powiedzieć, to co zamierza. Nie miałam zamiaru ułatwiać mu tego zadania, więc założyłam ręce na piersi i czekałam.  
- Przepraszam. - powiedział prawie niedosłyszalnie patrząc gdzieś w bok. Śmiać mi się zachciało z całej tej sytuacji.
- Co? Bo nie dosłyszałam. - wychyliłam lekko głowę do przodu dając mu znak, żeby mówił głośniej.
- Przepraszam no! - powtórzył już zdecydowanie wyraźniej i spojrzał mi głęboko w oczy. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego zarzucając mu ręce na szyję. Dłonie gitarzysty automatycznie powędrowały na mój pas przyciągając mnie bliżej.
- Przesadziłem. Ale jak zobaczyłem tego kolesia tak blisko Ciebie to miałem ochotę dać mu w mordę.
- Ja też przepraszam. Przesadziłam trochę tym tekstem o dragach. Przepraszam. - potarłam nosem o jego nos. Nagle poczułam lekki dotyk w okolicy łydek. Obydwoje spojrzeliśmy w tamtą stronę i naszym oczom ukazał się Ringo siedzący przy naszych nogach. Zaśmialiśmy się lekko, a następnie podnieśliśmy głowy, a ja cmoknęłam Izzy'ego w usta. Jednak brunet już nie pozwolił mi się od siebie oderwać i pogłębił pocałunek błądząc dłońmi po moich plecach. Rzuciłam kurtkę trzymaną w dłoni na podłogę i wplotłam palce we włosy gitarzysty. Kiedy jego usta zjechały na moją szyję zdobiąc ją drobnymi pocałunkami, odchyliłam głowę lekko w tył. Po chwili jednak odepchnęłam go delikatnie od siebie i chwyciłam za ciepłą dłoń prowadząc po schodach do jego pokoju. Ringo uważnie nas obserwował, a kiedy zniknęliśmy mu z pola widzenia, poszedł do kuchni i zanurkował głową w misce z suchą karmą. 
My tymczasem dotarliśmy już do pokoju Izzy'ego i obdarowując się namiętnymi pocałunkami powoli zdejmowaliśmy z siebie ubrania, ciesząc się każdą wspólnie spędzoną minutą.

Duff:
Izzy i Deb chyba właśnie są w fazie godzenia, bo z pokoju gitarzysty wydobywają się ciche jęki rudej. Swoją drogą ciekawe, o co im poszło. Stradlin nic nam nie mówił, ale wrócił dzisiaj wkurwiony. I na dodatek z psem. Interesujące jak zareaguje na to reszta zespołu. Jak na razie wiem tylko ja. Chłopaków od rana gdzieś wywiało i nie mieli jeszcze okazji poznać naszego nowego lokatora. Nawet mojej Mandy nie ma i muszę siedzieć sam w pokoju wysłuchując tych odgłosów z pokoju naprzeciwko. Wstałem z łóżka, na którym bezczynnie leżałem i gapiłem się w sufit i usiadłem na parapecie otwierając okno na szerokość i odpalając papierosa wyjętego z paczki leżącej na szafce nocnej. W pokoju Stradlina nastała cisza, więc pewnie już skończyli. Uśmiechnąłem się pod nosem przypominając sobie ostatnią noc. Oj, było gorąco. Urządziliśmy sobie z moją małą mały, że tak powiem, maraton i próbowaliśmy nawzajem doprowadzić się do 10 orgazmów. Niestety, wytrzymaliśmy tylko 7 i padliśmy ze zmęczenia, ale wszystko przed nami. Technika czyni mistrza, jak to mówią. Swoją drogą chyba przywołałem blondynkę myślami, bo właśnie zauważyłem ją idącą chodnikiem w stronę naszego domu.
- Hej kochanie! - wydarłem się na pół miasta trzymając papierosa w buzi. Jednak przeceniłem swoje możliwości i nie umiem krzyczeć i palić jednocześnie, więc fajka wypadła z mojej paszczy i wylądowała w małej kałuży pozostałej po wczorajszej wieczornej mżawce i momentalnie zgasła. Wychyliłem za nią głowę patrząc z lekkim żalem, ale zaraz powróciłem do wielkiego uśmiechu witającego nadchodzącą Mandy, która widząc całą sytuację wybuchnęła głośnym śmiechem i pomachała mi. Odmachałem jej szczerząc się i odwróciłem do środka pokoju, bo blondynka już otwierała drzwi wejściowe.
- Jezu Duff co to za bestia jest w salonie! - mała wleciała do pokoju ze strachem w oczach.
- Haha, kochanie to nasz nowy współlokator. Ma na imię Ringo i jest psem Izzy'ego. - wytłumaczyłem jej i wyciągnąłem ręce w jej stronę dając do zrozumienia, że ma podejść. Gdy to zrobiła, chwyciłem jej drobne dłonie i pocałowałem namiętnie w usta przyciągając bliżej siebie.

