piątek, 23 listopada 2012

Psycho Love - Rozdział 3

Piątek. Zegar na ścianie wskazywał 15:48. Siedziałam właśnie w pracy i pisałam recenzje najnowszej płyty AC/DC. Od pierwszego spotkania z Gunsami minął niecały tydzień. Dwa dni po zdarzeniu w klubie przyszli do nas do domu i przeprosili mnie, mówiąc, że nie wiedzieli o moim 'urazie'. A teraz już niby wiedzą? Do dziś nie wiem kto się wygadał.
Było niemiłosiernie gorąco. Na dworze słońce tak przypiekało, że temperatura sięgała chyba 35 stopni. W pokoju, w którym siedziałam nie było lepiej. Wiatrak przymocowany do lampy kręcił się jakby w zwolnionym tempie, tak naprawdę nie dając żadnej ochłody. Próbowałam ratować się zimną puszką Coca-Coli kupioną przed chwilą w automacie na korytarzu, kiedy wracałam z przerwy na papierosa. Jednak niewiele ona dawała, a przy temperaturze panującej w pokoju, po kilku łykach z obrzydzeniem stwierdziłam, iż robi się coraz bardziej ciepła. Na szczęście czekało mnie jeszcze tylko 12 minut pracy. Moje koleżanki z pokoju już dawno zwolniły się wcześniej, pod różnymi pretekstami. Ja niestety nie mogłam, bo recenzja musiała być dzisiaj na biurku naczelnej.
Upiłam ostatni łyk ciepłego już napoju i pustą puszkę wyrzuciłam do kosza znajdującego się pod moim biurkiem. Napisałam ostatnie zdanie i biorąc napisany przeze mnie artykuł skierowałam się korytarzem w prawo. Po chwili byłam pod drzwiami mojej przełożonej i wręczałam jej recenzje. Pożegnałam się i jak najszybciej poszłam do swojego biurka. Wzięłam tylko torbę i wyszłam. W momencie przekroczenia drzwi wejściowych buchnęło na mnie gorące powietrze. Westchnęłam tylko i podeszłam do swojego samochodu. Zawsze zabierałam ze sobą Marię, ale dzisiaj musiała zostać dłużej, bo jakaś gwiazdeczka strasznie kaprysiła i trzeba było powtarzać zdjęcia.
Jestem dziennikarką muzyczną, a blondynka fotografem. Pracujemy w jednej redakcji. Ja jednak piszę tylko o muzyce, która mnie interesuje, czyli rockowej. Od popu są inni. Moja praca jest całkiem przyjemna. Do moich zadań należą: wywiady z gwiazdami, chodzenie na koncerty i ich opisywanie, odszukiwanie nowych zespołów i recenzje płyt. Maria za to jest fotografem od wszystkiego. I dzisiaj trafiła jej się wyjątkowo nadęta paniusia.
Odpaliłam mojego czarnego Mustanga i jak najszybciej włączyłam klimatyzację. Oczywiście w Los Angeles w tym momencie była 'godzina szczytu', więc mogłam przygotować się na długie czekanie w korku. Nie jestem cierpliwą osobą, to też po kilku minutach zaczęłam siarczyście kląć. Co za koszmarny dzień. Mam nadzieję, że chłopakom nie przyjdzie do głowy iście gdzieś na imprezę, bo dzisiaj naprawdę nie mam na to ochoty. Czuję się wykończona. Po dobrych 30 minutach stania w korku, trąbienia i złamania kilku przepisów,  parkowałam samochód przed domem.
Wysiadłam z mojej fury i otworzyłam drzwi. Rzuciłam torbę w przedpokoju i weszłam do salonu. Moim oczom ukazali się muzycy i jakieś trzy dziewczyny. Uniosłam jedną brew i rozglądnęłam się po wszystkich. Baz siedział na fotelu i popijał mrożoną herbatę, Rob wachlował się jakąś gazetą chyba, a laski kleiły się do Bolana, Hilla i Snake'a. Oczywiście wraz z moim wejściem, wszystkich oczy zwróciły się w moją stronę.
- A gdzie Maria? - zapytał Baz i widząc moją minę podał mi swoją szklankę. Opróżniłam ją i oddałam mu pustą. Teraz mogę odpowiedzieć.
- Musiała zostać dłużej, ale niedługo powinna wrócić. - oznajmiłam i zmierzyłam dziewczyny zniesmaczonym wzrokiem. One oczywiście zrobiły to samo. - Dobra, idę się trochę odświeżyć. - powiedziałam i nie czekając na niczyją reakcję, pognałam schodami do swojego pokoju. Wzięłam z szafy jakieś ciuchy i poszłam do łazienki. Zimny prysznic w upalne dni, zawsze spoko. Na szczęście do pracy nie musiałam ubierać się w jakieś garsonki i inne sronki. Wyszłam z kabiny, wytarłam się i ubrałam jeansowe szorty, a do tego przydużą koszulkę Metallici, którą zawiązałam tak, że odkrywała mi brzuch, żeby nie było mi aż tak gorąco. Włosy wysuszyłam i związałam w wysokiego 'nieogarniętego' koka. Poczułam, że jestem głodna. No tak, niewiele dzisiaj jadłam. Zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni. Żeby dostać się do tego pomieszczenia, trzeba przejść przez salon, więc nie miałam wyjścia. Kiedy przechodziłam czułam na sobie wzrok wszystkich obecnych osób, jednak nie zwróciłam na to uwagi. Weszłam do kuchni, gdzie zastałam Roba. Uśmiechnęliśmy się do siebie, a ja zaczęłam przeszukiwać lodówkę. Jak zwykle, było w niej niewiele.
- Rooob! - zawyłam, głowę trzymając w lodówce, po czym zamknęłam ją z hukiem.
- Tak księżniczko? - zapytał podnosząc na mnie swoje oczęta. Chyba oderwałam go od rozmyślań.
- Jestem głodna, a nie ma nic do jedzenia - wydęłam wargi i spojrzałam na niego zbolałym wzrokiem. Wiem, że to było dziecinne. Ale miałam to gdzieś.
- Oj biedulka. Chodź zamówimy pizzę. Ja też chętnie coś wszamam, a chłopaki na pewno też. - powiedział i skierowaliśmy się do salonu. Maria już wróciła? Nie zauważyłam nawet, ale skoro siedziała sobie na kanapie  to raczej tak.
- Ludzie! Zamawiamy pizzę? - zadał pytanie Affuso, a wszyscy oczywiście przytaknęli.
Usiadłam obok Marii, a perkusista wykręcał numer.
- I jak tam sesja?
- Nic mi kurwa nie mów! Ta dziunia była okropna! To jej się nie podobało, bo za grubo wyszła, a tamto, bo jednak drugi profil ma lepszy - powiedziała naśladując głos gwiazdeczki, a my wybuchnęliśmy śmiechem. Swoją drogą czemu nikt mi nie przedstawi tych oto siedzących na przeciwko mnie... dzi... dziewczyn?
