poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Dead Flowers - Rozdział 6

Następnego dnia obudziłam się w ramionach Izzy'ego. Było mi cholernie dobrze, więc ponownie zamknęłam oczy. Nagle przypomniałam sobie, że jest cholera jasna środek tygodnia, a ja mam pracę. Otworzyłam szeroko oczy i odwróciłam głowę, żeby spojrzeć na budzik. Kiedy obkręcałam swoje ciało niechcący trąciłam Stradlina nogą i spojrzałam na niego z przestrachem. Nie chciałam go budzić, mógł jeszcze pospać. Na szczęście tylko lekko się skrzywił, ale spał dalej. Odetchnęłam z ulgą i teraz już ostrożniej spojrzałam na zegarek wskazujący 7:28. Oznaczało to koniec mojego słodkiego lenistwa, a przykrą rzeczywistość. Która w sumie nie była taka przykra, bo w końcu nie każdy ma szczęście pracować w sklepie muzycznym. Z ciężkim westchnięciem wyswobodziłam się z objęć bruneta i wstałam. Zabrałam moje rzeczy z krzesła i się w nie przebrałam. Następnie wyszłam z pokoju i pobiegłam schodami w dół. W domu panowała totalna cisza, bo chłopaki o tej godzinie to jeszcze smacznie śpią. Otworzyłam drzwi i wyszłam na ulice Los Angeles, które już skąpane były w porannym słońcu. Do pracy miałam na 8, więc musiałam się trochę pospieszyć, żebym mogła jeszcze wstąpić do mojego mieszkania i się przebrać. Drogę pokonałam prawie truchtem, więc zajęła mi około 10 minut. W mieszkaniu wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w świeże ciuchy i już gnałam do pracy. Miałam na dotarcie tylko 7 minut. Na moje szczęście udało się i chwilę przed czasem otwierałam przeszklone drzwi sklepu muzycznego. Przywitałam się z szefem i od razu zabrałam do układania winyli na półkach, a w tle rozbrzmiewała nowa płyta Kiss.
- Przepraszam... - nagle dobiegł mnie czyjś przyjemny, niski głos.
- Tak? - odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą na oko 25-letniego mężczyznę z długimi włosami, w ramonesce i glanach.
- Gdzie tu są gitary elektryczne? - zapytał rozglądając się po sklepie.
- Prosto i na prawo - pokierowałam go pokazując mu przy okazji drogę ręką. Już chciałam z powrotem zając się układaniem płyt, gdy znowu usłyszałam jego głos.
- A mogłabyś mi doradzić? Właśnie przenoszę się z klasycznej na elektryczną i nie za bardzo wiem, która jest najlepsza. - spojrzałam na niego znad winyla AC/DC, a on widząc mój wzrok uśmiechnął się w taki sposób, że po prostu nie mogłam mu odmówić i się zgodziłam.
Szliśmy właśnie do działu z gitarami, gdy zauważyłam, że drzwi wejściowe się otwierają i staje w nich Izzy. Spojrzałam w jego stronę i widząc jego zdziwiony wzrok wskazujący na mojego towarzysza, uśmiechnęłam się tylko uroczo i zaprowadziłam klienta do stojaków zapełnionych elektrykami. 
- No dobra, wszystkie mi się podobają... Pomożesz? - zrobił słodkie oczka, a ja westchnęłam widząc kątem oka, że Stradlin przyszedł za nami i udawał, że ogląda gitary. Co on do cholery wyprawia? Ja tu pracuję, to chyba normalne, że rozmawiam z klientami!
- No jasne! Czego szukasz konkretnie? - niby przypadkiem dotknęłam ramienia chłopaka. Widziałam, że Izzy na nas uważnie spojrzał. No i dobrze, chciałam go trochę powkurzać, bo zdenerwował mnie tym, że przyszedł tu za nami.
