Nie wierzę, że coś tu napisałam! A jednak! :D Od razu mówię, że nie wiem z jaką częstotliwością będą pojawiały się tu rozdziały, ale w miarę możliwości postaram się coś pisać :)
Nie wiedziałam, co mam zrobić. Wpatrywałam się w blondynkę i ledwo pamiętałam o oddychaniu. Zastanawiałam się, czy powinnam rzucić jej się na szyję pokazując jak bardzo za nią tęskniłam, czy może zatrzasnąć jej drzwi przed nosem mówiąc, że nie chcę jej znać, za to co nam zrobiła. Koniec końców nie wybrałam żadnej opcji i stałam nieruchomo patrząc na nią pustym wzrokiem. Chyba trochę ją to zabolało, nie spodziewała się takiej reakcji. Przynajmniej to wyczytałam z jej zaskoczonej miny.
- Witaj Ivy... - odezwała się w końcu Maria ledwo słyszalnie, uśmiechając niepewnie.
- Co tu robisz? - tylko na tyle było mnie stać. Sama nie wiedziałam, czy cieszyć się z tego, że moja najlepsza przyjaciółka, którą traktowałam jak siostrę wróciła.
- Wróciłam... Nie mogłam tam już wytrzymać... Tak bardzo tęskniłam... - patrzyłam tak na nią i miałam wrażenie, że za chwilę się rozpłacze. W sumie, sama byłam temu bliska.
- Na długo? - kolejne pytanie zadane tonem wypranym z uczuć. Ale tym razem chyba mi tak dobrze nie wyszło, bo można było wyczuć nadzieję w moim głosie. Nadzieję, że przyjechała na zawsze, że już nas nie zostawi, że już zawsze będzie dla mnie jak siostra, że już zawsze będę ją mieć blisko.
- Na stałe... Rzuciłam tą robotę w cholerę, zrozumiałam że nie mogę bez Was żyć... bez Sebastiana... - ucięła i spojrzała na mnie lekko zaskoczona - Nie wpuścisz mnie? - znowu zamilkłam i kilka sekund patrzyłam na nią pusto bijąc się z myślami. Nawet do końca nie byłam pewna, dlaczego się zastanawiam. W końcu wróciła i to na stałe, to tego przecież chciałam przez cały czas, kiedy jej nie było. Ale z drugiej strony w moim sercu była naprawdę wielka rana zadana właśnie przez tą drobną blondynkę, którą trudno będzie wyleczyć tak z dnia na dzień. W końcu jednak się zreflektowałam. Chłopaki mają prawo wiedzieć, że wróciła. Szczególnie Sebastian.
- Przepraszam, wejdź - powiedziałam i odsunęłam się nieco, aby Maria mogła swobodnie wejść do domu. Zastanawiałam się, jak chłopaki zareagują na jej powrót. Ucieszą się i zaczną zachowywać, jakby nigdy nic się nie stało, czy może potraktują ją chłodno i ostro? Nie zastanawiając się więcej po prostu powiedziałam Marii, że reszta jest w salonie i od razu się tam udałam, a blondynka wolno poszła za mną.
- No i kto to był? - zapytał Baz jak tylko weszłam do pokoju.
- Sam zobacz - westchnęłam i odsunęłam się, a za moich pleców wyłoniła się drobna postać dziewczyny. Miny chłopaków zmieniły się diametralnie. Otworzyli szeroko usta i łapczywie łapali powietrze zapewne totalnie nie ogarniając co się dzieję i sądząc, że mają jakieś zwidy i przed nimi stoi duch Marii. Spojrzałam na Sebastiana. Wpatrywał się w blondynkę otępiałym wzrokiem. Trudno wyczytać było z jego miny, czy cieszy się czy nie, jedynie jego oczy zdradzały ogromne zaskoczenie i niedowierzanie.
- Maria... - powiedział Bach bardziej do siebie niż do nas, jakby próbował przekonać sam siebie, że nie ma omamów, i naprawdę w wejściu do salonu stoi jego... dziewczyna? a może była dziewczyna?
- Cześć Sebastian.. - w końcu odezwała się blondynka, a po chwili załamał jej się głos i po policzku spłynęła pierwsza łza.
Nikt więcej się już nie odezwał. Najzwyczajniej w świecie nie wiedzieliśmy co zrobić. Każdy z nas bił się z myślami. Wiadomo, że cieszyliśmy się, że wróciła, to oczywiste, ale jednocześnie każdy na swój sposób został przez nią zraniony i wszyscy doskonale pamiętamy co po jej wyjeździe działo się z Bachem. Jedno jest pewne: nie będzie łatwo.
Poczułam, że z nadmiaru emocji robi mi się słabo, więc szybko usiadłam obok Rachela na kanapie i od razu zostałam mocno przez niego przytulona. Maria spojrzała na nas lekko zdziwionym wzrokiem, a później delikatnie się uśmiechnęła pod nosem.
- Chyba nie powinnam tu przychodzić... macie swoje życie, które ułożyliście sobie beze mnie, więc nie zdziwię się, jeśli nie będziecie chcieli mnie znać, po tym co zrobiłam... - wyszeptała blondynka i ocierając łzy skierowała się w stronę wyjścia.
- Zaczekaj! - jako jedyny zareagował Snake i z powrotem przywołał Marię każąc jej usiąść. Blondynka wykonała polecenie i wbiła wzrok w podłogę.
- Zrozum, że nie jest nam łatwo... Wszyscy przeżyliśmy Twój nagły wyjazd i jesteśmy kurewsko zaskoczeni Twoim równie nagłym powrotem...
-... Tym bardziej, że w ogóle się nie odzywałaś i nie dawałaś żadnego znaku życia... tak jakbyś o nas zupełnie zapomniała... - przerwałam wypowiedź Snake'owi nie mogąc powstrzymać się od jadowitego tonu.
- Wiem, wiem... Macie prawo być na mnie wściekli i mnie nienawidzić, ale chcę Wam wszystko wytłumaczyć... - spojrzała na nas błagalnie, a ja znowu zerknęłam na Baza sprawdzając jak się trzyma. Na moje oko w ogóle sobie nie radzi. Westchnął i odchylił głowę do tyłu opierając ją na oparciu kanapy i wypuścił głośno powietrze z ust przymykając oczy. Powróciłam spojrzeniem do Marii i czekałam, aż zacznie mówić.