Niewychowane tumaństwo. Spojrzałam na nie. Nigdy wcześniej ich nie widziałam. Ciekawe, skąd chłopaki je wytrzasnęli. Z tego, co widziałam byli sobie raczej... hmm...bliscy? Przynajmniej zachowywali się tak, jakby zaraz mieli się tam pieprzyć z nimi. Nevermind.
- A no właśnie! Ivy to jest Melody, Katy i Susan - przedstawił Snake.
- Taaa... Cześć - powiedziałam z niechęcią w głosie, aż mnie Maria szturchnęła łokciem, ale gdy spojrzałam na nią wzrokiem typu "No co?", wzruszyła tylko ramionami.
- Znasz je? - tym razem zwróciłam się do blondynki, już szeptem.
- Nie. Baz coś mi mówił, że spotkali je w klubie czy coś. Ale nie musisz się martwić, raczej długo tu nie pobędą. - ostatnie zdanie wypowiedziała ze śmiechem.
- Że co? - jej słowa dotarły do mnie po pewnym czasie.
- Nic, ja nic nie mówię przecież. Zazdrośnica.
- Pff. - prychnęłam tylko. No dobra. W sumie, może miała trochę racji. Byłam zazdrosna. Ale przecież się do tego nie przyznam. Tak dobrze to nie ma.
Rozmowa coś nam się nie kleiła. Zapewne to przez pewne niechciane towarzystwo, no ale co ja na to poradzę. Z ulga przyjęłam więc dźwięk dzwonka do drzwi. Ruszyłam z salonu i otworzyłam zamaszyście drzwi. Odebrałam zamówienie i położyłam je na stole w pokoju. Byłam tak głodna, że od razu dobrałam się do pudełka z moją ulubioną, hawajską pizzą. Rob wie, co lubię najbardziej. Pożerałam ją w błyskawicznym tempie, a kiedy brałam ostatni kawałek natrafiłam zdziwiony i wyraźnie zniesmaczony wzrok 'koleżanek'. No tak, one prawie nic nie tknęły. W sumie się nie dziwiłam. Są tak chude, że ich żołądki nie przyjmują większej dawki jedzenia. Bidulki. Ale ja nie mam zamiaru nigdy iść na żadną dietę. To nie dla mnie. Po chuj mam się katować? Wolę być gruba, ale szczęśliwa, że jem to, co lubię. Whatever.
Zjedliśmy i wyrzuciliśmy, znaczy się Baz wyrzucił puste pudełka do kosza na śmieci. Później gdzieś się zmyli z Marią, żeby 'pobyć trochę razem'. Świeeetniee. Zostałam sama z chłopakami i tymi tam dziewczynami. Ich zachowanie względem siebie robiło się coraz bardziej niesmaczne, a panienki coraz częściej posyłały mi tryumfujące spojrzenia. Kiedy ręce chłopaków znalazły się pod ich bluzeczkami i zaczęli się namiętnie całować, wstałam gwałtownie i wyszłam na taras. Rozsunęłam szklane drzwi i usiadłam na schodku. Wyjęłam paczkę fajek i odpaliłam jedną. Zaciągnęłam się dymem i wyłączyłam myślenie. Z pokoju wokalisty i blondynki, jako że było uchylone okno, dochodziły do mnie ich śmiechy. Przewróciłam oczami. Tak słodko dookoła, że zacznę rzygać tęczą. Wypaliłam do końca i wróciłam do domu. W salonie już nikogo nie było. No tak. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, więc wyszłam na spacer. Kiedy przekroczyłam próg od razu poczułam, że tego mi było trzeba. Tętniące życiem, zabrudzone Miasto Aniołów. Wzięłam głęboki wdech i rozpoczęłam przechadzkę. Chodziłam ulicami bez celu. Nie wiem, jak długo mnie nie było, ale gdy wracałam już się ściemniało. Otworzyłam drzwi i znowu zastałam pusty salon. Zaczynam się czuć niepotrzebna i samotna. Nie bardzo wiedziałam, co ze sobą zrobić, więc poszłam do siebie do pokoju. Chyba nie muszę mówić, że z innych sypialni dochodziły bardzo 'konkretne dźwięki', które słychać było nawet u mnie. Chcąc je zagłuszyć włączyłam winyla Black Sabbath. Pomogło. Uśmiechnęłam się i położyłam na łóżku. Obróciłam się tak, że mogłam patrzeć przez okno. Księżyc zaczynał świecić, jednak przegrywał z neonami i reflektorami z klubów, domów i ulic. Uwielbiam krajobraz miasta nocą. Jest takie inne. Gapiłam się tak, aż w pokoju nastała cisza, co oznaczało, iż płyta się skończyła. Wstałam i ją wyłączyłam, a następnie poszłam do łazienki. Wzięłam ciepłą kąpiel oraz ubrałam się w koszulkę Supermana sięgającą mi do połowy ud i damskie bokserki. Poszłam jeszcze do kuchni, bo chciałam się napić. W pomieszczeniu zastałam Marię, która nalewała właśnie mleko do kubka. Otworzyłam szafkę, wyjęłam kubek dla mnie i podstawiłam jej. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła napełniając naczynie. Odwzajemniłam gest i wzięłam mleko. Usiadłyśmy na blacie.
- Co jest? - zapytała blondynka patrząc na mnie uważnie.
- Hmm? - nie bardzo wiedziałam, o co jej chodzi, a właściwie nie chciałam, żeby widziała, że coś jest nie tak. Niestety była dla mnie jak siostra i potrafiła czytać ze mnie, jak z otwartej księgi.
- No przecież widzę. Coś Cię trapi. Praca chyba raczej nie, bo jesteś jedną z lepszych dziennikarek w redakcji. Więc co jest?
- No naprawdę nic. Wydaję Ci się. - szłam w zaparte.
- Okej, nie chcesz nie mów. Ale pamiętaj, że Twoje oczy zdradzają wszystko. Jak będziesz chciała pogadać to wiesz, gdzie mnie znaleźć. - dopiła mleko, odstawiła kubek, zeskoczyła z blatu i cmoknęła mnie w policzek, a następnie pognała na górę. No tak, zawsze mi wszyscy mówili, że moje oczy mówią całą prawdę o mnie i można z nich wyczytać wszystko. Odprowadziłam ją wzrokiem i dziękowałam jej w duchu, że nie drążyła tematu. Nie wiedziałabym co jej powiedzieć. Sama nie wiem co się ze mną dzieje i o co mi chodzi. Może zaczynam się starzeć? Albo to jakaś choroba. Nie wiem. No, bo chyba nie jest zazdrosna. Nie mam o kogo, prawda? A może to zwykła chandra?
Zeszłam z blatu, odłożyłam kubek i poczłapałam do swojego pokoju. Walnęłam się na łóżko i zamknęłam oczy. Po kilku minutach spałam już twardym snem.

