niedziela, 24 marca 2013

Psycho Love - Rozdział 15

Przepraszam za to, że dopiero teraz coś dodaję, ale nie mogłam się zebrać w sobie, żeby cokolwiek napisać... I przepraszam za długość, ale w rozdziale znajduje się tylko to, co naprawdę powinno, dlatego wyszedł taki krótki...
No i przy czytaniu polecam posłuchać piosenkę... Myślę, że pasuje.


Sebastian:
No i zostaliśmy sami. Unikałem wzroku Marii jak mogłem, ale jej oczy wypalały we mnie dziurę. Wiedziałem, że czeka, aż coś powiem, ale jednocześnie nie wiedziałem, co niby miałbym jej powiedzieć. Że wybaczam? Że nic się nie stało? Ale stało się. I ona o tym doskonale wiedziała. 
W końcu podniosłem na nią swoje oczy. Chciałem, żeby zobaczyła w nich, jakie spustoszenie zrobiła w moim sercu. Bo to serce nie biło już dla niej. 
- Sebastian.. - odezwała się, jako pierwsza po tej długiej ciszy, która doskwierała nam obojgu.
- Poczekaj! - przerwałem jej gwałtownie. - Posłuchaj uważnie, bo nie będę tego powtarzał. - Maria usiadła na kanapie naprzeciwko mnie i spuściła wzrok na swoje dłonie nerwowo skubiące rąbek koszuli.
- Wyjechałaś sobie tak po prostu nie licząc się z naszymi uczuciami, a teraz tak po prostu sobie wracasz i myślisz, że co? Że rzucimy Ci się w ramiona i powiemy, że nic się nie stało? No kurwa nie! Bo zraniłaś nas! Zniszczyłaś mnie doszczętnie! I gdy już jakoś się pozbierałem i zacząłem żyć normalnie zapominając, jak zdeptałaś moje serce, Ty się pojawiasz i znowu wywracasz wszystko do góry nogami! Ale wiesz co? Nie masz do czego! Bo ja nie chcę Cię znać! Dla mnie już nie istniejesz! Zniszczyłaś to, co było między nami i tego nie da się naprawić... A przynajmniej ja nie chcę... - zakończyłem swój monolog i wziąłem głęboki wdech, bo wcześniejsze słowa wyrzucałem z siebie w tempie karabinu maszynowego. Kurwa, miałem w sobie tyle emocji, że nawet nie poczułem, jak na moim policzkach pojawiły się pojedyncze, gorące łzy. Poczułem się jak frajer, że tak się przy niej rozkleiłem pokazując prawdziwe emocje i szybkim ruchem starłem słone krople z twarzy. Za to Maria cała, aż się zanosiła od płaczu, a co jakiś czas spazmatyczny szloch wstrząsał jej ciałem. Ale nie było mi jej żal. Przez nią nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek będę w stanie się w kimś zakochać i mu zaufać.
- Ja.. p-przepraszam... J-ja... myślałam... A zresztą... nie-ważne... Ale... ch-chcę... żebyś wiedział... że... Cię k-kocham.. - powiedziała z trudem, bo płacz uniemożliwiał jej normalne wypowiadanie słów, a ja zacisnąłem mocno powieki, po czym jedna łza wypłynęła z mojego oka.
- Ale ja Ciebie nie... I proszę, wyjdź. - ostatnie zdanie wyszeptałem i czekałem, aż spełni moją prośbę, nadal nie otwierając oczu.Usłyszałem tylko, jak pociąga nosem, a po chwili w salonie rozległ się dźwięk zamykanych drzwi.
Po jej wyjściu nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Byłem tak naładowany różnymi emocjami, że chwyciłem pierwszy lepszy przedmiot, który miałem pod ręką i cisnąłem nim w ścianę. Jak się okazało, była to butelka Danielsa, a brązowy płyn ściekał teraz cienką linią, po śnieżnobiałej ścianie. Wpatrywałem się, jak pojedyncze krople kapią na rozbite pod ścianą szkło. Po chwili usłyszałem również kroki na schodach i po kilku sekundach w wejściu do salonu stanęła Ivy. Najpierw jej wzrok skierował się na ścianę i to, co się z nią stało, a następnie na mnie. Nie wiedząc, co mam zrobić, żałośnie się do niej uśmiechnąłem, na co brunetka podeszła do mnie bez słowa i mocno przytuliła. Odwzajemniłem uścisk wtulając się w nią, jak w maskotkę. 
- Widziałam przez okno, jak Maria wychodziła. Pokłóciliście się? - zapytała odsuwając się lekko ode mnie.
- Nie do końca. Po prostu powiedziałem jej prawdę. Ivy... ja już nie umiem, nie potrafię... Ona za bardzo mnie zraniła.. - mówiłem bez ładu i składu wpatrując się w jej twarz.
- Sebastian, spokojnie, rozumiem - chwyciła moją twarz w swoje drobne dłonie - Nikt nie wymaga od Ciebie, żebyś jej wybaczył... Bo to w tej sytuacji raczej niemożliwe...
Wyrwałem się z jej dotyku i odwróciłem plecami wypuszczając głośno powietrze z ust.
- Chcesz o tym pogadać? - po chwili usłyszałem jej cichy głos. Wyczułem w nim autentyczną troskę, co wywołało delikatne uniesienie moich kącików ust. 
- Nie, ale dzięki, że się martwisz. - odpowiedziałem odwracając się w jej stronę i posyłając niemrawy uśmiech.
- Przepraszam, ale chyba... chcę teraz zostać sam. - w odpowiedzi otrzymałem tylko skinienie głową i bez słowa udałem się do swojego pokoju.
Tam włączyłem sobie winyl Aerosmith i walnąłem się na łóżko. Jak to bywa w takich sytuacjach zacząłem rozmyślać. Przed oczami przeleciały mi nasze wszystkie wspólne chwile. Od tego, jak się poznaliśmy, po dzisiejszy dzień. Wszystkie wzloty i upadki. Radości i smutki. Wbrew pozorom dużo razem przeszliśmy. Maria była ze mną wtedy, kiedy graliśmy jeszcze w garażu i nikt nas nie znał, oraz wtedy, kiedy zaczęliśmy zyskiwać rozgłos i sławę. Na wspomnienie tych chwil, aż się uśmiechnąłem. Naprawdę mieliśmy razem cudowne wspomnienia. Niestety, jej wyjazd wszystko zepsuł. I nie da już się naprawić tego, co się zjebało. Bo to zaszło za daleko. Nie czuję już w jej obecności tego, co czułem kiedyś. Nawet nie wiem, czy to tylko i jedynie złość i żal. Wydaję mi się, że przyczyna leży też w tym, iż nasza miłość po prostu nie przetrwała tej próby. Widocznie nie była na tyle silna. My nie byliśmy na tyle silni. A jak wiadomo, nie da się posklejać lustra tak, żeby nie było żadnych śladów po usterce. Nas już nie ma. Teraz jestem tylko ja i ona.