- Nie dzwoniłam, bo naprawdę nie miałam czasu, cały czas chodziłam na jakieś spotkania, sesje, znowu spotkania i tak w kółko... A z drugiej strony robiłam to celowo... Nie chciałam z Wami rozmawiać, żeby nie rozkleić się do słuchawki i później wyć do poduszki... Wolałam nie mieć z Wami kontaktu, żeby aż tak nie tęsknić... Głupia myślałam, że to coś da... Tak naprawdę z każdym dniem brakowało mi Was coraz bardziej, aż w końcu wczoraj spakowałam walizki i przyleciałam pierwszym samolotem... Szefowi powiedziałam, że znowu chce pracować w oddziale w LA... Zgodził się, co prawda niechętnie, ale zgodził, no a ja przyszłam tutaj... Oczywiście nie spodziewałam się wielkiej imprezy powitalnej czy czego tam jeszcze... Ale chociaż spróbujcie mnie zrozumieć... Wam było ciężko, ale mi wcale nie było łatwiej... - przerwała biorąc głęboki oddech.
Siedzieliśmy i patrzyliśmy po sobie nawzajem. Widziałam, że chłopaki coraz bardziej odpuszczają. Szybko im to poszło, nie ma co. Jedynie Sebastian siedział cały czas w tej samej pozycji.
- Mała cieszymy się, że wróciłaś, ale daj nam trochę czasu... Musimy się oswoić z całą sytuacją... - pierwszy odezwał się niepewnie Scotti, a reszta przytaknęła mu ruchem głowy. Maria skierowała swój wzrok na mnie oczekując czegokolwiek. Miałam do niej wielki żal, ale tak dawno jej nie widziałam.
- Chodź tu - wyswobodziłam się z ramion Rachela i podeszłam do blondynki ściskając ją mocno. Jak dobrze było znowu móc się do niej przytulić. Czułam, że trochę się uspokoiła.
- Ale nie myśl sobie, że już Ci wybaczyłam... Mamy jeszcze do pogadania. Ale teraz... cieszę się, że jesteś. - znowu objęłam ją szczelnie ramionami.
- Ja też Ivy, ja też - objęła mnie mocniej wtulając twarz w moje włosy. Kiedy już się od siebie oderwałyśmy zaczęli do niej po kolei podchodzić członkowie zespołu. Wiadomo, że nie wybaczyliśmy jej całkowicie. Ale w końcu wróciła. Widać było, że Marii spadł kamień z serca i wzruszyła się naszym zachowaniem. Jedyną osobą, która do niej nie podeszła był Sebastian.
- To Wy sobie pogadajcie... Musicie wyjaśnić sobie kilka spraw. - powiedziałam patrząc wymownie na zainteresowanych i rozeszliśmy się do swoich pokoi zostawiając parę samą.
środa, 27 lutego 2013
poniedziałek, 25 lutego 2013
Hmm...
<werbelek>
WRÓCIŁAM! Cieszycie się? :P
Z czymś nowym, zupełnie innym.
Następnego dnia po zawieszeniu bloga przyszedł mi do głowy pomysł na nowe opowiadanie, którego mam nadzieję, nie zawalę.
Nie wykluczam również powrotu na tego bloga :)
Nowy:
http://only-love-can-save-you.blogspot.com/
To tyle ode mnie xD
WRÓCIŁAM! Cieszycie się? :P
Z czymś nowym, zupełnie innym.
Następnego dnia po zawieszeniu bloga przyszedł mi do głowy pomysł na nowe opowiadanie, którego mam nadzieję, nie zawalę.
Nie wykluczam również powrotu na tego bloga :)
Nowy:
http://only-love-can-save-you.blogspot.com/
To tyle ode mnie xD
czwartek, 21 lutego 2013
Przepraszam !
Nie chciałam tego robić... Naprawdę. Myślałam, że jednak uda mi się tego uniknąć. Ale nie widzę innego wyjścia. Nie potrafię już nic napisać. Totalnie brak mi weny, pomysłu, chęci, czasu. Szkoła nie daje żyć, więc nawet nie mam kiedy się zastanowić nad dalszymi losami bohaterów.
Przepraszam Was, bo doskonale wiem, jak się w takiej sytuacji czują czytelnicy, ale nie chcę Was zwodzić, że może kiedyś coś się pojawi... Być może tak się stanie, ale nie przewiduję tego w najbliższej przyszłości...
Tak więc, żeby wszystko było jasne:
Przepraszam Was, bo doskonale wiem, jak się w takiej sytuacji czują czytelnicy, ale nie chcę Was zwodzić, że może kiedyś coś się pojawi... Być może tak się stanie, ale nie przewiduję tego w najbliższej przyszłości...
Tak więc, żeby wszystko było jasne:
BLOG ZOSTAJE ZAWIESZONY!
I chciałabym Wam wszystkim serdecznie podziękować, bo Wasze komentarze zawsze były dla mnie bardzo ważne i dawały kopa do dalszego pisania <3
Także do napisania kiedyśtam Kochana Rodzinko (pozwolę tak sobie Was nazwać, a co!) :* <3
Bo nie mówię, że nie wrócę! (nie znacie dnia ani godziny :DD)
P.S. Informujcie mnie dalej o nowych rozdziałach. Wasze blogi będę czytać z przyjemnością :)
niedziela, 10 lutego 2013
Kill 'Em All
To nie jest rozdział. Nawet nie wiem, jak to nazwać.Najtrafniejsze byłoby chyba określenie 'dodatek'. W każdym bądź razie jest to moja odskocznia od opowiadań o zespołach. Tak, 'Kill 'Em All' nie jest o żadnym zespole i w ogóle nie miało ujrzeć światła dziennego, ale po rozmowie z pewnymi osobami postanowiłam jednak wstawić to na bloga. Jeśli chodzi o pomysł to zrodził się on po pewnym śnie, którego nie pamiętam, ale zaraz po przebudzeniu stwierdziłam, że napiszę 'to'. W sumie, gdy się nad tym głębiej zastanawiam dochodzę do wniosku, iż zawsze chciałam napisać coś w tym stylu.
Uprzedzam, że jeśli ktoś jest wrażliwszy, to nie musi czytać :)
Mary to drobna, dwudziestoletnia dziewczyna o brązowych, długich włosach i zielonych oczach w kształcie migdałów. Z pozoru jest zwykłą młodą kobietą, ale ma jedno dość nietypowe hobby. A mianowicie, gdy robi się ciemno, Mary wychodzi na brudne ulice New Jersey i szuka ofiar. Tak, ofiar. Brunetka jest brutalnym mordercą. Tak dla przyjemności i zabawy.