- Hmm... chciałbym taką gitarę, która będzie bardzo dobrze grać i będzie solidnie wykonana... - koleś chyba faktycznie nie miał pojęcia o gitarach i sam o tym wiedział, bo gdy to mówił zrobił się czerwony i potarł nerwowo kark. Rozbawiło mnie to, bo było urocze, taki metalowiec, a rumieni się jak nastolatek. Za plecami usłyszałam ciche parsknięcie śmiechu bruneta, więc posłałam mu mordercze spojrzenie, na co ten udał, że mnie nie widzi. Dobra Isbell, tak chcesz się bawić?
- Wiesz... trochę ogólnie to zabrzmiało... ale nie martw się, coś wybierzemy. - uśmiechnęłam się i podałam mu czarnego Gibsona flying V.
- No całkiem niezła, ale wolałbym chyba inny kształt. - spojrzał na mnie niepewnie obracając w dłoni gitarę.
- Nie ma sprawy... hmm... - przeszłam kawałek dalej tak, że Izzy musiał się odsunąć, bo stał mi na drodze. - to może ta? - pokazałam palcem na przypalanego Gibsona Les Paula.
- Idealna! - chłopakowi, aż zaświeciły się oczy, a ja już wiedziałam, że znalazłam mu idealną towarzyszkę. Stanęłam na palcach i sięgnęłam do góry zdejmując gitarę z wiszącego stojaka. Następnie nawet nie zaszczycając Isbella spojrzeniem podeszłam do chłopaka i wręczyłam mu wiosło.
- Chcesz ją wypróbować? - zapytałam, kiedy uważnie jej się przyglądał wyraźnie oczarowany.
- No pewnie! 
- To chodź. - zaprowadziłam go do malutkiego przeszklonego pomieszczenia, gdzie klienci mogli wypróbować sprzęt przed jego zakupem.
Chłopak wszedł do niego i podpiął gitarę do małego wzmacniacza w rogu, po czym zaczął grać Nothing Else Matters. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy to usłyszałam. Zaraz jednak spojrzałam gniewnie w stronę stojącego dalej w tym samym miejscu Stradlina.
- Co Ty wyprawiasz? - wysyczałam, gdy stałam już idealnie przed nim.
- Nie wiem, o co Ci chodzi - udawał, że nie wie, o czym mówię i przejechał dłonią po gryfie Stratocastera stojącego obok mnie.
- Kontrolujesz mnie? Co to ma kurwa być? - założyłam ręce na piersi i patrzyłam na niego z uniesionymi brwiami domagając się jakiejś odpowiedzi, bo rytmiczny miał głowę odwróconą w bok i uśmiechał się głupkowato.
- Nie stresuj się kochanie. Pamiętaj, że jesteś w pracy. - powiedział i tak po prostu sobie odszedł kilka kroków, odwracając się do mnie plecami. Jego zachowanie tak mnie zdziwiło, że otworzyłam usta i nie wiedziałam, co powiedzieć. 
- Przepraszam... - usłyszałam nieśmiały głos tego klienta, więc spojrzałam na niego uprzednio zamykając buzię.
- Tak? 
- Biorę ją! Jest świetna!
- No to zapraszam do kasy. - wskazałam mu ręką kierunek i ostatni raz obdarzyłam Isbella spojrzeniem. Stał z rękami w kieszeniach i uśmiechał się cwaniacko.
Obsłużyłam tego chłopaka, a na koniec w podziękowaniu za pomoc w doborze instrumentu zostałam delikatnie przytulona. Nie powiem, miły gest z jego strony. Po jego wyjściu wróciłam do działu z gitarami, żeby trochę ogarnąć. Weszłam do pomieszczenia, gdzie można wypróbować instrumenty i powyłączałam wzmacniacz, bo widocznie ten młody chłopak o tym zapomniał. Na bruneta nawet nie spojrzałam. Byłam na niego wściekła. Jakim prawem się tak zachowuje? Kto mu je dał? Na pewno nie ja!
- Mi też pomożesz? Bo ja się na tym zupełnie nie znam - powiedział przedrzeźniając głos chłopaka i oparł się o wejście. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
- O co Ci kurwa chodzi?! Taka moja praca! A poza tym chłopak był naprawdę miły i nieporadny, więc nie wiem dlaczego nie miałabym mu pomóc! - podniosłam głos i stanęłam wyprostowana naprzeciwko mojego chłopaka. Na szczęście w tej części sklepu nie kręcili się teraz żadni klienci.