Deborah:
Leżeliśmy właśnie z Izzy'm w jego łóżku. Brunet robił mi za poduszkę, jako że opierałam się głową o jego klatkę piersiową i zaznaczałam na niej palcem jakieś nieokreślone wzory, a on gładził dłonią moją nagą skórę na ramieniu. 
- Chyba jestem o Ciebie zazdrosny. - wypalił nagle gitarzysta, a ja podniosłam głowę i zaparłam się dłonią o jego ciało.
- To dobrze, czy źle? - zapytałam wpatrując się w jego oczy.
- Sam nie wiem. - Jeff wzruszył ramionami. - To może być niebezpieczne, bo będę chciał obijać gębę każdemu, kto się do Ciebie zbliży.
Zachichotałam cicho i przygryzłam dolną wargę.
- A myślisz, że mnie kurwica nie będzie brała, jak Twoje fanki będą mieć mokro na Twój widok i zaczną Ci się narzucać? Chyba wydrapię im oczy. - mówiłam coraz bardziej zbliżając się do jego twarzy, aż wraz z ostatnim słowem przybliżyłam się na tyle, że złączyłam nasze usta w pocałunku.
- To może być ciekawy widok. - Izzy udał zamyślonego, a ja walnęłam go lekko w ramię śmiejąc się głośno.
- Nie no dobra, żartuję. Ale i tak będę się wkurzać, bo mam najpiękniejszą dziewczyną w całym Los Angeles. - cmoknął mnie w ramię lekko się nachylając, żeby było mu łatwiej.
- No cóż... Ja też będę musiała jakoś przeżyć, że mój facet jest jednym z najbardziej pożądanych mężczyzn na świecie. - westchnęłam teatralnie i uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił. I już chciał coś odpowiedzieć, gdy z dołu dobiegł nas krzyk Axla:
- Co to kurwa ma być?!



poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Dead Flowers - Rozdział 6

Następnego dnia obudziłam się w ramionach Izzy'ego. Było mi cholernie dobrze, więc ponownie zamknęłam oczy. Nagle przypomniałam sobie, że jest cholera jasna środek tygodnia, a ja mam pracę. Otworzyłam szeroko oczy i odwróciłam głowę, żeby spojrzeć na budzik. Kiedy obkręcałam swoje ciało niechcący trąciłam Stradlina nogą i spojrzałam na niego z przestrachem. Nie chciałam go budzić, mógł jeszcze pospać. Na szczęście tylko lekko się skrzywił, ale spał dalej. Odetchnęłam z ulgą i teraz już ostrożniej spojrzałam na zegarek wskazujący 7:28. Oznaczało to koniec mojego słodkiego lenistwa, a przykrą rzeczywistość. Która w sumie nie była taka przykra, bo w końcu nie każdy ma szczęście pracować w sklepie muzycznym. Z ciężkim westchnięciem wyswobodziłam się z objęć bruneta i wstałam. Zabrałam moje rzeczy z krzesła i się w nie przebrałam. Następnie wyszłam z pokoju i pobiegłam schodami w dół. W domu panowała totalna cisza, bo chłopaki o tej godzinie to jeszcze smacznie śpią. Otworzyłam drzwi i wyszłam na ulice Los Angeles, które już skąpane były w porannym słońcu. Do pracy miałam na 8, więc musiałam się trochę pospieszyć, żebym mogła jeszcze wstąpić do mojego mieszkania i się przebrać. Drogę pokonałam prawie truchtem, więc zajęła mi około 10 minut. W mieszkaniu wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w świeże ciuchy i już gnałam do pracy. Miałam na dotarcie tylko 7 minut. Na moje szczęście udało się i chwilę przed czasem otwierałam przeszklone drzwi sklepu muzycznego. Przywitałam się z szefem i od razu zabrałam do układania winyli na półkach, a w tle rozbrzmiewała nowa płyta Kiss.
- Przepraszam... - nagle dobiegł mnie czyjś przyjemny, niski głos.
- Tak? - odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą na oko 25-letniego mężczyznę z długimi włosami, w ramonesce i glanach.
- Gdzie tu są gitary elektryczne? - zapytał rozglądając się po sklepie.
- Prosto i na prawo - pokierowałam go pokazując mu przy okazji drogę ręką. Już chciałam z powrotem zając się układaniem płyt, gdy znowu usłyszałam jego głos.
- A mogłabyś mi doradzić? Właśnie przenoszę się z klasycznej na elektryczną i nie za bardzo wiem, która jest najlepsza. - spojrzałam na niego znad winyla AC/DC, a on widząc mój wzrok uśmiechnął się w taki sposób, że po prostu nie mogłam mu odmówić i się zgodziłam.
Szliśmy właśnie do działu z gitarami, gdy zauważyłam, że drzwi wejściowe się otwierają i staje w nich Izzy. Spojrzałam w jego stronę i widząc jego zdziwiony wzrok wskazujący na mojego towarzysza, uśmiechnęłam się tylko uroczo i zaprowadziłam klienta do stojaków zapełnionych elektrykami. 
- No dobra, wszystkie mi się podobają... Pomożesz? - zrobił słodkie oczka, a ja westchnęłam widząc kątem oka, że Stradlin przyszedł za nami i udawał, że ogląda gitary. Co on do cholery wyprawia? Ja tu pracuję, to chyba normalne, że rozmawiam z klientami!
- No jasne! Czego szukasz konkretnie? - niby przypadkiem dotknęłam ramienia chłopaka. Widziałam, że Izzy na nas uważnie spojrzał. No i dobrze, chciałam go trochę powkurzać, bo zdenerwował mnie tym, że przyszedł tu za nami.
