środa, 26 czerwca 2013

Dead Flowers - Rozdział 8

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale nie mam weny, nie mam pomysłu, nie mam ochoty... Chyba się wypalam...
I w ogóle nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Jest zbyt przesłodzony, ale postanowiłam, że go dodam, bo dawno nic nie było i nie wiadomo kiedy się pojawi następny.


- Ktoś tu się wkurwił - mruknął Izzy i przycisnął moje ciało do swojego, a ja zachichotałam pod nosem.
- Proponuję ratować tego biedaka. - powiedziałam i wstałam zakładając szybko na siebie porozrzucane po całym pokoju części mojej garderoby.
- Złego diabli nie biorą. O Axla możesz być spokojna. - Stradlin również wstał i zaczął się ubierać.
- Miałam na myśli Ringo. - popatrzyłam uważnie na mojego chłopaka i gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.

- Co jest? - zapytał Izzy, gdy staliśmy już w salonie, gdzie Axl krzywym wzrokiem patrzył na Ringo. A ten tylko stał przed nim i machał tym swoim małym ogonkiem z otwartą paszczą i wysuniętym językiem.
- To ja się pytam co TO jest? - wycedził Axl wyraźnie podkreślając słowo "to".
- Pies. - mruknęłam stojąc krok w tył za Stradlinem. Oczy Axla momentalnie utkwiły we mnie.
- To widzę. Tylko co on robi w naszym domu? - teraz jego wzrok biegał już od twarzy mojej do rytmicznego.
- Jezu, Axl, mieszka. A co może robić. I uprzedzając Twoje następne pytanie jest mój, a jeszcze kolejne: nie, nie oddam go.
Przez chwilę między facetami wywiązała się walka na spojrzenia, ale w końcu Rudy ustąpił.
- A róbcie co chcecie. Byle mi nie wchodził w drogę. - Axl wycelował swój palec wskazujący w Isbella i wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi na górze.
- Ten to zawsze ma jakieś problemy. - westchnął Izzy i przeczesał palcami włosy.
- Nie ma co się nim przejmować. - wzruszyłam ramionami. Doskonale wiedziałam, jaki jest Axl i Stradlin powinien to wiedzieć jeszcze lepiej ode mnie. W końcu przyjaźnią się całe życie. - Idziemy z Ringo na spacer? - zapytałam bruneta chwytając go za rękę i całując w policzek. Na jego twarzy od razu zagościł ten jego słodki, charakterystyczny uśmiech.
- Ringo! Chodź na spacer! - zawołał psa, który momentalnie przybiegł szczekając radośnie. Zaśmialiśmy się na ten widok i zabierając smycz, opuściliśmy HellHouse.