- No pewnie! Bo takie zagubione szczeniaczki są najsłodsze nie?! Trzeba było jeszcze się z nim umówić i nauczyć go grać! Albo w ogóle żyć skoro on taki nieporadny! - też się wkurzył i zbliżył twarz do mojej.
- Co Ty pieprzysz? Ty słyszysz co Ty mówisz? 
- Nie będzie mi Cię jakiś byle grajek podrywał!
- Ten byle grajek był moim klientem i musiałam być dla niego uprzejma, a poza tym po prostu był miły! To taki naturalny odruch ludzki, słyszałeś może kiedyś o nim? Czy dragi już zupełnie wyprały Ci mózg? - powiedziałam zła jak osa, a Izzy spojrzał mi tylko głęboko w oczy i bez słowa opuścił sklep. 
Wzięłam kilka głębszych wdechów, żeby się uspokoić i wróciłam na stanowisko, gdzie układałam płyty na półkach. Szef dziwnie na mnie spojrzał. Mam tylko nadzieję, że nic nie było słychać tutaj. O nie, idzie w moją stronę!
- Deborah, wszystko w porządku? - zapytał wyraźnie zmartwiony. Aż mi się cieplej na sercu zrobiło. Właściciel traktował mnie trochę jak rodzinę, jak jego zresztą też, dlatego tak dobrze mi się tu pracowało. I nie mam zamiaru stracić tej pracy. A na pewno nie przez Stradlina.
- Tak, oczywiście. - zapewniłam szybko, a płyta, którą właśnie miałam włożyć na półkę wyślizgnęła mi się z ręki i uderzyła o podłogę. Schyliłam się szybko i ją podniosłam, jednak na skutek upadku oderwała się od niej malutka część.
- Jezu przepraszam! Ja za to zapłacę! 
- Nie ma takiej potrzeby, Debbie uspokój się. Chcesz iść do domu? - zapytał z troską, a ja wytrzeszczyłam na niego oczy. 
- Nie! Dokończę pracę. - wysiliłam się na uśmiech.
- No to zostaw na razie te winyle. Chodź na zaplecze, wypijemy herbatę i opowiesz mi, co się stało.
Pokiwałam jedynie głową i po kilku minutach siedziałam już z szefem w małym pomieszczeniu na końcu sklepu z kubkiem aromatycznej cieczy w dłoni.
- To był Twój chłopak? - zapytał pan Harrison, szef.
- Tak i ja... przepraszam za to, co się stało. To w końcu moje miejsce pracy. - upiłam łyk napoju.
- Nie przejmuj się. To nic takiego. I tak prawie nie było klientów w sklepie, a kiedy zaczęliście się kłócić podgłośniłem muzykę. 
Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Czy ten człowiek kiedykolwiek był zły, wkurzony, smutny? Zawsze uśmiechnięty, wyluzowany i pełen zrozumienia. Był wymarzonym szefem.
- No to powiesz mi o co poszło? - zadał pytanie z rodzicielską troską, a ja nawet nie wiem kiedy opowiedziałam mu wszystko, co się dzisiaj wydarzyło w sklepie.
Kiedy skończyłam zauważyłam, że pan Harrison lekko się podśmiewuje. Wbiłam w niego totalnie zdezorientowany wzrok.
- Kochanie, przecież to proste. - zmarszczyłam brwi. - Ten młodzieniec jest po prostu o Ciebie zazdrosny. Boi się, że Cię straci. A to oznacza tylko jedno: musi Cię bardzo kochać. Ale pamiętaj! - tu uniósł palec do góry. - Musisz postawić mu granicę zazdrości, żeby nie stała się uciążliwa i chorobliwa. Ale myślę, że tak nie będzie. Po prostu chłopak poczuł się zagrożony, to nic złego.
- Tyle, że ja tylko pomagałam klientowi. - jęknęłam żałośnie.
- Dziecko, musicie się jeszcze dotrzeć. Sama mówiłaś, że jesteście razem od niedawna. Będzie dobrze. - mrugnął do mnie i upił łyk herbaty. 
- Mam nadzieję. No dobra, porozmawiam z nim. - uśmiechnęłam się do szefa i serdecznie go przytuliłam.
Oj Isbell, mamy do pogadania.