W dzisiejszy wieczór jednak coś pokrzyżowało jej plany. A raczej ktoś . Niespodziewanie do jej skromnego mieszkania, urządzonego w gotyckim stylu zapukał wysoki blondyn o imieniu Eric. Znali się ze studiów prawniczych, a Mary zawsze miała wrażenie, że niebieskooki chłopak nie jest do końca normalny, zachowywał się dziwnie i ewidentnie ją podrywał. Jednak ona nie miała zamiaru z nikim się wiązać. Jedyne, co była w stanie kochać to rozbryzgująca się krew, rosnąca ekscytacja i przerażony krzyk ofiar, który dudnił jej w uszach przez jeszcze wiele godzin po dokonaniu mordu. Tak, to było coś, co sprawiało, że czuła się lepiej. Odbieranie komuś życia, było jej sposobem na egzystencję.
- Czego chcesz? - zapytała szorstko Erica, gdy zobaczyła go w drzwiach wejściowych z butelką dobrego, bo drogiego wina w ręce. A przynajmniej tak jej się wydawało. Nigdy nie miała zbyt wielu pieniędzy, co nie znaczyło, że była jakąś biedaczką pozbawioną perspektyw na życie. Po prostu jej rodzice nie byli aż tak zamożni, jak większość jej rówieśników, stąd też nigdy nie miała zbyt wielu przyjaciół. Oczywiście swoją winę też w tym miała, bo zawsze odpychała od siebie ludzi. Była dla nich chamska i opryskliwa, więc się odczepiali i nigdy nie odzywali po raz drugi. Myślała, że tak będzie również w przypadku blondyna, ale jak widać grubo się pomyliła, bo chłopak nie miał zamiaru odpuścić. A tyle razy mówiła mu, że ma spierdalać i nie zawracać jej dupy. Chociaż w sumie skoro już tu przyszedł, a ona miała wyjść, żeby zrobić swoje... Czyżby pierwszy raz w życiu ofiara sama do niej przyszła?
- No dobra, właź - otworzyła szerzej drzwi i próbowała się uśmiechnąć. Miała świadomość, że raczej nie wyszło, ale przecież rzadko to robiła. Nie jest typem ekstrowertyka. Jednak Eric odwzajemnił jej grymas, ale musiała przyznać sama przed sobą, że jemu wyszło to zdecydowanie lepiej. Wzruszyła ramionami i zaprowadziła gościa do salonu. Na szczęście nie zdążyła jeszcze przygotować się do nocnego wyjścia na tyle, żeby mieć narzędzia zbrodni na wierzchu. A były to zwykły młotek, mała siekiera i nóż z kastetem na rękojeści. Jej kochane rzeczy, pokusiła by się nawet o stwierdzenie, iż są to jej pewnego rodzaju talizmany.
Kazała blondynowi usiąść na kanapie, a sama szybko poszła do kuchni po korkociąg. Wyciągnęła go z górnej szuflady i obracała kilka razy w dłoni, uważnie się mu przyglądając. Zastanawiała się, jak bardzo brutalne rany mogłaby mu zadać tym ostrym przedmiotem, ale dość szybko z tego zrezygnowała. Nie będzie brudzić krwią otwieracza do wina. Przecież coś musi wypić po dokonaniu zbrodni.
Szybkim krokiem wróciła do salonu, żeby jej gość nie miał zbyt wiele czasu na rozglądnięcie po jej mieszkaniu. Nie była do końca pewna, gdzie schowała przedmioty zbrodni po ostatnim wyjściu. Powinny leżeć w szufladzie w salonie, ale wczoraj wróciła trochę za bardzo zdenerwowana. Wszystko przez to, że wydawało jej się, że ktoś ją widzi. Nawet dobrze nie zdążyła poczuć satysfakcji, bo uciekała w popłochu. Dzisiaj miała zamiar to zmienić i napełnić się satysfakcją w nadmiarze.
- Trzymaj - podała korkociąg Ericowi, a sama sięgnęła do kredensu i wyjęła dwa kieliszki. Podsunęła je blondynowi patrząc na jego zaciętą minę, gdy próbował otworzyć butelkę. Ewidentnie nie mógł sobie poradzić, a że Mary nie była cierpliwą osobą, wyrwała chłopakowi wino i sama otworzyła je szybkim i zdecydowanym ruchem, a następnie rozlała ciecz w kolorze krwi do naczyń. Eric patrzył na nią zdumionymi oczyma i była pewna, że poczuł się zażenowany całą sytuacją. Ale miała to w nosie. Zdawała sobie sprawę, że musi być chociaż trochę miła, jeśli chcę wypełnić swój plan na wieczór, ale bez przesady. Aż tak nie potrafiła się poświęcić.
Rozmowa zupełnie im się nie kleiła. Po 10 minutach rozmowy, a była to chyba jak na razie ich pierwsza tak długa wymiana zdań, Mary wiedziała, że Eric zawsze wydawał jej się dziwny, bo był po prostu nudny. Zero zainteresowań, ani pasji. Zagadywał ją o zupełnie błahe rzeczy, jak nauka do egzaminu. Brunetka odpowiadała zdawkowo, a w myślach już widziała blondyna leżącego w kałuży krwi z roztrzaskaną głową i wątrobą wystającą z otwartego brzucha. Cały czas dolewała chłopakowi wina, żeby uśpić jego czujność, której nawet jakoś bardzo się po nim nie spodziewała. Koleś był po prostu głupi.
Z ulgą przyjęła więc jego pytanie o łazienkę. Wskazała mu kierunek i odetchnęła z ulgą, gdy tylko zniknął z jej oczu. Wiedziała, że sprawę musi załatwić jak najszybciej, bo inaczej nie wytrzyma i ze złości i zniecierpliwienia może popełnić jakiś błąd.
Gdy Eric wrócił z toalety wiedziała, że coś jest nie tak. Blondyn patrzył na nią dziwnie i wyraźnie był spięty. Domyślała się, iż chłopak odkrył coś czego nie powinien i domyślił się całej prawdy. Czyli teraz musiała działać naprawdę ostrożnie. Zaczęła od położenia ręki na udzie gościa i cichego wyszeptania, że nie ma się czego bać. Raczej nie podziałało, bo chłopak zaczął niebezpiecznie szybko oddychać. Mary w pewnym momencie myślała, że zabraknie mu tchu i cała przyjemność z mordu pójdzie się jebać, ale nic takiego nie miało miejsca i Eric nieco się uspokoił. Brunetka nalała mu cały kieliszek wina, który wypił jednym duszkiem, a sama udała się do łazienki. Wiedziała, że chłopak nigdzie nie pójdzie, bo jest zbyt przerażony, żeby się gdziekolwiek ruszyć. Znała taki typ ludzi. Spotykała ich nadzwyczaj często. Trochę odbierali jej tym przyjemność, bo nie mogła się z nimi dłużej pobawić, ale przynajmniej nie musiała się specjalnie męczyć.