***

Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się ziewając. Spojrzałam przez okno. Słoneczko świeciło, ptaszki śpiewały, czego chcieć więcej. Wstałam i otworzyłam je szeroko. Uśmiechnęłam się czując na policzkach i włosach powiewy lekkiego wiatru. To nastawiło mnie bardzo pozytywnie. Odwróciłam się i podeszłam do szafy. Wyjęłam jeansy, koszulkę "Kiss", czerwone trampki. Poszłam do łazienki i wykonałam poranne czynności. Na szczęście nie zanosi się, żeby dzisiaj było tak gorąco jak wczoraj. Zeszłam do kuchni w celu zrobienia sobie śniadania. Zastałam tam już wszystkich. Jedli jakieś kanapki. Dziewczyn z wczoraj nie było.

- Cześć - powiedziałam wszystkim, na co odpowiedzieli radośnie.
Zrobiłam sobie herbatę i się do nich dosiadłam. Maria patrzyła na mnie podejrzliwie, więc posłałam jej wyszczerz a'la Steven. Chyba ją tym utwierdziłam w przekonaniu, że ze mną wszystko dobrze, bo pokiwała głową z uśmiechem. Gdy tak sobie jedliśmy wesoło rozmawiając, coś mi się przypomniało.
- A właśnie! Scotti! Miałeś mnie podszkolić w grze na elektryku, i co? - zapytałam patrząc na gitarzystę trzymając kubek z herbatą. Chłopak skierował swój wzrok na mnie. Widać było, że się nad czymś zastanawiał. Po chwili klepnął się ręką w czoło.
- A no tak, faktycznie! Zapomniałem! To co? Możemy teraz? 
- No jasne - odparłam entuzjastycznie i wstałam.
Hill uczynił to samo i już po chwili staliśmy pod drzwiami do jego pokoju. Otworzył je i wpuścił mnie do środka. Weszłam i od razu usiadłam sobie na łóżku. Chłopak podszedł do kilku gitar stojących na stojakach przy ścianie i wziął w ręce zieloną. Zrobił kilka kroków w moją stronę i stojąc przede mną wręczył mi instrument, po czym podłączył do wzmacniacza. Chwyciłam gitarę i ułożyłam ją sobie wygodnie na kolanach. Scotti obszedł łóżko i usiadł za mną. 
- Czego chcesz się nauczyć? - zapytał. Czułam jego ciepły oddech na karku. Trochę mnie to zdekoncentrowało, ale nie dałam nic po sobie poznać i szybko odpowiedziałam:
- Może "Paranoid"? - zapytałam odwracając głowę w jego stronę. Jego twarz była bardzo blisko mojej. Zbyt blisko. Szybko się odwróciłam i zamknęłam oczy, żeby uspokoić trochę serce, które w tym momencie dziwnie szybko biło. Chłopak zaśmiał się lekko i wziął moją lewą dłoń w swoją i ustawił ją odpowiednio na gryfie. Później chwycił moją prawą dłoń i zaczął szarpać nią struny. Po jakiś 30 minutach umiałam już sama zagrać połowę piosenki, więc gitarzysta oparł głowę o moje ramię i przyglądał się moim dłoniom. Po dwukrotnym zagraniu znudziło mi się, więc odstawiłam gitarę i położyłam się na łóżku, a chłopak zrobił to samo. Leżeliśmy obok siebie z głowami zwróconymi w swoja stronę. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy i uśmiechaliśmy się. Żadne z nas nic nie mówiło. Ta cisza była bardzo kojąca, a jednocześnie można było wyczuć pewnego rodzaju napięcie między nami. Po chwili zauważyłam na stoliku nocnym paczkę papierosów, więc wychyliłam się przez chłopaka, by ją sięgnąć. Kiedy chciałam wrócić na miejsce Scotti przytrzymał mnie, w taki sposób, że prawie na nim leżałam i usilnie wpatrywał się w moje oczy. Jego tęczówki totalnie mnie zahipnotyzowały i nie wiedząc co robię, delikatnie musnęłam jego usta.



I mamy kolejny rozdział, w którym na dobrą sprawę nic się nie dzieję. No cóż, postaram się w następnych rozkręcić akcję ;)
I mam pytanie: znacie może jakieś adresy blogów z opowiadaniami o Skid Row? Chętnie poczytam ;) Jeśli tak, to piszcie w komentarzu, na gg, gdziekolwiek ;D

czwartek, 22 listopada 2012

Dead Flowers - Rozdział 4

Rozdział ze specjalną dedykacją dla Michelle, ponieważ wczoraj miałyśmy małą rocznicę, a mianowicie miesiąc znajomości! ;) Znamy się 4 tygodnie, a mi się wydaję, że całe życie! Te nasze codzienne rozmowy i teorie spiskowe na temat Slasha i innych ^^ Jeszcze miesiąc temu się nie znałyśmy, a ja nie potrafię sobie wyobrazić już życia bez Ciebie! Jesteś moją siostrą bliźniaczką! ;D 
No, to w ramach świętowania wypijmy Danielsa i zatańczmy z Brownstownem!
Uwielbiam Cię kochana! ;* <3