piątek, 12 kwietnia 2013

Dead Flowers - Rozdział 5

Ktoś jeszcze w ogóle pamięta o tym opowiadaniu? :P Nie mam pojęcia, co mi odwaliło, że zaczęłam coś tu pisać. Ale skoro już naskrobałam, to mam nadzieję, że aż tak bardzo nie wyszłam z wprawy i da się to jakoś czytać bez większej męki :)



Kiedy już się od siebie oderwaliśmy, po tym jak Slash wykonał ruch palcem 'zaraz się porzygam', Izzy walnął go w głowę, a ja zachichotałam, a następnie zostałam zaprowadzona do salonu. A tam Stradlin znowu przyciągnął mnie do siebie i pocałował zachłannie.
- Nie żebym chciał przeszkadzać, ale weźcie się obściskujcie kurwa gdzie indziej. - przerwał nam schodzący właśnie ze schodów Axl i skierował się do kuchni.
Rytmiczny już otwierał usta, żeby coś odpowiedzieć, kiedy kopnęłam go w kostkę i dałam do zrozumienia, żeby puścił to mimo uszu. Ten przewrócił tylko oczami i poszedł do salonu. Kiedy zauważył, że nie idę za nim obrócił się w moją stronę i spojrzał pytająco.
- Idziesz? - zapytał wskazując palcem na pokój.
- Nie, chyba pójdę się czegoś napić. - uśmiechnęłam się i szybko obróciłam w drugą stronę. Oczywiście nie chciało mi się pić, ale Rose wydał mi się jakiś dziwny, więc postanowiłam z nim pogadać.