Weszła do pomieszczenia i już wiedziała, co tak przestraszyło chłopaka. Wczoraj, gdy myła nóż zapomniała go schować, a nawet dokładnie wyczyścić i teraz leżał sobie na umywalce nosząc ślady krwi młodej prostytutki. Westchnęła karcąc siebie w myślach i chwyciła rękojeść. Włożyła ostrze za pasek od spodni i przykryła je bluzką. Spojrzała jeszcze w lustro i jak gdyby nigdy nic wróciła do salonu. Oczywiście Eric siedział nadal w tym samym miejscu. Uśmiechnęła się przebiegle na ten widok i ostrożnie podeszła do chłopaka od tyłu. Nachyliła się lekko i zbliżając usta do jego ucha, wyszeptała: "a teraz się zabawimy". Blondyn drgnął niebezpiecznie i już chciał się podnieść, ale Mary była szybsza i sięgnęła do spodni, po czym wyjęła nóż i przyłożyła blondynowi do gardła. Miała go serdecznie dość. Zirytował ją swoją obecnością i tym, że miał czelność przyjść do niej, gdy ona miała inne plany na ten wieczór. Nie zastanawiając się długo przejechała ostrzem po cienkiej skórze chłopaka, po czym z satysfakcją obserwowała, jak jego krew tętnicza rozbryzguje się po jej nieskazitelnie białej kanapie, robiąc na niej czerwone plamy. Krzyk ofiary rozniósł się po całym mieszkaniu przyjemnie drażniąc jej uszy. Jednak Eric okazał się być słaby i po chwili opadł na kanapę wydając z siebie ostatni oddech. Mary czuła się zawiedziona. Miała nadzieję na większą zabawę. Liczyła na to, że będzie musiała jeszcze go dobijać. Jednak blondyn sam się dobił. I tak po prostu umarł. Mary wydęła wargi i nalała sobie resztkę wina, po czym wypiła ją duszkiem. Czuła, że ma rozbudzony apetyt, a jej instynkt mordercy działa na najwyższych obrotach. Wstała i podeszła do szuflady. Tak jak się spodziewała na dnie leżał młotek i siekiera. Schowała je do torby i zostawiając ciało Erica wyszła na ulicę New Jersey.
Uważnie obserwowała każdą napotkaną osobę szukając potencjalnej ofiary. Dziś nie chciała, żeby była to przypadkowa osoba. To musi być ktoś inny. Jeszcze nie wiedziała dokładnie, czego szuka, ale wiedziała, że jak zobaczy tą osobę, będzie wiedziała, że jest idealna.
No i znalazła. Ciemny zaułek, a w nim jakiś młody ćpun. Nikogo wokoło. Idealnie. Tego szukała. Tego jej było trzeba. Podeszła do niego spokojnie. Chłopak akurat dawał sobie w żyłę.
- Masz ognia? - zapytała siląc się na obojętny ton. Chłopak spojrzał na nią zamroczonym wzrokiem i wiedziała, że w ogóle nie dotarło do niego to, co powiedziała. Nie bawiąc się w jakieś próby dogadania z ćpunem, wyciągnęła z torby siekierę i wbiła ją chłopakowi w serce. Później ją wyjęła z ciała i zadała jeszcze kilka ran powodując wypłynięcie morza krwi naokoło. Gdy wiedziała, że chłopak już nie oddycha i nie wykazuje żadnych oznak życia, odsunęła się opadając na mokrą ziemię i dysząc ze zmęczenia. Popatrzyła na swoje 'dzieło'. Chłopak leżał na wpół siedząc, a z jego rozbebeszonego ciała wystawały jelita. Kilka metrów dalej leżał jakiś organ. Chyba trzustka, ale Mary nie była pewna.
Brunetka oddychała ciężko, a oczy prawie wyszły jej z orbit. Powód był prosty. Dziewczyna była przerażona. Po raz pierwszy w życiu przestraszyła się tego, co zrobiła. Dotarło do niej, że nie czuje żadnej satysfakcji. Nie, tego nie była w stanie przeżyć.
Sięgnęła do swojej torby i dziękowała samej sobie, że gdy wychodziła z mieszkania złapała jeszcze nóż i wrzuciła go do torby. Wyjęła go i bacznie mu się przyjrzała obracając w dłoni. Po chwili zamknęła oczy i skierowała dłoń w swoją stronę, a następnie wbiła ostrze w samo serce. Poczuła przeszywający ból, a z jej gardła wydobył się niemy krzyk. Opadła na ziemię uderzając w nią lekko głową. Oddychała coraz wolniej, aż w końcu wzięła ostatni w swoim życiu wdech i wydała ostatnie tchnienie. Oczy cały czas miała otwarte, ale jej serce, w które wbity był nóż już dawno nie biło.
Mary Deninson popełniła samobójstwo w nocy z 23 na 24 października mając zaledwie dwadzieścia lat. W swoim potencjalnie krótkim życiu zamordowała niezliczoną liczbę osób. I zmarła tak jak żyła. Odbierając życie, a nie czekając na śmierć z łaski Boga.
Uprzedzam, że jeśli ktoś jest wrażliwszy, to nie musi czytać :)
Mary to drobna, dwudziestoletnia dziewczyna o brązowych, długich włosach i zielonych oczach w kształcie migdałów. Z pozoru jest zwykłą młodą kobietą, ale ma jedno dość nietypowe hobby. A mianowicie, gdy robi się ciemno, Mary wychodzi na brudne ulice New Jersey i szuka ofiar. Tak, ofiar. Brunetka jest brutalnym mordercą. Tak dla przyjemności i zabawy.