Oderwałam się od niego i ponownie spojrzeliśmy sobie w oczy. Utonęłam w tych jego brązowych tęczówkach. Nic się wtedy nie liczyło. Tylko ja i on.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i cmoknął mnie w usta. Spojrzałam w bok. Duffy już nie przytulał Mandy, a rozmawiali w rogu pokoju. Pewnie chcieli być z dala od ludzi, żeby sobie wszystko wyjaśnić, zrozumiałe.
Podeszliśmy z Izzym do chłopaków i usiedliśmy na kanapie tak, że rytmiczny objął mnie ramieniem. Napotkałam wzrok Axla. Kiedy zauważył, że na niego patrzę uśmiechnął się szeroko, co odwzajemniłam równie wielkim wyszczerzem.
- No to Drodzy Państwo! Wychodzimy stąd i balujemy! - krzyknął Slash, co spotkało się z entuzjastyczną odpowiedzią z naszej strony. Wstaliśmy i wyszliśmy z pokoju, kierując się do środka baru i siadając przy tym samym stoliku, co zawsze chłopaki zajmują. Duff i Mandy zostali, pewnie dołączą do nas później.
Steven zajął się zamówieniami i po chwili przed naszymi twarzami pojawiły się butelki różnych trunków. Sięgnęłam dla siebie Nightraina i wzięłam łyka. Po chwili dosiedli się do nas McKagan z blondynką. Spojrzałam w ich stronę, a kiedy mój wzrok napotkał się ze wzrokiem Mandy, ta kiwnęła mi tylko głową i uśmiechnęła się. I tak z nią pogadam i wypytam o wszystko. Ale to później. Zrobiłam im miejsce i Mandy usiadła obok mnie biorąc dla siebie butelkę Jima Beama. Stuknęłyśmy się szyjkami i wypiłyśmy odrobinę alkoholu. Sięgnęłam do kieszeni mojej ramoneski i wyciągnęłam paczkę Marlboro. Podsunęłam ją blondynce, jednak odmówiła. Zapaliłam swoją fajkę i oparłam się o oparcie kanapy. Izzy gdzieś zniknął, Duff cały czas zagadywał Amandę, Slash był w świecie swoich włosów i Danielsa. A właśnie gdzie jest Judy? Hmm... ciekawe. Miejsce obok mnie zajął Axl.
- Cześć Mała - zagadał zabierając sobie papierosa z mojej paczki i odpalając go.
- Cześć Rudzielcu - odpowiedziałam śmiejąc się.
- Dziękuję - powiedział nagle patrząc na mnie z wdzięcznością. Uniosłam jedną brew.
- Za co? -  zdziwiły mnie jego podziękowania. Niby co ja takiego zrobiłam?
- Nie powiedziałaś nikomu o naszej rozmowie.
- Axl mówiłam Ci przecież, że nikomu nie powiem. Ale nie czas na takie rozmowy. - walnęłam go lekko z pięści w ramię. Wokalista udał obrażonego i zaczął rozmasowywać miejsce "uderzenia". Patrzyłam na niego jakiś czas, aż w końcu w tym samym momencie wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem. Kiedy się uspokoiliśmy, coś mi się przypomniało.
- A tak właściwie Axl, to gdzie Judy? - zapytałam szturchając go łokciem.
- Ta dziwka? Slash z nią zerwał dziś rano, jak się dowiedział, że kurwiła się z każdym z nas. - odpowiedział wzruszając ramionami.
Czyli jednak miałam rację. Spojrzałam w stronę Slasha. Na załamanego to on nie wyglądał. Napotkał mój wzrok i uśmiechnął się.Wyciągnęłam w jego stronę swoją butelkę i stuknęliśmy się nimi.
- Za wolność!
- To Ty już chyba nie bardzo, co? - zaśmiał się i poruszył charakterystycznie brwiami. Prychnęłam i wróciłam na swoje miejsce. Slash pokręcił jedynie głową.
No właśnie. Czy ja w ogóle mogę traktować Izzy'ego, jako swojego faceta? I gdzie on do cholery teraz jest?
Zastanawiałabym się tak jeszcze jakiś czas, ale Stradlin wrócił i usiadł obok mnie. Pocałował mnie i impreza właśnie się zaczęła. Alkohol lał się strumieniami, nawet pojawiły się jakieś narkotyki.

Wracaliśmy właśnie pieszo z klubu. Szłam z Izzym i podtrzymywaliśmy się nawzajem. Na głowie miałam cylinder Slasha, który mu zabrałam gdy byliśmy jeszcze w klubie. Chuj z tym, że był mi za duży i cały czas zjeżdżał mi na oczy i musiałam go poprawiać. Steven szedł razem ze Slashem ale raczej kiepsko im to szło, Duff razem z Mandy - zakochańce - przytulali się i trzymali nawzajem, żeby przypadkiem nie upaść. Axl radził sobie sam i całkiem nieźle mu to szło. No, może po prostu nie wyglądał na osobę, która zaraz się wyjebie.
Po dobrej godzinie (zawsze zajmuję nam to jakoś 20 minut) dotarliśmy do HellHouse. Wtoczyliśmy się do domu śmiejąc się i uciszając nawzajem. Wszyscy gdzieś poleźli, a ja nie wiem kiedy i jak, nagle znalazłam się w pokoju Isbella.
Gitarzysta przygwoździł mnie do ściany i wpił w moje usta. Całowaliśmy się coraz bardziej zachłannie. Usta rytmicznego zjechały na moją szyję, a ręce powędrowały pod moją koszulkę, ja w tym czasie cicho mruczałam i mierzwiłam jego włosy. Podniósł głowę i nasze usta znowu się połączyły. Wskoczyłam na niego i oplotłam jego biodra nogami, a rytmiczny trzymał mnie za pośladki. Skierowaliśmy się w stronę łóżka, na które mnie rzucił i zawisnął nade mną. Ściągnął moją bluzkę jednym zgrabnym ruchem i zaczął obcałowywać każdy odkryty skrawek mojego ciała. Po chwili ja uczyniłam to samo, a po kilku minutach oboje byliśmy już tylko w bieliźnie. Nagle Izzy oderwał się ode mnie i sięgnął do szafki nocnej, po czym wyciągnął z niej woreczek z białym proszkiem. Pomachał mi nim przed nosem, a mi aż zaświeciły się oczy i przygryzłam dolną wargę. Stradlin znowu złączył nasze usta całując mnie drapieżnie. Nagle przerwał pocałunek kończąc go przygryzieniem mojej wargi. Skupił teraz swoją uwagę na otworzeniu woreczka, a ja bacznie obserwowałam każdy jego ruch. W końcu otworzył opakowanie i spojrzał mi głęboko w oczy przybliżając swoją twarz, pocałował mnie i odsunął się. Wysypał połowę białego proszku, jakim była kokaina, na mój brzuch formując ścieżkę ciągnącą się od mojego mostka do majtek. Nachylił się i zlizał wszystko od dołu do góry, kończąc soczystym buziakiem. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz i obróciliśmy się tak, że teraz to ja byłam na górze. Zrobiłam z narkotykiem to samo co Izzy i połączyliśmy się w kokainowym pocałunku. Gitarzysta odpiął mój stanik bez większych problemów i zaczął pieścić moje piersi. Nie zostałam mu dłużna i szybko pozbyłam się jego bokserek celowo hacząc paznokciami o jego pośladki. Stradlin zamruczał prosto w moje usta i jednym zgrabnym ruchem zerwał moje majtki. Byliśmy już całkowicie nadzy i patrzyliśmy sobie w oczy. Poczułam rękę gitarzysty poruszającą się po moim udzie. Lekko rozchylił moje nogi i wszedł we mnie. Wydałam z siebie krzyk i wpiłam się w usta bruneta. Rytmiczny poruszał się szybko napędzany moimi jękami i naszymi gorącymi oddechami. Kochaliśmy się jakieś pół godziny, po czym chłopak opadł na pościel obok mnie. Pocałował mnie w czubek głowy i objął ramieniem. Podnieśliśmy się do siadu, tak, że opieraliśmy się o ramę łóżka i wyciągnęłam paczkę czerwonych. Odpaliłam jednego, zaciągnęłam się i podałam fajkę partnerowi. Paliliśmy jednego papierosa na spółę, a kiedy skończyliśmy, poszliśmy razem pod prysznic. Isbell pożyczył mi swoją koszulkę, która sięgała mi do połowy ud. Wyszliśmy z łazienki objęci i położyliśmy się do łóżka. Wtuliłam się w jego ciało i zasnęłam.