- Hmm... chciałbym taką gitarę, która będzie bardzo dobrze grać i będzie solidnie wykonana... - koleś chyba faktycznie nie miał pojęcia o gitarach i sam o tym wiedział, bo gdy to mówił zrobił się czerwony i potarł nerwowo kark. Rozbawiło mnie to, bo było urocze, taki metalowiec, a rumieni się jak nastolatek. Za plecami usłyszałam ciche parsknięcie śmiechu bruneta, więc posłałam mu mordercze spojrzenie, na co ten udał, że mnie nie widzi. Dobra Isbell, tak chcesz się bawić?
- Wiesz... trochę ogólnie to zabrzmiało... ale nie martw się, coś wybierzemy. - uśmiechnęłam się i podałam mu czarnego Gibsona flying V.
- No całkiem niezła, ale wolałbym chyba inny kształt. - spojrzał na mnie niepewnie obracając w dłoni gitarę.
- Nie ma sprawy... hmm... - przeszłam kawałek dalej tak, że Izzy musiał się odsunąć, bo stał mi na drodze. - to może ta? - pokazałam palcem na przypalanego Gibsona Les Paula.
- Idealna! - chłopakowi, aż zaświeciły się oczy, a ja już wiedziałam, że znalazłam mu idealną towarzyszkę. Stanęłam na palcach i sięgnęłam do góry zdejmując gitarę z wiszącego stojaka. Następnie nawet nie zaszczycając Isbella spojrzeniem podeszłam do chłopaka i wręczyłam mu wiosło.
- Chcesz ją wypróbować? - zapytałam, kiedy uważnie jej się przyglądał wyraźnie oczarowany.
- No pewnie! 
- To chodź. - zaprowadziłam go do malutkiego przeszklonego pomieszczenia, gdzie klienci mogli wypróbować sprzęt przed jego zakupem.
Chłopak wszedł do niego i podpiął gitarę do małego wzmacniacza w rogu, po czym zaczął grać Nothing Else Matters. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy to usłyszałam. Zaraz jednak spojrzałam gniewnie w stronę stojącego dalej w tym samym miejscu Stradlina.
- Co Ty wyprawiasz? - wysyczałam, gdy stałam już idealnie przed nim.
- Nie wiem, o co Ci chodzi - udawał, że nie wie, o czym mówię i przejechał dłonią po gryfie Stratocastera stojącego obok mnie.
- Kontrolujesz mnie? Co to ma kurwa być? - założyłam ręce na piersi i patrzyłam na niego z uniesionymi brwiami domagając się jakiejś odpowiedzi, bo rytmiczny miał głowę odwróconą w bok i uśmiechał się głupkowato.
- Nie stresuj się kochanie. Pamiętaj, że jesteś w pracy. - powiedział i tak po prostu sobie odszedł kilka kroków, odwracając się do mnie plecami. Jego zachowanie tak mnie zdziwiło, że otworzyłam usta i nie wiedziałam, co powiedzieć. 
- Przepraszam... - usłyszałam nieśmiały głos tego klienta, więc spojrzałam na niego uprzednio zamykając buzię.
- Tak? 
- Biorę ją! Jest świetna!
- No to zapraszam do kasy. - wskazałam mu ręką kierunek i ostatni raz obdarzyłam Isbella spojrzeniem. Stał z rękami w kieszeniach i uśmiechał się cwaniacko.
Obsłużyłam tego chłopaka, a na koniec w podziękowaniu za pomoc w doborze instrumentu zostałam delikatnie przytulona. Nie powiem, miły gest z jego strony. Po jego wyjściu wróciłam do działu z gitarami, żeby trochę ogarnąć. Weszłam do pomieszczenia, gdzie można wypróbować instrumenty i powyłączałam wzmacniacz, bo widocznie ten młody chłopak o tym zapomniał. Na bruneta nawet nie spojrzałam. Byłam na niego wściekła. Jakim prawem się tak zachowuje? Kto mu je dał? Na pewno nie ja!
- Mi też pomożesz? Bo ja się na tym zupełnie nie znam - powiedział przedrzeźniając głos chłopaka i oparł się o wejście. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
- O co Ci kurwa chodzi?! Taka moja praca! A poza tym chłopak był naprawdę miły i nieporadny, więc nie wiem dlaczego nie miałabym mu pomóc! - podniosłam głos i stanęłam wyprostowana naprzeciwko mojego chłopaka. Na szczęście w tej części sklepu nie kręcili się teraz żadni klienci.