Weszłam do pomieszczenia i zauważyłam Axla siedzącego na parapecie z papierosem w ręce. Nie zauważył mnie, bo siedział bokiem, a twarz miał odwróconą w przestrzeń za szybą. Podeszłam do niego cicho i delikatnie położyłam mu rękę na ramieniu. Mój dotyk spowodował jego poruszenie i gwałtowne odwrócenie w moją stronę. 
- Nie strasz mnie tak, Mała. - uśmiechnął się delikatnie i zaciągnął papierosem.
- Przepraszam. - spuściłam lekko głowę. Między nami zapanowała niezręczna cisza. Wokalista przekręcił głowę i znowu zaczął wpatrywać się w ogródek sąsiadów, po którym biegała dwójka dzieciaków. Chłopiec i dziewczynka, na oko mieli nie więcej niż 5 lat. Świetnie się ze sobą bawili. Chłopiec gonił dziewczynkę z wężem ogrodowym w rączkach, a ona uciekała przed nim zaśmiewając się uroczo i piszcząc przez śmiech, gdy strumień wody puszczony przez jej brata lekko ją dosięgnął. Nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę z Rosem, więc wzięłam sobie fajkę z paczki leżącej obok niego i zapaliłam ją zapalniczką znajdującą się w środku opakowania. Mocno się zaciągnęłam i wypuszczając szary obłoczek dymu odezwałam się, bo ta cisza zaczynała mi coraz bardziej doskwierać.
- Co jest, Axl? - mężczyzna spojrzał na mnie i przez dłuższy czas wpatrywał się w moją twarz uważnie ją lustrując.
- Nic, a co ma być? - uśmiechnął się szeroko, żeby udowodnić, że czuje się świetnie, jednak mnie to w ogóle nie przekonało.
- Przecież widzę. Przede mną nie musisz udawać.
- Po prostu mam gorszy dzień, każdemu się może zdarzyć. - przewrócił oczami i przerzucił wzrok na lodówkę.
- Chcesz o tym pogadać? - zadałam kolejne pytanie. Ewidentnie widziałam, że coś go dręczy i nie miałam zamiaru tak tego zostawić.
- Nie ma o czym... - urwał, po czym nastała cisza przerywana cichym tykaniem zegara wiszącym nad stołem. Specjalnie nic nie mówiłam, bo wiedziałam, że w końcu powie mi, co mu leży na sercu. Axl nie jest raczej typem samotnika i prędzej czy później odczuje potrzebę wygadania się komuś. - No dobra, zazdroszczę Izzy'emu... - zaczął, po czym przerwał i spojrzał mi w oczy, które w tym momencie trochę się rozszerzyły. - Nie, nie mam na myśli, że Cię kocham czy coś w tym stylu. Możesz być spokojna. Traktuję Cię tylko i wyłącznie, jak przyjaciółkę. Chodzi mi o to, że Stradlin w końcu się zakochał, jest w stałym związku, ma kogoś przy kim może być sobą i nikogo nie udawać. A co najważniejsze, jest kochany. - po raz kolejny odwrócił głowę i wbił wzrok na widok za oknem. Ja nadal się nie odzywałam, nie chcąc mu przerywać.