Obudziłam się sama w łóżku. Przetarłam zaspane oczy, ziewnęłam i podniosłam się do siadu opierając się na łokciu. Rozejrzałam się po pokoju, ale jedyne co zauważyłam, to wszędzie porozrzucane części mojej garderoby. Ale ani śladu mojego nocnego kochanka. Opadłam z powrotem na miękkiej pościeli i zamknęłam oczy. Zastanawiałam się, czy dla Izzyego ta noc była tylko jednorazowym wybrykiem po pijaku, czy naprawdę coś do mnie czuję. Ja zdecydowanie mogłam przyznać, iż nie był mi obojętny. Dotychczas traktowałam go, jak przyjaciela, starszego brata. Teraz był kimś do kogo żywiłam zupełnie inne uczucia. Nie jestem pewna, czy to miłość, ale wiem, że to co czuję, jest uczuciem silnym i wprawiającym mnie w doskonały humor.
Wstałam, pozbierałam swoje rzeczy i ubrałam się. Zeszłam po schodach do kuchni z nadzieją, że znajdę tam Jeffa, ale zastałam tam tylko Slasha. Wpieprzał tosty z czekoladą, więc podeszłam do niego na paluszkach i ukradłam mu jednego. Hudson dopiero teraz mnie zauważył i zrobił oburzoną minę widząc mnie z jego tostem w ręce i częściowo w buzi. Zmrużył oczy z głośnym "Ej! To moje" i rzucił się na mnie. Zaczęłam piszczeć, kiedy złapał mnie w pasie. Zgięłam się w pół i odsunęłam ramię jak najdalej, bo próbował zabrać mi kanapkę. Śmiechu było co nie miara, ale i tak nie pozwoliłam mu odebrać mojej zdobyczy.
- Co tu się dzieje? - właśnie Hudson zaczął mnie łaskotać, kiedy usłyszeliśmy głos Izzyego. Odskoczyliśmy od siebie i patrzyliśmy rozbawieni na Stradlina.
- Ona mi zabrała tosta! I to z czekoladą! - odpowiedział udając obrażonego Kudłacz.
- Trzeba było pilnować! - odgryzłam się i pokazałam mu język.
- Jak dzieci - powiedział rytmiczny z uśmiechem i podszedł do mnie obejmując mnie w pasie.
- A Ty, Hudson się pilnuj, bo ona jest moja, i nie zamierzam się nią dzielić, więc następnym razem łapy przy sobie. - pogroził gitarzyście palcem i pocałował mnie czule.
Dobra. Jestem zaskoczona. Ale szybko się opamiętałam i oddałam pocałunek.
Czyli jednak coś dla niego znaczę.


Znowu wyszedł krótki! :/ Wybaczcie.
I to moja pierwsza taka scena, więc nie bić! Nie umiem tego opisywać ;P