- No pewnie! Bo takie zagubione szczeniaczki są najsłodsze nie?! Trzeba było jeszcze się z nim umówić i nauczyć go grać! Albo w ogóle żyć skoro on taki nieporadny! - też się wkurzył i zbliżył twarz do mojej.
- Co Ty pieprzysz? Ty słyszysz co Ty mówisz? 
- Nie będzie mi Cię jakiś byle grajek podrywał!
- Ten byle grajek był moim klientem i musiałam być dla niego uprzejma, a poza tym po prostu był miły! To taki naturalny odruch ludzki, słyszałeś może kiedyś o nim? Czy dragi już zupełnie wyprały Ci mózg? - powiedziałam zła jak osa, a Izzy spojrzał mi tylko głęboko w oczy i bez słowa opuścił sklep. 
Wzięłam kilka głębszych wdechów, żeby się uspokoić i wróciłam na stanowisko, gdzie układałam płyty na półkach. Szef dziwnie na mnie spojrzał. Mam tylko nadzieję, że nic nie było słychać tutaj. O nie, idzie w moją stronę!
- Deborah, wszystko w porządku? - zapytał wyraźnie zmartwiony. Aż mi się cieplej na sercu zrobiło. Właściciel traktował mnie trochę jak rodzinę, jak jego zresztą też, dlatego tak dobrze mi się tu pracowało. I nie mam zamiaru stracić tej pracy. A na pewno nie przez Stradlina.
- Tak, oczywiście. - zapewniłam szybko, a płyta, którą właśnie miałam włożyć na półkę wyślizgnęła mi się z ręki i uderzyła o podłogę. Schyliłam się szybko i ją podniosłam, jednak na skutek upadku oderwała się od niej malutka część.
- Jezu przepraszam! Ja za to zapłacę! 
- Nie ma takiej potrzeby, Debbie uspokój się. Chcesz iść do domu? - zapytał z troską, a ja wytrzeszczyłam na niego oczy. 
- Nie! Dokończę pracę. - wysiliłam się na uśmiech.
- No to zostaw na razie te winyle. Chodź na zaplecze, wypijemy herbatę i opowiesz mi, co się stało.
Pokiwałam jedynie głową i po kilku minutach siedziałam już z szefem w małym pomieszczeniu na końcu sklepu z kubkiem aromatycznej cieczy w dłoni.
- To był Twój chłopak? - zapytał pan Harrison, szef.
- Tak i ja... przepraszam za to, co się stało. To w końcu moje miejsce pracy. - upiłam łyk napoju.
- Nie przejmuj się. To nic takiego. I tak prawie nie było klientów w sklepie, a kiedy zaczęliście się kłócić podgłośniłem muzykę. 
Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Czy ten człowiek kiedykolwiek był zły, wkurzony, smutny? Zawsze uśmiechnięty, wyluzowany i pełen zrozumienia. Był wymarzonym szefem.
- No to powiesz mi o co poszło? - zadał pytanie z rodzicielską troską, a ja nawet nie wiem kiedy opowiedziałam mu wszystko, co się dzisiaj wydarzyło w sklepie.
Kiedy skończyłam zauważyłam, że pan Harrison lekko się podśmiewuje. Wbiłam w niego totalnie zdezorientowany wzrok.
- Kochanie, przecież to proste. - zmarszczyłam brwi. - Ten młodzieniec jest po prostu o Ciebie zazdrosny. Boi się, że Cię straci. A to oznacza tylko jedno: musi Cię bardzo kochać. Ale pamiętaj! - tu uniósł palec do góry. - Musisz postawić mu granicę zazdrości, żeby nie stała się uciążliwa i chorobliwa. Ale myślę, że tak nie będzie. Po prostu chłopak poczuł się zagrożony, to nic złego.
- Tyle, że ja tylko pomagałam klientowi. - jęknęłam żałośnie.
- Dziecko, musicie się jeszcze dotrzeć. Sama mówiłaś, że jesteście razem od niedawna. Będzie dobrze. - mrugnął do mnie i upił łyk herbaty. 
- Mam nadzieję. No dobra, porozmawiam z nim. - uśmiechnęłam się do szefa i serdecznie go przytuliłam.
Oj Isbell, mamy do pogadania.