W dzisiejszy wieczór jednak coś pokrzyżowało jej plany. A raczej ktoś . Niespodziewanie do jej skromnego mieszkania, urządzonego w gotyckim stylu zapukał wysoki blondyn o imieniu Eric. Znali się ze studiów prawniczych, a Mary zawsze miała wrażenie, że niebieskooki chłopak nie jest do końca normalny, zachowywał się dziwnie i ewidentnie ją podrywał. Jednak ona nie miała zamiaru z nikim się wiązać. Jedyne, co była w stanie kochać to rozbryzgująca się krew, rosnąca ekscytacja i przerażony krzyk ofiar, który dudnił jej w uszach przez jeszcze wiele godzin po dokonaniu mordu. Tak, to było coś, co sprawiało, że czuła się lepiej. Odbieranie komuś życia, było jej sposobem na egzystencję.
- Czego chcesz? - zapytała szorstko Erica, gdy zobaczyła go w drzwiach wejściowych z butelką dobrego, bo drogiego wina w ręce. A przynajmniej tak jej się wydawało. Nigdy nie miała zbyt wielu pieniędzy, co nie znaczyło, że była jakąś biedaczką pozbawioną perspektyw na życie. Po prostu jej rodzice nie byli aż tak zamożni, jak większość jej rówieśników, stąd też nigdy nie miała zbyt wielu przyjaciół. Oczywiście swoją winę też w tym miała, bo zawsze odpychała od siebie ludzi. Była dla nich chamska i opryskliwa, więc się odczepiali i nigdy nie odzywali po raz drugi. Myślała, że tak będzie również w przypadku blondyna, ale jak widać grubo się pomyliła, bo chłopak nie miał zamiaru odpuścić. A tyle razy mówiła mu, że ma spierdalać i nie zawracać jej dupy. Chociaż w sumie skoro już tu przyszedł, a ona miała wyjść, żeby zrobić swoje... Czyżby pierwszy raz w życiu ofiara sama do niej przyszła?
- No dobra, właź - otworzyła szerzej drzwi i próbowała się uśmiechnąć. Miała świadomość, że raczej nie wyszło, ale przecież rzadko to robiła. Nie jest typem ekstrowertyka. Jednak Eric odwzajemnił jej grymas, ale musiała przyznać sama przed sobą, że jemu wyszło to zdecydowanie lepiej. Wzruszyła ramionami i zaprowadziła gościa do salonu. Na szczęście nie zdążyła jeszcze przygotować się do nocnego wyjścia na tyle, żeby mieć narzędzia zbrodni na wierzchu. A były to zwykły młotek, mała siekiera i nóż z kastetem na rękojeści. Jej kochane rzeczy, pokusiła by się nawet o stwierdzenie, iż są to jej pewnego rodzaju talizmany.
Kazała blondynowi usiąść na kanapie, a sama szybko poszła do kuchni po korkociąg. Wyciągnęła go z górnej szuflady i obracała kilka razy w dłoni, uważnie się mu przyglądając. Zastanawiała się, jak bardzo brutalne rany mogłaby mu zadać tym ostrym przedmiotem, ale dość szybko z tego zrezygnowała. Nie będzie brudzić krwią otwieracza do wina. Przecież coś musi wypić po dokonaniu zbrodni.
Szybkim krokiem wróciła do salonu, żeby jej gość nie miał zbyt wiele czasu na rozglądnięcie po jej mieszkaniu. Nie była do końca pewna, gdzie schowała przedmioty zbrodni po ostatnim wyjściu. Powinny leżeć w szufladzie w salonie, ale wczoraj wróciła trochę za bardzo zdenerwowana. Wszystko przez to, że wydawało jej się, że ktoś ją widzi. Nawet dobrze nie zdążyła poczuć satysfakcji, bo uciekała w popłochu. Dzisiaj miała zamiar to zmienić i napełnić się satysfakcją w nadmiarze.
- Trzymaj - podała korkociąg Ericowi, a sama sięgnęła do kredensu i wyjęła dwa kieliszki. Podsunęła je blondynowi patrząc na jego zaciętą minę, gdy próbował otworzyć butelkę. Ewidentnie nie mógł sobie poradzić, a że Mary nie była cierpliwą osobą, wyrwała chłopakowi wino i sama otworzyła je szybkim i zdecydowanym ruchem, a następnie rozlała ciecz w kolorze krwi do naczyń. Eric patrzył na nią zdumionymi oczyma i była pewna, że poczuł się zażenowany całą sytuacją. Ale miała to w nosie. Zdawała sobie sprawę, że musi być chociaż trochę miła, jeśli chcę wypełnić swój plan na wieczór, ale bez przesady. Aż tak nie potrafiła się poświęcić.
Rozmowa zupełnie im się nie kleiła. Po 10 minutach rozmowy, a była to chyba jak na razie ich pierwsza tak długa wymiana zdań, Mary wiedziała, że Eric zawsze wydawał jej się dziwny, bo był po prostu nudny. Zero zainteresowań, ani pasji. Zagadywał ją o zupełnie błahe rzeczy, jak nauka do egzaminu. Brunetka odpowiadała zdawkowo, a w myślach już widziała blondyna leżącego w kałuży krwi z roztrzaskaną głową i wątrobą wystającą z otwartego brzucha. Cały czas dolewała chłopakowi wina, żeby uśpić jego czujność, której nawet jakoś bardzo się po nim nie spodziewała. Koleś był po prostu głupi.
Z ulgą przyjęła więc jego pytanie o łazienkę. Wskazała mu kierunek i odetchnęła z ulgą, gdy tylko zniknął z jej oczu. Wiedziała, że sprawę musi załatwić jak najszybciej, bo inaczej nie wytrzyma i ze złości i zniecierpliwienia może popełnić jakiś błąd.
Gdy Eric wrócił z toalety wiedziała, że coś jest nie tak. Blondyn patrzył na nią dziwnie i wyraźnie był spięty. Domyślała się, iż chłopak odkrył coś czego nie powinien i domyślił się całej prawdy. Czyli teraz musiała działać naprawdę ostrożnie. Zaczęła od położenia ręki na udzie gościa i cichego wyszeptania, że nie ma się czego bać. Raczej nie podziałało, bo chłopak zaczął niebezpiecznie szybko oddychać. Mary w pewnym momencie myślała, że zabraknie mu tchu i cała przyjemność z mordu pójdzie się jebać, ale nic takiego nie miało miejsca i Eric nieco się uspokoił. Brunetka nalała mu cały kieliszek wina, który wypił jednym duszkiem, a sama udała się do łazienki. Wiedziała, że chłopak nigdzie nie pójdzie, bo jest zbyt przerażony, żeby się gdziekolwiek ruszyć. Znała taki typ ludzi. Spotykała ich nadzwyczaj często. Trochę odbierali jej tym przyjemność, bo nie mogła się z nimi dłużej pobawić, ale przynajmniej nie musiała się specjalnie męczyć.