środa, 14 listopada 2012

Dead Flowers - Rozdział 3

Po wyjściu Axla nie bardzo wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Postanowiłam więc, że zacznę się przygotowywać do wyjścia na ten koncert. Wstałam z kanapy i poszłam do swojego pokoju. Włożyłam do gramofonu winyl Metallici i wyciągnęłam z szuflady czarny lakier. Wraz z pierwszymi dźwiękami "Enter Sandman" usiadłam przy biurku i zaczęłam malować paznokcie. Skończyłam po 10 minutach i odczekałam chwilę, aby paznokcie wyschły. Kiedy byłam pewna, że ich nie rozmarzę lub odrę, wstałam z krzesła i postanowiłam wybrać coś do ubrania. Wypadło na podarte rajstopy, bluzko - sukienkę z logiem Misfits i glany. Przebrałam się i zrobiłam makijaż. Włosy jak zawsze zostawiłam rozpuszczone.
Spojrzałam na zegarek. 16:34. Miałam jeszcze dużo czasu, więc wzięłam książkę, którą niedawno zaczęłam i usiadłam na łóżku czytając. Czas zleciał mi bardzo szybko i kiedy ponownie zerknęłam na godzinę, była już 19:30. Szybko wstałam, odłożyłam książkę, założyłam ramoneskę, wzięłam torbę i wyszłam uprzednio zamykając drzwi. Po chwili byłam już na ulicach LA. Miasto, które nigdy nie śpi. No to na pewno. Zaciągnęłam się zabrudzonym powietrzem. Kocham to.
Przed klubem był już spory tłum ludzi. Większość z nich krzyczała, albo niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę. Stwierdziłam, że w takiej kolejce to ja stać nie mam zamiaru i pierdoląc zasady, wepchnęłam się na przód. Za sobą usłyszałam oczywiście wiele wyzwisk i innych epitetów. Pokazałam wszystkim fucka i chciałam wejść do klubu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy wielki koleś stojący przy wejściu nie chciał mnie wpuścić. Twierdził, że jst koncert i można wejść tylko, jeśli ma się bilet. No brawo Axl, na koncert mnie zaprosiłeś, ale biletu to już nie łaska dać.
- No chyba sobie jaja robisz?! Ja jestem przyjaciółką Guns n Roses! - awanturowałam się. Koleś spojrzał na mnie pobłażliwym wzrokiem.
- Złotko, wiesz ile lasek już tak twierdziło?
- No to ich kurwa zapytaj, a potwierdzą!
- Nie mam na to czasu! Jak ich znasz, to trzeba było sobie załatwić wejściówkę! Nie? To wypierdalaj!
Czułam, że zaczynam się gotować ze złości. Zrobiłam krok w tył i już chciałam zrezygnować, kiedy gdzieś w oddali zobaczyłam blond głowę.
- Duuuff! Duuuuff! - zaczęłam drzeć się jak opętana, wymachując przy tym rękoma.
Basista zaczął rozglądać się w poszukiwaniu osobnika, który go woła i w końcu mnie zauważył. Podszedł do mnie.
- No cześć Debbie! Co jest?
- Nie dostałam biletu na Wasz koncert, a ten goryl nie chcę mnie wpuścić. Nie wierzy, że Was znam. - oznajmiłam pokazując ochroniarza palcem.
- Kretyn. Chodź, wejdziesz tylnym wejściem - powiedział i zaprowadził mnie na tył klubu, gdzie weszliśmy do jakiejś garderoby chyba.  Muzycy już tam byli. Przywitałam się ze wszystkimi i usiadłam obok Isbella na kanapie. Poczęstował mnie fajką, co z chęcią przyjęłam. Kiedy sięgałam do popielniczki, żeby zrzucić popiół  zauważyłam wzrok Axla. Bacznie mnie obserwował. Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, a on niepewnie odwzajemnił gest i odwrócił wzrok. Chciałam do niego zagadać, ale do pokoju wszedł jakiś koleś i oznajmił, że chłopcy mają już wychodzić na scenę. Życzyłam im powodzenia i sama wyszłam z pomieszczenia, żeby udać się na widownię.
Ale ludu! Jezu! No, ale nic, trzeba się pchać. No w końcu do czegoś przydały mi się łokcie. Kiedy tak się pchałam niechcący trąciłam jakąś dziewczynę, której na bluzkę wylał się drink.
- Jezu! Przepraszam! - przeprosiłąm szybko.
- No niee! Ale spoko to w sumie tylko bluzka, spierze się. Tylko teraz będę musiała siedzieć w mokrej. - była trochę niezadowolona, ale uśmiechała się. Ale mi było głupio! Po co ja się tak pchałam z tymi łokciami? Było je trzymać przy sobie!
Przepraszałam ją tak jeszcze kilka minut, aż w końcu mi powiedziała, że jeszcze raz to zrobię, a tym razem ona coś na mnie wyleje. Uśmiechnęłam się do niej. Wydawała się sympatyczna.
- Deborah - wyciągnęłam do niej rękę.
- Amanda - uścisnęła moją.
Po chwili na scenę wyszedł zespół. Na widowni rozległy się piski i krzyki. Stałyśmy w pierwszym rzędzie. Mandy dziwnie zesztywniała i wpatrywała się zdumionym wzrokiem w chłopaków. Dziewczyny różnie na nich reagowały, ale w sumie z takim czymś się jeszcze nie spotkałam. No cóż, nie moja sprawa
Skupiłam się na koncercie. Axl tańczył swój taniec węża, Slash był totalnie w swoim świecie, gdzie znajdywał się tylko on i jego gitara, Steven zacieszał na perkusji, Duff zapierdalał na basie, a Izzy jak to Izzy - był trochę w cieniu. Zagrali cały materiał z AFD i żegnani ogromnymi oklaskami, zeszli ze sceny. A mi do głowy wpadł pewien pomysł. Złapałam szybko Mandy za rękę, żeby mi przypadkiem nie uciekła i nic nie mówiąc zaprowadziłam pod drzwi "garderoby".
- Co Ty robisz?! - zapytała zdziwiona dziewczyna próbując mi się wyrwać.
- Spokojnie! Jestem Ci coś winna za tą bluzkę, a poza tym ja ich znam, więc spoko. - mrugnęłam do niej i nie czekając na jej reakcję nacisnęłam klamkę i weszłam do pomieszczenia.
Zespół już zdążył rozsiąść się na kanapach z różnymi trunkami w dłoniach. Kiedy zobaczyli, że nie jestem sama, zmarszczyli brwi i spojrzeli po sobie.
- Mandy?! - nagle odezwał się Duff patrząc na dziewczynę z niedowierzaniem. Chłopaki jeszcze bardziej się zdziwili, a ja razem z nimi.
- Cześć Duff - odezwała się niepewnie dziewczyna. Odsunęłam się, w celu zrobienia im miejsca i stałam teraz pod ścianą przyglądając się scenie.


Mandy:
Nie spodziewałam się, że mu się uda. A tu proszę bardzo! Stoję teraz naprzeciwko niego, po koncercie jego zespołu, który jest znany na całym świecie. To o tym zawsze marzył. Tego pragnął. Dla tego, tyle poświęcił. W tym nasz związek, ale to już w sumie osobna historia. Nie mam do niego żalu, bo to ja nie chciałam wyjechać z nim. Ale kilka tygodni temu dojrzałam do tego pomysłu i przyjechałam do Los Angeles. Nawet nie wiem po co. Bo na odnalezienie go raczej nie liczyłam. Ale jak widać, los bywa przewrotny. Kiedy przypadkiem natknęłam się na plakat reklamujący koncert Guns n' Roses i ujrzałam go na zdjęciu, wiedziałam, że muszę go znowu zobaczyć. I udało mi się. Zmienił się. Wyprzystojniał i ma inna fryzurę. Układałam sobie tysiące razy w głowie to, jak będzie wyglądać nasze spotkanie i rozmowa, a kiedy już do tego doszło, nie wiem co zrobić, a język ugrzązł mi w gardle. Wszystkie uczucia wróciły.


Duff:
Nie wierzę! No po prostu kurwa nie wierzę! Moja mała Mandy, moje kochanie, stoi teraz przede mną i jest równie zaskoczona co ja. Tyle razy myślałem o niej, tyle razy chciałem napisać, nigdy nie starczyło mi odwagi. Nic się nie zmieniła. Nadal jest malutką, śliczną blondyneczką. Ewidentnie nie wiedziała, co ma zrobić, ja w sumie też. ale w końcu zagarnąłem ją i mocno do siebie przytuliłem, czując, jak mnie obejmuje i wtula się, jak najmocniej. Staliśmy w takiej pozycji dobrych kilka minut nie mogąc się oderwać.


Debbie:
Stałam pod ścianą poruszona całą sytuacją. W życiu bym nie przypuszczała, że na koncercie chłopaków obleję jakąś dziewczynę drinkiem, a ona okaże się dawną miłością Duffa. Byłam tak zaskoczona, że nie zauważyłam, jak podszedł do mnie Izzy i zaczął coś mówić.
- ... c-co? - zapytałam wyrwana z zamyśleń i spojrzałam na niego. Stradlin zaśmiał się pod nosem.
- Pytałem, jak Ci się koncert podobał - powtórzył. Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma w dłoni jakąś butelkę. Nightrain chyba.
- No muszę przyznać, że jesteście genialni. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i wyrwałam mu butelkę, wzięłam potężnego łyka i oddałąm. Tak, to był Nightrain.
Rytmiczny podszedł bliżej, a prawą rękę, którą miał wolną, oparł na ścianie po mojej lewej. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i nagle poczułam jego usta na swoich. Całował delikatnie, ale zarazem namiętnie. Po chwili oderwał się ode mnie.
- Debbie... przepraszam... ja.. - dukał niewyraźnie, nie wiedząc, jak się wytłumaczyć.
- Zamknij się! - rozkazałam i wpiłam się w jego usta całując je zachłannie.