piątek, 12 kwietnia 2013

Dead Flowers - Rozdział 5

Ktoś jeszcze w ogóle pamięta o tym opowiadaniu? :P Nie mam pojęcia, co mi odwaliło, że zaczęłam coś tu pisać. Ale skoro już naskrobałam, to mam nadzieję, że aż tak bardzo nie wyszłam z wprawy i da się to jakoś czytać bez większej męki :)



Kiedy już się od siebie oderwaliśmy, po tym jak Slash wykonał ruch palcem 'zaraz się porzygam', Izzy walnął go w głowę, a ja zachichotałam, a następnie zostałam zaprowadzona do salonu. A tam Stradlin znowu przyciągnął mnie do siebie i pocałował zachłannie.
- Nie żebym chciał przeszkadzać, ale weźcie się obściskujcie kurwa gdzie indziej. - przerwał nam schodzący właśnie ze schodów Axl i skierował się do kuchni.
Rytmiczny już otwierał usta, żeby coś odpowiedzieć, kiedy kopnęłam go w kostkę i dałam do zrozumienia, żeby puścił to mimo uszu. Ten przewrócił tylko oczami i poszedł do salonu. Kiedy zauważył, że nie idę za nim obrócił się w moją stronę i spojrzał pytająco.
- Idziesz? - zapytał wskazując palcem na pokój.
- Nie, chyba pójdę się czegoś napić. - uśmiechnęłam się i szybko obróciłam w drugą stronę. Oczywiście nie chciało mi się pić, ale Rose wydał mi się jakiś dziwny, więc postanowiłam z nim pogadać.