- A mi znowu nie wyszło. Wiesz, nie mówiłem Ci, żeby nie zapeszyć, ale jakieś dwa tygodnie temu poznałem kogoś. Była śliczna i inteligentna. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nie chodzi mi o to, że się w niej zakochałem, ale kurwa, myślałem, że w końcu trafiłem na kobietę, z którą mogę stworzyć coś trwałego, co nie będzie trwało dzień, czy dwa. Ale oczywiście jak ostatni frajer dałem się nabrać. Jej chodziło tylko o moją kasę i liczyła na to, że jak będzie pokazywać się z Axlem Rosem to się wypromuje. W sumie, czego mogłem spodziewać się po striptizerce. Kurwa, Debbie, co jest ze mną nie tak? - spojrzał mi prosto w oczy, a mnie aż poraziło cierpienie, które zobaczyłam w jego zielonych tęczówkach.
- Axl, wszystko z Tobą dobrze! Jesteś wspaniały ! To z tymi pannami jest coś nie tak, skoro nie potrafią zauważyć tego, jakim wrażliwym i czułym facetem jesteś. To, że zdarzają Ci się gorsze dni i zmiany nastrojów nie jest Twoją winą! Daj sobie trochę czasu, a zobaczysz, że w najmniej spodziewanym momencie spotkasz miłość swojego życia. Taką, która zaakceptuje i pokocha całego Ciebie. Łącznie z wadami. - mrugnęłam do niego, co spowodowało lekkie wygięcie się jego kącików ust.
- Kurwa, trochę poważnie się zrobiło. - zaśmiał się cynicznie, a ja mu zawtórowałam.
- Debbie! Co Ty tu robisz tyle czasu?! - nagle usłyszeliśmy głos Izzyego. Gwałtownie się obróciłam i zauważyłam mojego chłopaka stojącego w drzwiach kuchni.
- A tak sobie rozmawiamy. Już do Ciebie idę. - zapewniłam go, po czym jeszcze na chwilę odwróciłam się w stronę Axla i gdy ten bezdźwięcznie powiedział "dziękuję", uśmiechnęłam się tylko i podeszłam do Stradlina chwytając go za wyciągniętą w moją stronę dłoń.
- Wszystko ok? - zapytał Izzy tak, żebym tylko ja mogła go usłyszeć.
- No jasne. - odpowiedziałam i pocałowałam go czule. 
- A tak w ogóle to trzeba by zrobić w końcu próbę nie? Nie graliśmy od... - uniósł wzrok do góry, obliczając czas. -... ostatniego koncertu, czyli wczoraj. 
- No dobra. Czas trochę ponakurwiać! - Axl zeskoczył z parapetu i wyminął nas drąc się na całe gardło "Złazić chuje, robimy próbę!". Po chwili ze schodów zaczęli schodzić poszczególni członkowie zespołu i od razu kierowali się do maleńkiego pomieszczenia, które robiło tutaj za salę do prób. Kiedy zauważyłam, że Duff idzie razem z Mandy, podeszłam do nich i chwyciłam blondynkę za rękę.
- Nie miałabyś ochoty pogadać przy winku? Czy wolisz słuchać tego napierdalania? - kiedy to wypowiedziałam, basista chrząknął znacząco, więc szybko się poprawiłam, szczerząc zęby w uśmiechu - Które oczywiście jest najlepsze z najlepszych! - zapewniłam go, co sprawiło, że wystawił mi język i poszedł do reszty chłopaków, którzy zdążyli już się zgromadzić w pokoju.
- Wybieram pierwszą opcję. - powiedziała Mandy i razem poszłyśmy do pokoju Izzyego.