Weszła do pomieszczenia i już wiedziała, co tak przestraszyło chłopaka. Wczoraj, gdy myła nóż zapomniała go schować, a nawet dokładnie wyczyścić i teraz leżał sobie na umywalce nosząc ślady krwi młodej prostytutki. Westchnęła karcąc siebie w myślach i chwyciła rękojeść. Włożyła ostrze za pasek od spodni i przykryła je bluzką. Spojrzała jeszcze w lustro i jak gdyby nigdy nic wróciła do salonu. Oczywiście Eric siedział nadal w tym samym miejscu. Uśmiechnęła się przebiegle na ten widok i ostrożnie podeszła do chłopaka od tyłu. Nachyliła się lekko i zbliżając usta do jego ucha, wyszeptała: "a teraz się zabawimy". Blondyn drgnął niebezpiecznie i już chciał się podnieść, ale Mary była szybsza i sięgnęła do spodni, po czym wyjęła nóż i przyłożyła blondynowi do gardła. Miała go serdecznie dość. Zirytował ją swoją obecnością i tym, że miał czelność przyjść do niej, gdy ona miała inne plany na ten wieczór. Nie zastanawiając się długo przejechała ostrzem po cienkiej skórze chłopaka, po czym z satysfakcją obserwowała, jak jego krew tętnicza rozbryzguje się po jej nieskazitelnie białej kanapie, robiąc na niej czerwone plamy. Krzyk ofiary rozniósł się po całym mieszkaniu przyjemnie drażniąc jej uszy. Jednak Eric okazał się być słaby i po chwili opadł na kanapę wydając z siebie ostatni oddech. Mary czuła się zawiedziona. Miała nadzieję na większą zabawę. Liczyła na to, że będzie musiała jeszcze go dobijać. Jednak blondyn sam się dobił. I tak po prostu umarł. Mary wydęła wargi i nalała sobie resztkę wina, po czym wypiła ją duszkiem. Czuła, że ma rozbudzony apetyt, a jej instynkt mordercy działa na najwyższych obrotach. Wstała i podeszła do szuflady. Tak jak się spodziewała na dnie leżał młotek i siekiera. Schowała je do torby i zostawiając ciało Erica wyszła na ulicę New Jersey.
Uważnie obserwowała każdą napotkaną osobę szukając potencjalnej ofiary. Dziś nie chciała, żeby była to przypadkowa osoba. To musi być ktoś inny. Jeszcze nie wiedziała dokładnie, czego szuka, ale wiedziała, że jak zobaczy tą osobę, będzie wiedziała, że jest idealna.
No i znalazła. Ciemny zaułek, a w nim jakiś młody ćpun. Nikogo wokoło. Idealnie. Tego szukała. Tego jej było trzeba. Podeszła do niego spokojnie. Chłopak akurat dawał sobie w żyłę.
- Masz ognia? - zapytała siląc się na obojętny ton. Chłopak spojrzał na nią zamroczonym wzrokiem i wiedziała, że w ogóle nie dotarło do niego to, co powiedziała. Nie bawiąc się w jakieś próby dogadania z ćpunem, wyciągnęła z torby siekierę i wbiła ją chłopakowi w serce. Później ją wyjęła z ciała i zadała jeszcze kilka ran powodując wypłynięcie morza krwi naokoło. Gdy wiedziała, że chłopak już nie oddycha i nie wykazuje żadnych oznak życia, odsunęła się opadając na mokrą ziemię i dysząc ze zmęczenia. Popatrzyła na swoje 'dzieło'. Chłopak leżał na wpół siedząc, a z jego rozbebeszonego ciała wystawały jelita. Kilka metrów dalej leżał jakiś organ. Chyba trzustka, ale Mary nie była pewna.
Brunetka oddychała ciężko, a oczy prawie wyszły jej z orbit. Powód był prosty. Dziewczyna była przerażona. Po raz pierwszy w życiu przestraszyła się tego, co zrobiła. Dotarło do niej, że nie czuje żadnej satysfakcji. Nie, tego nie była w stanie przeżyć.
Sięgnęła do swojej torby i dziękowała samej sobie, że gdy wychodziła z mieszkania złapała jeszcze nóż i wrzuciła go do torby. Wyjęła go i bacznie mu się przyjrzała obracając w dłoni. Po chwili zamknęła oczy i skierowała dłoń w swoją stronę, a następnie wbiła ostrze w samo serce. Poczuła przeszywający ból, a z jej gardła wydobył się niemy krzyk. Opadła na ziemię uderzając w nią lekko głową. Oddychała coraz wolniej, aż w końcu wzięła ostatni w swoim życiu wdech i wydała ostatnie tchnienie. Oczy cały czas miała otwarte, ale jej serce, w które wbity był nóż już dawno nie biło.
Mary Deninson popełniła samobójstwo w nocy z 23 na 24 października mając zaledwie dwadzieścia lat. W swoim potencjalnie krótkim życiu zamordowała niezliczoną liczbę osób. I zmarła tak jak żyła. Odbierając życie, a nie czekając na śmierć z łaski Boga.
wtorek, 5 lutego 2013
Psycho Love - Rozdział 13
Obudziłam się z tępym bólem głowy, a w moim żołądku coś niebezpiecznie wirowało. Podniosłam się i oparłam na łokciu rozglądając po pomieszczeniu. Byłam w domu, w łóżku, w pokoju Rachela. Stop. Moim i Rachela. Spojrzałam w bok. Brunet jeszcze smacznie spał przytulając poduszkę. Nieźle wczoraj zabalowaliśmy. W ogóle nie pamiętam powrotu do domu. Film urywa mi się po tym, jak Izzy wyciągnął dragi częstując wszystkich naokoło. Z tego co kojarzę, wszyscy skorzystaliśmy, a później znowu piliśmy. I w tym momencie pojawia się czarna dziura. Westchnęłam i z powrotem opadłam na miękkie poduszki. Jednak tak gwałtowny ruch nie był zbyt dobrym pomysłem, bo w moim brzuchu wywołało to niemałą rewolucję. Jakoś udało mi się stłumić uczucie mdłości i teraz już powoli wstałam z łóżka. Spojrzałam na siebie. Byłam we wczorajszych ciuchach, tak samo zresztą jak Bolan. Ziewnęłam lekko i poszłam do łazienki. Tam wzięłam ciepły prysznic, który rozluźnił nieco moje mięśnie i owinięta puchatym ręcznikiem poszłam do pokoju. Wzięłam jakieś pierwsze lepsze rzeczy i szybko się ubrałam zostawiając mokre włosy rozpuszczone. W gardle miałam niezłą pustynię, więc od razu poszłam na dół. W kuchni zastałam tylko leżącego z głową na stole Duffa. Zaraz. Duffa?!