Tadam! Macie, co chciałyście! ;D
Wiem, że krótki, ale tak wyszło ;P
Przepraszam za błędy i powtórzenia ;)
Enjoy!


poniedziałek, 5 listopada 2012

Psycho Love - Rozdział 2

Po pierwsze: zbieram szczękę z podłogi! Mój blog ma około 3 tygodni, a już ma ponad 1 000 wejść! Nie wiem co powiedzieć, więc mówię dziękuję i kocham Was! <3
Po drugie: Przepraszam za ten rozdział. Jest okropny, nudny i ogólnie bez sensu. Ale dopadł mnie brak weny :c 


Obudziłam się ponownie, jako pierwsza. Dziwne. Wyswobodziłam się z żelaznego uścisku Scottiego i poszłam do siebie do pokoju. Mieszkam razem z Marią i Skid Row. O dziwo nie męczył mnie kac. Ale to pewnie dlatego, że wczoraj nie uchlaliśmy się do nieprzytomności, a jedynie byliśmy pijani.
Weszłam do pokoju i od razu skierowałam się w stronę szafy. Ziewnęłam przeciągle i drapiąc się po głowie otworzyłam jej drzwi. Wyjęłam ciemne rurki, czarną koszulkę Jacka Danielsa, jeansową kamizelkę i czarne trampki. Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic, a następnie ubrałam się w przygotowane rzeczy. Włosy wysuszyłam i zostawiłam rozpuszczone. Zeszłam na dół i od razu skierowałam się do kuchni. Reszta jeszcze spała. Pokręciłam głową z uśmiechem. W kuchni zajrzałam do lodówki i (o dziwo!) była uzupełniona. Wyjęłam więc jajka i patelnię. Nic więcej nie chciało mi się robić. Usmażyłam jajecznicę i wstawiłam wodę na herbatę, a w chwili, gdy wyciągałam talerze z szafki, w pomieszczeniu pojawił się ziewający Rachel. Uśmiechnęłam się do niego, na co odwzajemnił gest.
- Obudź resztę, bo wystygnie - powiedziałam zalewając kubki gorącą wodą. Bolan potwierdził jedynie kiwnięciem głowy i wyszedł do salonu. Po chwili usłyszałam głośne "Wstawać kurwa!", na które nawet ja nieco się skrzywiłam. Ktoś odpowiedział mu "Spierdalaj cwelu!" i 5 osób pojawiło się w kuchni z raczej niewesołymi minami. Wybuchnęłam śmiechem na ich widok. Oni spojrzeli na mnie jedynie wzrokiem mówiącym "Serio? Takie to zabawne?" , więc się zamknęłam, ale musiałam zacisnąć usta, żeby nie wybuchnąć. Oczywiście jak tylko zobaczyli jedzenie to od razu się na nie rzucili, podałam im jeszcze szybko herbatę i sama usiadłam i zaczęłam jeść.
- Jakieś plany na dzisiaj? - zapytała Maria popijając gorący napój.
- Idziemy na próbę, idziecie z nami? - odpowiedział jej Snake i popatrzył na nas dwie. Skrzyżowałyśmy z blondynką swój wzrok, jakby zastanawiając się i uśmiechnęłyśmy się.
- No pewnie! - oznajmiłam.
Dalsza rozmowa była taka sobie o wszystkim i niczym. Po skończonym jedzeniu chłopaki gdzieś się ulotnili, a ja z Marią zostałyśmy żeby posprzątać. Szybko się uwinęłyśmy, bo byłyśmy dwie. A co cztery ręce to nie dwie, czy jakoś tak. Przy okazji pogadałyśmy sobie trochę. Ostatnio mamy mało czasu dla siebie. Ona poświęca go dużo Bachowi no i obydwie pracujemy. Niby w tym samym miejscu, jednak nie mamy dużo wspólnego ze sobą.
Skończyłyśmy i poszłyśmy do salonu, gdzie muzycy już na nas czekali. Zgarnęłam jeszcze tylko paczkę moich fajek ze stołu i mogliśmy wychodzić. Szliśmy sobie wolnym krokiem ulicami Los Angeles. Jak zawsze śmialiśmy się ze wszystkiego i ja, oczywiście, potknęłam się na prostej drodze. Towarzystwo wybuchnęło takim śmiechem, że myślałam, że zaraz pękną. Śmiejcie się kurwa. Ale po chwili miałam bekę razem z nimi. Po 10 minutach doszliśmy do celu. Już bez żadnych niespodzianek. Chłopcy od razu poszli po gitary i tak dalej, a ja z blondynką usiadłyśmy na jakiś pudłach, czy tam wzmacniaczach na przeciwko nich, tak, że byłyśmy ich "publicznością". Muzycy jakoś się w końcu ogarnęli i można było zacząć próbę.
Pierwszą piosenką było "Beat Yourself Blind". Siedziałam obok Marii siadem skrzyżnym, tzw. po turecku, a blondynka tak, że nogi jej luźno zwisały. Patrzyłyśmy na chłopaków i często komentowałyśmy ich zachowania lub cokolwiek. Chyba im trochę przeszkadzałyśmy, kiedy tak wybuchałyśmy śmiechem co jakiś czas, bo patrzyli na nas wzrokiem pełnym dezaprobaty. My jednak wystawiałyśmy im tylko języki i robiłyśmy dalej swoje. 
Kiedy przyszła kolej na "Get The Fuck Out" stwierdziłam, że mam ochotę na papierosa. Sięgnęłam więc do górnej kieszeni w mojej kamizelce i wyciągnęłam paczkę. Wyjęłam fajkę i wsadziłam w usta. Zaczęłam przeszukiwać kieszenie w postaci zapalniczki, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć.
- Maria, masz ognia? - zapytałam przyjaciółkę.
- Przecież wiesz, że nie palę. I ty też nie powinnaś. - odpowiedziała. Wywróciłam jedynie oczętami i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby mi odpalić tą pierdoloną fajkę!
Z papierosem zauważyłam jedynie jakiegoś dziwnie wyglądającego kolesia od sprzętu i Hilla. Szybko przekalkulowałam w głowie, i stwierdziłam, że pan nr 1 odpada. Zeskoczyłam ze wzmacniacza, na którym usadowiłam dupę i podeszłam do gitarzysty. Trochę zburzyłam spokój skupienie zespołu, bo zaczęli mnie bacznie obserwować. Wyjęłam fajkę z ust Scottiego i odpaliłam moją od jego, po czym z powrotem włożyłam mu ją do ust. Wróciłam na swoje miejsce i oddawałam się nałogowi. Uwielbiam ten moment kiedy dym leci prosto do płuc i je wypełnia. Zawsze celebruje rytuał palenia. 
Próba trwała jeszcze jakieś 40 minut. 