- No opowiadaj, bo mnie ciekawość zżera! - rozkazałam dziewczynie, kiedy siedziałyśmy już na łóżku Stradlina, każda z butelką Nightraina, którego znalazłyśmy pod łóżkiem, w ręce.
- Ale co? - udała, że nie wie, o czym mówię i odkorkowała swoje wino.
- No jak to co? Waszą historię! Nie miałyśmy czasu o tym pogadać, a wtedy w tej garderobie po koncercie normalnie mnie kurwa zatkało! - również otworzyłam swoją butelkę i pociągnęłam duży łyk, po czym poczułam przyjemne ciepło w gardle.
- No cóż, kiedyś, jak Duff jeszcze mieszkał w Seattle, byliśmy parą.... - i zaczęła opowiadać mi historię ich związku. Okazało się, że oboje mieszkali obok siebie i przez to często się spotykali. A to na ulicy, a to na jakiejś imprezie u znajomych. I tak od słowa do słowa, od spotkania do spotkania zostali parą. Mandy wiedziała o jego planach związanych z muzyką, ale na początku traktowała je jako marzenia młodego chłopaka, które mają naprawdę niewielką szansę się spełnić. Aż tu pewnego dnia, Duff oznajmia jej, że wyjeżdża do Los Angeles, żeby spróbować swoich sił jako muzyk, bo w Seattle nie miał przed sobą żadnych perspektyw. Chciał, żeby wyjechała z nim, ale ona była młoda i miała tam rodzinę, przyjaciół. Nie chciała zostawiać całego swojego dotychczasowego życia. Więc się rozstali. Z bólem i złamanymi sercami. Przez długi czas po jego wyjeździe zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, nie jadąc z nim. W końcu nie mogąc znieść tęsknoty, zaryzykowała. Rzuciła wszystko i przyjechała tutaj. Nie sądziła, że go odnajdzie. A nawet jeśli by jej się udało, nie wiedziała, co miałaby mu powiedzieć. Aż pewnego dnia zupełnie przypadkiem trafiła na ogłoszenie o jego koncercie, więc stwierdziła, że pójdzie, żeby zobaczyć jak mu się wiedzie. No a w klubie poznała mnie, a ja zaprowadziłam ją do tej garderoby niczego nieświadoma.
- Ja pierdolę, jaka historia! - zawołałam i opróżniłam butelkę z winem.
- A najlepsze jest to, że to dzięki Tobie znowu jesteśmy razem! - zaśmiała się dziewczyna i również wypiła wszystko do końca, po czym stuknęłyśmy się pustymi butelkami.
- Kurwa, czuję się jakąś jebaną matką Waszego związku! - wybuchnęłyśmy takim śmiechem, że Mandy zleciała z łóżka z głośnym hukiem.
- Ałaaa kurwaa! - zawyła nie przestając się śmiać.
- Żyjesz? - zapytałam przez śmiech i pomogłam jej wczołgać się z powrotem na materac.
- Żyję! Ale kolano mnie boli - zrobiła smutną minkę i zaczęła rozmasowywać bolące miejsce.
- Do wesela się zagoi - zażartowałam, po czym wstałam i podeszłam do drzwi.
- Nigdzie się stąd nie ruszaj, zaraz wracam. - rozkazałam, a blondynka pokiwała jedynie głową, dalej zajmując się obolałym kolanem.
Uchyliłam delikatnie drzwi i gdy usłyszałam, że na dole cały czas trwa próba przemknęłam do pokoju Stevena. Otworzyłam drzwi i od razu skierowałam się do szafki nocnej. Otworzyłam ją i podnosząc jakieś papiery do góry znalazłam to czego szukałam. Tabliczkę czekolady. Skąd wiedziałam, że tam będzie? Adler kiedyś chwalił mi się, że zawsze trzyma w szafce obok łóżka tabliczkę czekolady, bo uwielbia słodycze. Tak jak ja. Więc dlaczego by nie skorzystać? Niewiele myśląc chwyciłam moją zdobycz i zostawiając wszystko tak jak było, zanim tu przyszłam, wróciłam do pokoju.
- Patrz co mam! - pomachałam Mandy czekoladą przed nosem.
- Ooo jak miło. Skąd wzięłaś? - zapytała wkładając sobie kostkę słodkości do ust.
- Od Stevena. - wzruszyłam ramionami.
- W sumie trochę mało się znamy. Opowiedz coś o sobie. - zakomenderowała blondynka zjadając kolejną część. 
I tak zleciała nam kolejna godzina. Chłopaki kiedy skończyli próbę, zawołali nas i rozsiedliśmy się w salonie oglądając jakąś komedię, która powodowała niekontrolowane wybuchy śmiechu z naszej strony. Zauważyłam, że Axl już się rozchmurzył i zachowywał jak gdyby nic się nie stało. Miałam tylko nadzieję, że naprawdę już mu przeszło, a nie, że zgrywa się, aby nikt nie zauważył.

Versatile Blogger Award!

No i mój drugi blog również został nominowany do tej nagrody :) A ja znowu nie wiem, o co z tym chodzi xD W każdym bądź razie baaardzo dziękuję Liz i Heaven za docenienie mojej pracy i za to, że spośród tylu wspaniałych blogów wybrały także mój <3



Oto zasady:

1. Nominowana osoba pokazuje nagrodę na swoim blogu.
2. Dziękuję za nominację.
3. Ujawnia 7 faktów o sobie.
4. Nominuje 7 blogów.
5. I na koniec informuje o nominacji blogi nominowane.

Mam nadzieję, że nic się nie stanie jak wstawię tu to samo, co jest na drugim blogu :)

7 faktów o mnie:

1. Boję się pająków, clownów i Samary z "Ringu".

2. Gram na basie i gitarze klasycznej.
3. Od kilkunastu dni jestem pełnoletnia.
4. Mam wielkiego misia, który nosi imię Jeff. Po Isbellu.
5. Jeśli nie mam przy sobie książki albo muzyki, mogę przespać cały dzień.
6. Totalnie nie mam cierpliwości.
7. Marzy mi się praca dziennikarki, najlepiej muzycznej.