- Duffy? - podeszłam do niego i pogłaskałam go po włosach.
- Hmm? - mruknął tylko niewyraźnie nie podnosząc głowy.
Zaśmiałam się lekko i sięgnęłam do lodówki wyjmując dwie butelki wody. Jedną postawiłam przed blondynem, a drugą otworzyłam i siedząc na krześle przy stole opróżniłam ją za jednym zamachem. McKagan, gdy tylko usłyszał dźwięk butelki stawianej na stole od razu podniósł głowę i zabrał się za picie wody. Siedzieliśmy tak nic nie mówiąc, tylko się na siebie patrząc, aż w końcu się odezwałam:
- Co Ty tu robisz? - no co? Byłam ciekawa. Bo jakoś nie przypominam sobie, żeby ten uroczy blondyn mieszkał z nami.
- Sam chciałbym to wiedzieć, Mała - uśmiechnął się - Nieźle wczoraj zabalowaliśmy, co? - poruszył zabawnie brwiami.
- O tak! Połowy imprezy nie pamiętam - powiedziałam marszcząc czoło.
- Ja to samo! Ale to może oznaczać tylko tyle, że zajebiście się bawiliśmy.
- Otóż to! - zaśmialiśmy się. Duff już chciał coś powiedzieć, gdy w kuchni rozległ się głos:
- Wooooody! - zawył wchodzący... Slash?!
Ilu ich tu kurwa jeszcze jest?
- Lodówka - podpowiedziałam gitarzyście i wyszłam do salonu ciekawa kogo jeszcze zobaczę. Ku mojemu wielkiemu zdumieniu w pokoju spali wszyscy Gunsi wraz z dziewczynami. Zrobiłam oczy jak pięciozłotówki, a po chwili zaczęłam się śmiać sama do siebie. Wygląda na to, że impreza faktycznie była zajebista, skoro wszyscy wylądowaliśmy w jednym domu.
- Z czego się śmiejesz? - obok mnie pojawił się Sebastian.
- Z tego - odpowiedziałam i wskazałam głową na śpiące towarzystwo. Blondyn zaśmiał się i powiedział:
- Kurwa, prawie nic nie pamiętam
- To tak jak ja - poklepałam go po ramieniu i wróciłam do kuchni. Usiadłam na blacie i obserwowałam skacowanych chłopaków. Po chwili w pomieszczeniu pojawili się wszyscy Skidzi i od razu rzucili się na butelki z wodą.
- Głodny jestem - powiedział Rob, kiedy wszyscy już zaspokoili swoje pragnienie.
- Ja też - przytaknęłam i spojrzałam na lodówkę. Ale nie wstałam z tego blatu, na którym siedziałam. Miałam nadzieję, że ktoś zrobi żarcie. Nie myliłam się, bo po chwili z krzesła wstał Snake i zaczął przygotowywać prowizoryczne śniadanie składające się z chleba posmarowanego Nutellą. Ja jedynie wstawiłam wodę na herbatę, bo była to czynność nie wymagająca ode mnie zmiany miejsca położenia. Kiedy Sabo przygotowywał jedzenie, do kuchni schodzili się po kolei skacowani Gunsi wraz z dziewczynami. Po 10 minutach przy stole byliśmy już wszyscy i zaczęliśmy wpieprzać kanapki z Nutellą.
- Ludzie! Ktoś coś pamięta? - zapytał Axl z głową położoną na ramieniu Michelle. My tylko pokręciliśmy przecząco głową i zajęliśmy się jedzeniem. Wszystkich tak męczył kac, że nikt się nie odzywał, i gdy skończyliśmy posiłek, Gunsi pożegnali się i wyszli mówiąc, że spotkamy się później.
My siedzieliśmy dalej, ale nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić, więc rozeszliśmy się do swoich pokoi.
Leżałam właśnie na łóżku wtulona w Rachela, a on gładził dłonią moje ramię. Nic nie mówiliśmy, ale ja w końcu przerwałam tą ciszę, bo od wczoraj nurtowała mnie pewna rzecz:
- Kochanie, co zrobiliście Axlowi, że teraz jest taki kochany i przyszedł do Michy z podkulonym ogonem?
- Nie no, nic takiego - odpowiedział.
- Powiedz mi, chcę wiedzieć - podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Popatrzył na mnie i zaczął mówić:
- No po prostu najpierw dostał za to, że chciał Cię uderzyć, a później dosyć dosadnie z nim pogadaliśmy.
- Szczegóły proszę - wyszczerzyłam się. Rachel westchnął tylko.
- Jak już szczęka przestała go boleć po spotkaniu z moją pięścią, powiedzieliśmy mu, że facet, który bije kobiety to nie facet, i jeszcze raz to zrobi, a go osobiście wykastrujemy. Oczywiście z naszej strony padło dużo słów, ale już nie będę ich tu Ci powtarzał. Ale ogólnie chyba wyglądaliśmy naprawdę poważnie, skoro aż tak do niego dotarło.
- I dobrze. Należało mu się, a co! Dzięki, że pomogliście - pocałowałam Rachela. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, a że akurat leżeliśmy na łóżku nie musieliśmy się nigdzie ruszać i szybko zdjęliśmy z siebie ubrania. Po chwili byliśmy całkowicie nadzy i oddaliśmy się wzajemnej rozkoszy.
***
Kiedy już się ogarnęliśmy, zeszliśmy na dół do chłopaków, którzy siedzieli w salonie i oglądali jakiś koncert w tv. Dosiedliśmy się do nich. Baz patrzył na mnie i zadziornie się uśmiechał. Spojrzałam na niego wzrokiem "no co?", a on tylko wzruszył ramionami nie przestając się szczerzyć, więc wróciłam do oglądania koncertu Stones'ów. Pod koniec całego widowiska, kiedy wykonywali bisowe "Satisfaction", usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni, bo nie spodziewaliśmy się nikogo, ale nikt nie ruszył swoich czterech liter, więc z ciężkim westchnięciem, ale ja to zrobiłam. Wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je zamaszystym ruchem i stanęłam jak wmurowana. Zabrakło mi tchu, a oczy zrobiły się jak pięciozłotówki. Spodziewałabym się każdego. Ale nie jej.