Wychodząc z takiego jakby 'studia', no w sumie nie wiem co to było, w każdym bądź razie tam się odbywały próby, stwierdziliśmy, że nie chce nam się wracać do domu. Jak to my poszliśmy do klubu. Tym razem padło na Roxy. Była dosyć wczesna godzina, więc i ludzi było niewiele. Zajęliśmy stolik i czekaliśmy, aż przyjdzie ktoś, żeby zebrać zamówienie. Po niecałych 3 minutach przed nami stanęła dziewczyna w długich kręconych włosach, ubrana w króciutką spódniczkę ledwie zasłaniającej jej dupę i w bluzce z takim dekoltem, że prawie widać jej było całe cycki. Laska ewidentnie za cel obrała sobie wyrwanie Bolana, bo nachalnie się do niego nachylała i patrzyła na niego. Kiedy potknęła mu swoje cycki pod nos zaczęłam się histerycznie śmiać. To było takie zabawne! Może i nie zbyt miłe, ale akurat dla takich osób nie mam szacunku. Płytkie wiem. Towarzystwo, łącznie z kelnerką spojrzało na mnie zdziwionym wzrokiem. Machnęłam tylko ręką i lekko się uspokoiłam. Zamówiliśmy Danielsa i piwo dla mnie, bo jakoś nie chciało mi się znowu pić. 
- Co Cię tak rozbawiło? - zapytał Baz unosząc brwi.
- Oj no, bo to było takie zabawne, jak chciała uwieść Rachela i prawie mu zęby wybiła biustem. - odparowałam i wstałam. Usłyszałam tylko śmiech reszty. Poszłam do łazienki. Siku mi się chciało. Weszłam do kabiny i załatwiłam swoją potrzebę. Gdy myłam ręce do moich uszu dobiegały dźwięki rozkoszy z jednej z kabin. Ktoś ewidentnie się pieprzył! W biały dzień, kurwa. Wyszłam i skierowałam się w stronę stolika. Zamówienie już przyszło, więc usiadłam i zajęłam się swoim piwem. Reszta o czymś tam rozmawiała, jednak mnie to jakoś nie interesowało. Zastanawiałam się nad swoim życiem. Taaa.... Ja pierdolę, ale mnie wzięło. Od kiedy ja jestem taka refleksyjna? No bo kurwa, jak tak patrzę na Marie i Bacha, to stwierdzam, że też chcę się zakochać. Chcę mieć przy sobie kogoś, kto mnie przytuli, opieprzy jak będzie trzeba, a przede wszystkim kto będzie kochał za wszystko i bez względu na wszystko. Gdy tak rozmyślałam nie zauważyłam, jak towarzystwo wstaje.
- Heeej, Mała! Ziemia do Małej! Haaalooo! - po chwili dopiero zauważyłam, że ktoś macha mi ręką przed oczami. Podniosłam wzrok i zauważyłam uśmiechniętą twarz Snake'a. Potrząsnęłam głową z pytaniem 'co?'
- Chodź! Chcemy Wam kogoś przedstawić. - odpowiedział i wyciągnął dłoń w moją stronę. Chwyciłam jego łapkę i wstałam dreptając za nim. Nie wiem czemu nagle przypomniała mi się piosenka Stonesów "Stupid Girl" i zaczęłam ją sobie nucić. W końcu doszliśmy do stolika zajmowanego przez gości, których skądś znam, ale nie mam pamięci do twarzy, imion i nazw. No trudno. Stanęłam pomiędzy Snake'em a Robem. 
- Dziewczyny to jest Guns n' Roses. - powiedział Sebastian sadzając sobie blondynkę na kolanach.
No, teraz już pamiętam. Chłopaki kiedyś coś o nich mówili. Chyba się przyjaźnili.
- Witamy piękne panie. Jestem Axl, to jest Duff, Slash, Izzy i Steven - podaliśmy sobie ręce i zaczęliśmy się sciskać, żeby usiąść. Zbyt dużo miejsca nie było, ale oczywiście tylko dla mnie go nie starczyło. Rudzielec spojrzał na mnie wymownie i poklepał swoje kolana. Uniosłam brwi. Brzydki nie był, ale bez przesady. Prychnęłam i usiadłam na kolana Scottiemu. Ten objął mnie w pasie i bardziej do siebie przygarnął kładąc głowę na moim ramieniu. Wyciągnęłam paczkę Marlboro z kieszeni i wyjęłam fajkę, częstując również towarzysza. Jako, że nie miałam zapalniczki, przeszukałam jego kieszenie i wyciągnąwszy zdobycz podpaliłam papierosy. Zrobiło się już dosyć późno, bo w barze było coraz więcej ludzi i mniej światła dobiegało z zewnątrz. Na stole nagle pojawiły się butelki przeróżnych trunków. Nici z mojego postanowienia. Od razu chwyciłam Jacka i wzięłam potężny łyk. Slash spojrzał na mnie i powiedział z uśmiechem:
- O widzę, że dzisiaj pijesz ze mną - również się uśmiechnęłam i stuknęliśmy się butelkami. 
Rozmowa zeszła na temat muzyki. No to jest temat rzeka. Nigdy się nie wyczerpuję. Gadaliśmy o ulubionych zespołach, jak również o ich wspólnej trasie koncertowej, o której razem z Marią dowiedziałyśmy się dzisiaj. Widząc nasze zdziwione miny Duff wytłumaczył, że ma się ona odbyć dopiero za miesiąc. Pokiwałam głową i zajęłam się rozmową ze Stevenem. Był taki kurewsko pozytywny, że sama mi się morda cieszyła. W ogóle wszyscy okazali się bardzo fajni. Tylko Izzy był trochę mało rozmowny. Ale nie moja sprawa, nie to nie, gadałam z innymi. 
Po opróżnieniu wszystkich butelek na stole pojawiły się białe proszki. Z tego, co się orientowałam była to kokaina i heroina. Oni na serio mieli to zamiar wciągnąć? No kurwa serio?! Spojrzałam na Marię i chłopaków ze Skid Row. Mieli trochę zmieszane, a zarazem przestraszone miny. Wiedzieli o co mi chodzi. Kilka lat temu przez narkotyki straciłam bliską mi osobę, wiedziałam, że Skid Row mają podobny stosunek do tego co ja. Gdy tylko widziałam gdzieś dragi dostawałam kurwicy. Teraz nie chciałam robić scen, więc gdy Gunsi uformowali sobie kreski i zaczęli je wciągać, zerwałam się z kolan gitarzysty i wyszłam z klubu. Po chwili słyszałam czyjeś kroki za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Marię, a za nią cały zespół. Zaczekałam na nich i razem wróciliśmy do domu. Nie mam pretensji do nikogo. Gunsi nie wiedzieli, jak ja reaguje na narkotyki, a poza tym, że żal mi ich, iż są uzależnieni to mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy. Wydają się być zajebistymi ludźmi! I tego się będę trzymać!