Po jakiejś godzinie chodzenia ulicami Los Angeles, dotarliśmy na plażę, która była prawie całkiem pusta. Być może dlatego, że było już dosyć późno i się ściemniało. Gdzieś w oddali siedziała tylko jakaś starsza para grająca w karty na kocu. Przystanęłam na chwilę nie zwracając uwagi na Izzyego i Ringo, który po spuszczeniu ze smyczy od razu pobiegł do wody. Patrzyłam na tę parę i zastanawiałam się, czy mnie i Stadlina też coś takiego kiedyś czeka. Wspólna starość, beztroskie siedzenie na plaży, gra w karty. 
- Kochanie, słuchasz mnie? - z zamyślenia wyrwał mnie głos bruneta i jego silna dłoń oplatająca mój pas.
- C-co? Co mówiłeś? - odwróciłam głowę w jego stronę i dostałam pstryczka w nos.
- Pytałem, czy przejdziemy się wzdłuż brzegu. - Izzy wtulił nos w moją szyję, a ja z chęcią przytaknęłam.
I tak szliśmy sobie objęci brzegiem plaży z butami w rękach, a woda co jakiś czas obmywała nam nasze bose stopy. Ringo, który już wyszedł z wody biegł kilka metrów przed nami z wywieszonym językiem, co jakiś czas zawracając, żeby dobiec do nas, a później znowu wybiegał do przodu. Między nami panowała cisza, bo po co coś mówić. Było po prostu idealnie. Zachód słońca, lekki szum wody w tle i ukochany mężczyzna przy boku. Czego chcieć więcej?
- Ale tu pięknie. - uśmiechnęłam się słysząc to z ust Izzy'ego.
- Od kiedy Ty się taki romantyczny zrobiłeś, co? - zapytałam patrząc w bok, na jego twarz zwróconą przed siebie, na jego włosy, które wiatr układał tak, że wpadały mu do oczu, przez co musiał je mrużyć. Ja sama cały czas odganiałam swoje włosy z twarzy. Wieczorny wiatr jest trochę silniejszy niż ten, który wieje w upalne dni.
- To wszystko przez Ciebie! - przystanął i rzucając buty, który trzymał w dłoni na złoty piasek, objął mnie w pasie.
- Przeze mnie? A co ja takiego robię? - uśmiechnęłam się i robiąc to samo z moimi butami, zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Po prostu jesteś. Odkąd tylko się pojawiłaś w moim życiu, zmieniłaś mnie. Jesteś powodem, dla którego chcę mi się rano wstać. Kocham Cię. - spojrzałam głęboko w te jego brązowe oczy i nie wiedząc co powiedzieć, po prostu go pocałowałam. Byłam w szoku, że zdobył się na takie wyznanie. Przecież to Izzy Stradlin! Najbardziej skryty i małomówny człowiek na tym świecie. A tu takie coś. 
- Też Cię kocham. - powiedziałam, gdy już się od siebie oderwaliśmy. Brunet uśmiechnął się tylko przebiegle, a ja zmarszczyłam brwi nie wiedząc, o co może mu chodzić. Nagle zostałam złapana w pół i nim się obejrzałam wylądowałam w wodzie, która na szczęście była jeszcze w miarę ciepła. 
- Zemszczę się Isbell! Pożałujesz tego! - odgrażałam się rytmicznemu, ale po chwili śmiałam się z całej sytuacji. Nawet Ringo do mnie dołączył i kąpał się razem ze mną. A Izzy stał sobie na brzegu zadowolony z siebie.
- Dobra Ringo wychodzimy. - zakomenderowałam i powoli zaczęłam wychodzić na brzeg. - Ale wiesz, co masz zrobić. - mruknęłam cicho do psa, a ten ochoczo zamerdał ogonem i pobiegł do swojego właściciela, który niczego się nie spodziewając stał dalej w tym samym miejscu. A Ringo, gdy tylko przystanął obok Izzy'ego zaczął się pozbywać nadmiaru wody chlapiąc naokoło. Oczywiście Isbell wyszedł z tego cały przemoczony i zaczął krzyczeć na psa, a ja zanosiłam się od śmiechu stojąc na brzegu i wykręcając włosy z wody.
- Złość piękności szkodzi. - skomentowałam, a gdy zobaczyłam wzrok mojego chłopaka mówiący "nawet nie próbuj się odzywać" ponownie wybuchnęłam śmiechem.
- Masz za swoje. - podeszłam do niego i złapałam za rękę uprzednio zbierając buty z piasku. - Chodź, idziemy dalej.
Izzy nic nie powiedział, tylko również zabrał swoje buty.
Po kilku minutach jednak złość już mu przeszła i szliśmy objęci rozmawiając na różne tematy. 
- Dobry wieczór. - powiedzieliśmy razem, gdy mijaliśmy tą parę staruszków. Jednak teraz już nie siedzieli na kocu, a chyba zbierali się do domu.
- Dobry wieczór. - odpowiedzieli i uśmiechnęli się do nas przyjaźnie. - Piękny wieczór, prawda? - zagadnęła  starsza pani składając koc.
- O tak. Jest cudownie. - przytaknęłam jej.
- Ringo zostaw! - krzyknął Izzy, a ja spojrzałam na psa, który właśnie wyjadał jakieś smakołyki z wiklinowego kosza tego, jak mniemam, małżeństwa.
- Och nie, niech je. Nam i tak zostało i nie byłoby co z tym zrobić. - kobieta spojrzała pobłażliwie na rottweilera, a następnie zwróciła się do nas. - A może Wy jesteście głodni? 
- Nie, dziękujemy. My już pójdziemy. Do widzenia. - pożegnaliśmy się i zabierając Ringo, udaliśmy się w drogę powrotną do domu.

- No nareszcie jesteście! - przywitał nas uśmiechnięty do granic możliwości Steven. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni i poszliśmy za Adlerem do salonu, gdzie siedziała już cała reszta z butelkami piwa w dłoniach.
Przysiedliśmy się do nich ciekawi, co mają nam do powiedzenia.
- Stradlin, chuju, McKagan załatwił nam jutro koncert w Roxy! - oznajmił Rose, a dumny z siebie Duff uniósł do góry ręce.
- E to zajebiście! Robimy próbę? - zapytał od razu Isbell, a chłopaki entuzjastycznie podjęli pomysł i wszyscy poszli na dół do garażu.