Weszłam do pomieszczenia i zauważyłam Axla siedzącego na parapecie z papierosem w ręce. Nie zauważył mnie, bo siedział bokiem, a twarz miał odwróconą w przestrzeń za szybą. Podeszłam do niego cicho i delikatnie położyłam mu rękę na ramieniu. Mój dotyk spowodował jego poruszenie i gwałtowne odwrócenie w moją stronę. 
- Nie strasz mnie tak, Mała. - uśmiechnął się delikatnie i zaciągnął papierosem.
- Przepraszam. - spuściłam lekko głowę. Między nami zapanowała niezręczna cisza. Wokalista przekręcił głowę i znowu zaczął wpatrywać się w ogródek sąsiadów, po którym biegała dwójka dzieciaków. Chłopiec i dziewczynka, na oko mieli nie więcej niż 5 lat. Świetnie się ze sobą bawili. Chłopiec gonił dziewczynkę z wężem ogrodowym w rączkach, a ona uciekała przed nim zaśmiewając się uroczo i piszcząc przez śmiech, gdy strumień wody puszczony przez jej brata lekko ją dosięgnął. Nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę z Rosem, więc wzięłam sobie fajkę z paczki leżącej obok niego i zapaliłam ją zapalniczką znajdującą się w środku opakowania. Mocno się zaciągnęłam i wypuszczając szary obłoczek dymu odezwałam się, bo ta cisza zaczynała mi coraz bardziej doskwierać.
- Co jest, Axl? - mężczyzna spojrzał na mnie i przez dłuższy czas wpatrywał się w moją twarz uważnie ją lustrując.
- Nic, a co ma być? - uśmiechnął się szeroko, żeby udowodnić, że czuje się świetnie, jednak mnie to w ogóle nie przekonało.
- Przecież widzę. Przede mną nie musisz udawać.
- Po prostu mam gorszy dzień, każdemu się może zdarzyć. - przewrócił oczami i przerzucił wzrok na lodówkę.
- Chcesz o tym pogadać? - zadałam kolejne pytanie. Ewidentnie widziałam, że coś go dręczy i nie miałam zamiaru tak tego zostawić.
- Nie ma o czym... - urwał, po czym nastała cisza przerywana cichym tykaniem zegara wiszącym nad stołem. Specjalnie nic nie mówiłam, bo wiedziałam, że w końcu powie mi, co mu leży na sercu. Axl nie jest raczej typem samotnika i prędzej czy później odczuje potrzebę wygadania się komuś. - No dobra, zazdroszczę Izzy'emu... - zaczął, po czym przerwał i spojrzał mi w oczy, które w tym momencie trochę się rozszerzyły. - Nie, nie mam na myśli, że Cię kocham czy coś w tym stylu. Możesz być spokojna. Traktuję Cię tylko i wyłącznie, jak przyjaciółkę. Chodzi mi o to, że Stradlin w końcu się zakochał, jest w stałym związku, ma kogoś przy kim może być sobą i nikogo nie udawać. A co najważniejsze, jest kochany. - po raz kolejny odwrócił głowę i wbił wzrok na widok za oknem. Ja nadal się nie odzywałam, nie chcąc mu przerywać.
- A mi znowu nie wyszło. Wiesz, nie mówiłem Ci, żeby nie zapeszyć, ale jakieś dwa tygodnie temu poznałem kogoś. Była śliczna i inteligentna. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nie chodzi mi o to, że się w niej zakochałem, ale kurwa, myślałem, że w końcu trafiłem na kobietę, z którą mogę stworzyć coś trwałego, co nie będzie trwało dzień, czy dwa. Ale oczywiście jak ostatni frajer dałem się nabrać. Jej chodziło tylko o moją kasę i liczyła na to, że jak będzie pokazywać się z Axlem Rosem to się wypromuje. W sumie, czego mogłem spodziewać się po striptizerce. Kurwa, Debbie, co jest ze mną nie tak? - spojrzał mi prosto w oczy, a mnie aż poraziło cierpienie, które zobaczyłam w jego zielonych tęczówkach.
- Axl, wszystko z Tobą dobrze! Jesteś wspaniały ! To z tymi pannami jest coś nie tak, skoro nie potrafią zauważyć tego, jakim wrażliwym i czułym facetem jesteś. To, że zdarzają Ci się gorsze dni i zmiany nastrojów nie jest Twoją winą! Daj sobie trochę czasu, a zobaczysz, że w najmniej spodziewanym momencie spotkasz miłość swojego życia. Taką, która zaakceptuje i pokocha całego Ciebie. Łącznie z wadami. - mrugnęłam do niego, co spowodowało lekkie wygięcie się jego kącików ust.
- Kurwa, trochę poważnie się zrobiło. - zaśmiał się cynicznie, a ja mu zawtórowałam.
- Debbie! Co Ty tu robisz tyle czasu?! - nagle usłyszeliśmy głos Izzyego. Gwałtownie się obróciłam i zauważyłam mojego chłopaka stojącego w drzwiach kuchni.
- A tak sobie rozmawiamy. Już do Ciebie idę. - zapewniłam go, po czym jeszcze na chwilę odwróciłam się w stronę Axla i gdy ten bezdźwięcznie powiedział "dziękuję", uśmiechnęłam się tylko i podeszłam do Stradlina chwytając go za wyciągniętą w moją stronę dłoń.
- Wszystko ok? - zapytał Izzy tak, żebym tylko ja mogła go usłyszeć.
- No jasne. - odpowiedziałam i pocałowałam go czule. 
- A tak w ogóle to trzeba by zrobić w końcu próbę nie? Nie graliśmy od... - uniósł wzrok do góry, obliczając czas. -... ostatniego koncertu, czyli wczoraj. 
- No dobra. Czas trochę ponakurwiać! - Axl zeskoczył z parapetu i wyminął nas drąc się na całe gardło "Złazić chuje, robimy próbę!". Po chwili ze schodów zaczęli schodzić poszczególni członkowie zespołu i od razu kierowali się do maleńkiego pomieszczenia, które robiło tutaj za salę do prób. Kiedy zauważyłam, że Duff idzie razem z Mandy, podeszłam do nich i chwyciłam blondynkę za rękę.
- Nie miałabyś ochoty pogadać przy winku? Czy wolisz słuchać tego napierdalania? - kiedy to wypowiedziałam, basista chrząknął znacząco, więc szybko się poprawiłam, szczerząc zęby w uśmiechu - Które oczywiście jest najlepsze z najlepszych! - zapewniłam go, co sprawiło, że wystawił mi język i poszedł do reszty chłopaków, którzy zdążyli już się zgromadzić w pokoju.
- Wybieram pierwszą opcję. - powiedziała Mandy i razem poszłyśmy do pokoju Izzyego.

- No opowiadaj, bo mnie ciekawość zżera! - rozkazałam dziewczynie, kiedy siedziałyśmy już na łóżku Stradlina, każda z butelką Nightraina, którego znalazłyśmy pod łóżkiem, w ręce.
- Ale co? - udała, że nie wie, o czym mówię i odkorkowała swoje wino.
- No jak to co? Waszą historię! Nie miałyśmy czasu o tym pogadać, a wtedy w tej garderobie po koncercie normalnie mnie kurwa zatkało! - również otworzyłam swoją butelkę i pociągnęłam duży łyk, po czym poczułam przyjemne ciepło w gardle.
- No cóż, kiedyś, jak Duff jeszcze mieszkał w Seattle, byliśmy parą.... - i zaczęła opowiadać mi historię ich związku. Okazało się, że oboje mieszkali obok siebie i przez to często się spotykali. A to na ulicy, a to na jakiejś imprezie u znajomych. I tak od słowa do słowa, od spotkania do spotkania zostali parą. Mandy wiedziała o jego planach związanych z muzyką, ale na początku traktowała je jako marzenia młodego chłopaka, które mają naprawdę niewielką szansę się spełnić. Aż tu pewnego dnia, Duff oznajmia jej, że wyjeżdża do Los Angeles, żeby spróbować swoich sił jako muzyk, bo w Seattle nie miał przed sobą żadnych perspektyw. Chciał, żeby wyjechała z nim, ale ona była młoda i miała tam rodzinę, przyjaciół. Nie chciała zostawiać całego swojego dotychczasowego życia. Więc się rozstali. Z bólem i złamanymi sercami. Przez długi czas po jego wyjeździe zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, nie jadąc z nim. W końcu nie mogąc znieść tęsknoty, zaryzykowała. Rzuciła wszystko i przyjechała tutaj. Nie sądziła, że go odnajdzie. A nawet jeśli by jej się udało, nie wiedziała, co miałaby mu powiedzieć. Aż pewnego dnia zupełnie przypadkiem trafiła na ogłoszenie o jego koncercie, więc stwierdziła, że pójdzie, żeby zobaczyć jak mu się wiedzie. No a w klubie poznała mnie, a ja zaprowadziłam ją do tej garderoby niczego nieświadoma.
- Ja pierdolę, jaka historia! - zawołałam i opróżniłam butelkę z winem.
- A najlepsze jest to, że to dzięki Tobie znowu jesteśmy razem! - zaśmiała się dziewczyna i również wypiła wszystko do końca, po czym stuknęłyśmy się pustymi butelkami.
- Kurwa, czuję się jakąś jebaną matką Waszego związku! - wybuchnęłyśmy takim śmiechem, że Mandy zleciała z łóżka z głośnym hukiem.
- Ałaaa kurwaa! - zawyła nie przestając się śmiać.
- Żyjesz? - zapytałam przez śmiech i pomogłam jej wczołgać się z powrotem na materac.
- Żyję! Ale kolano mnie boli - zrobiła smutną minkę i zaczęła rozmasowywać bolące miejsce.
- Do wesela się zagoi - zażartowałam, po czym wstałam i podeszłam do drzwi.
- Nigdzie się stąd nie ruszaj, zaraz wracam. - rozkazałam, a blondynka pokiwała jedynie głową, dalej zajmując się obolałym kolanem.
Uchyliłam delikatnie drzwi i gdy usłyszałam, że na dole cały czas trwa próba przemknęłam do pokoju Stevena. Otworzyłam drzwi i od razu skierowałam się do szafki nocnej. Otworzyłam ją i podnosząc jakieś papiery do góry znalazłam to czego szukałam. Tabliczkę czekolady. Skąd wiedziałam, że tam będzie? Adler kiedyś chwalił mi się, że zawsze trzyma w szafce obok łóżka tabliczkę czekolady, bo uwielbia słodycze. Tak jak ja. Więc dlaczego by nie skorzystać? Niewiele myśląc chwyciłam moją zdobycz i zostawiając wszystko tak jak było, zanim tu przyszłam, wróciłam do pokoju.
- Patrz co mam! - pomachałam Mandy czekoladą przed nosem.
- Ooo jak miło. Skąd wzięłaś? - zapytała wkładając sobie kostkę słodkości do ust.
- Od Stevena. - wzruszyłam ramionami.
- W sumie trochę mało się znamy. Opowiedz coś o sobie. - zakomenderowała blondynka zjadając kolejną część. 
I tak zleciała nam kolejna godzina. Chłopaki kiedy skończyli próbę, zawołali nas i rozsiedliśmy się w salonie oglądając jakąś komedię, która powodowała niekontrolowane wybuchy śmiechu z naszej strony. Zauważyłam, że Axl już się rozchmurzył i zachowywał jak gdyby nic się nie stało. Miałam tylko nadzieję, że naprawdę już mu przeszło, a nie, że zgrywa się, aby nikt nie zauważył.

Versatile Blogger Award!

No i mój drugi blog również został nominowany do tej nagrody :) A ja znowu nie wiem, o co z tym chodzi xD W każdym bądź razie baaardzo dziękuję Liz i Heaven za docenienie mojej pracy i za to, że spośród tylu wspaniałych blogów wybrały także mój <3



Oto zasady:

1. Nominowana osoba pokazuje nagrodę na swoim blogu.
2. Dziękuję za nominację.
3. Ujawnia 7 faktów o sobie.
4. Nominuje 7 blogów.
5. I na koniec informuje o nominacji blogi nominowane.

Mam nadzieję, że nic się nie stanie jak wstawię tu to samo, co jest na drugim blogu :)

7 faktów o mnie:

1. Boję się pająków, clownów i Samary z "Ringu".

2. Gram na basie i gitarze klasycznej.
3. Od kilkunastu dni jestem pełnoletnia.
4. Mam wielkiego misia, który nosi imię Jeff. Po Isbellu.
5. Jeśli nie mam przy sobie książki albo muzyki, mogę przespać cały dzień.
6. Totalnie nie mam cierpliwości.
7. Marzy mi się praca dziennikarki, najlepiej muzycznej.