Ale krótkie wyszło...
Mam wrażenie, że coraz mniej osób to czyta...
- Duffy? - podeszłam do niego i pogłaskałam go po włosach.
- Hmm? - mruknął tylko niewyraźnie nie podnosząc głowy.
Zaśmiałam się lekko i sięgnęłam do lodówki wyjmując dwie butelki wody. Jedną postawiłam przed blondynem, a drugą otworzyłam i siedząc na krześle przy stole opróżniłam ją za jednym zamachem. McKagan, gdy tylko usłyszał dźwięk butelki stawianej na stole od razu podniósł głowę i zabrał się za picie wody. Siedzieliśmy tak nic nie mówiąc, tylko się na siebie patrząc, aż w końcu się odezwałam:
- Co Ty tu robisz? - no co? Byłam ciekawa. Bo jakoś nie przypominam sobie, żeby ten uroczy blondyn mieszkał z nami.
- Sam chciałbym to wiedzieć, Mała - uśmiechnął się - Nieźle wczoraj zabalowaliśmy, co? - poruszył zabawnie brwiami.
- O tak! Połowy imprezy nie pamiętam - powiedziałam marszcząc czoło.
- Ja to samo! Ale to może oznaczać tylko tyle, że zajebiście się bawiliśmy.
- Otóż to! - zaśmialiśmy się. Duff już chciał coś powiedzieć, gdy w kuchni rozległ się głos:
- Wooooody! - zawył wchodzący... Slash?!
Ilu ich tu kurwa jeszcze jest?
- Lodówka - podpowiedziałam gitarzyście i wyszłam do salonu ciekawa kogo jeszcze zobaczę. Ku mojemu wielkiemu zdumieniu w pokoju spali wszyscy Gunsi wraz z dziewczynami. Zrobiłam oczy jak pięciozłotówki, a po chwili zaczęłam się śmiać sama do siebie. Wygląda na to, że impreza faktycznie była zajebista, skoro wszyscy wylądowaliśmy w jednym domu.
- Z czego się śmiejesz? - obok mnie pojawił się Sebastian.
- Z tego - odpowiedziałam i wskazałam głową na śpiące towarzystwo. Blondyn zaśmiał się i powiedział:
- Kurwa, prawie nic nie pamiętam
- To tak jak ja - poklepałam go po ramieniu i wróciłam do kuchni. Usiadłam na blacie i obserwowałam skacowanych chłopaków. Po chwili w pomieszczeniu pojawili się wszyscy Skidzi i od razu rzucili się na butelki z wodą.
- Głodny jestem - powiedział Rob, kiedy wszyscy już zaspokoili swoje pragnienie.
- Ja też - przytaknęłam i spojrzałam na lodówkę. Ale nie wstałam z tego blatu, na którym siedziałam. Miałam nadzieję, że ktoś zrobi żarcie. Nie myliłam się, bo po chwili z krzesła wstał Snake i zaczął przygotowywać prowizoryczne śniadanie składające się z chleba posmarowanego Nutellą. Ja jedynie wstawiłam wodę na herbatę, bo była to czynność nie wymagająca ode mnie zmiany miejsca położenia. Kiedy Sabo przygotowywał jedzenie, do kuchni schodzili się po kolei skacowani Gunsi wraz z dziewczynami. Po 10 minutach przy stole byliśmy już wszyscy i zaczęliśmy wpieprzać kanapki z Nutellą.
- Ludzie! Ktoś coś pamięta? - zapytał Axl z głową położoną na ramieniu Michelle. My tylko pokręciliśmy przecząco głową i zajęliśmy się jedzeniem. Wszystkich tak męczył kac, że nikt się nie odzywał, i gdy skończyliśmy posiłek, Gunsi pożegnali się i wyszli mówiąc, że spotkamy się później.
My siedzieliśmy dalej, ale nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić, więc rozeszliśmy się do swoich pokoi.
Leżałam właśnie na łóżku wtulona w Rachela, a on gładził dłonią moje ramię. Nic nie mówiliśmy, ale ja w końcu przerwałam tą ciszę, bo od wczoraj nurtowała mnie pewna rzecz:
- Kochanie, co zrobiliście Axlowi, że teraz jest taki kochany i przyszedł do Michy z podkulonym ogonem?
- Nie no, nic takiego - odpowiedział.
- Powiedz mi, chcę wiedzieć - podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Popatrzył na mnie i zaczął mówić:
- No po prostu najpierw dostał za to, że chciał Cię uderzyć, a później dosyć dosadnie z nim pogadaliśmy.
- Szczegóły proszę - wyszczerzyłam się. Rachel westchnął tylko.
- Jak już szczęka przestała go boleć po spotkaniu z moją pięścią, powiedzieliśmy mu, że facet, który bije kobiety to nie facet, i jeszcze raz to zrobi, a go osobiście wykastrujemy. Oczywiście z naszej strony padło dużo słów, ale już nie będę ich tu Ci powtarzał. Ale ogólnie chyba wyglądaliśmy naprawdę poważnie, skoro aż tak do niego dotarło.
- I dobrze. Należało mu się, a co! Dzięki, że pomogliście - pocałowałam Rachela. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, a że akurat leżeliśmy na łóżku nie musieliśmy się nigdzie ruszać i szybko zdjęliśmy z siebie ubrania. Po chwili byliśmy całkowicie nadzy i oddaliśmy się wzajemnej rozkoszy.
***
Kiedy już się ogarnęliśmy, zeszliśmy na dół do chłopaków, którzy siedzieli w salonie i oglądali jakiś koncert w tv. Dosiedliśmy się do nich. Baz patrzył na mnie i zadziornie się uśmiechał. Spojrzałam na niego wzrokiem "no co?", a on tylko wzruszył ramionami nie przestając się szczerzyć, więc wróciłam do oglądania koncertu Stones'ów. Pod koniec całego widowiska, kiedy wykonywali bisowe "Satisfaction", usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni, bo nie spodziewaliśmy się nikogo, ale nikt nie ruszył swoich czterech liter, więc z ciężkim westchnięciem, ale ja to zrobiłam. Wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je zamaszystym ruchem i stanęłam jak wmurowana. Zabrakło mi tchu, a oczy zrobiły się jak pięciozłotówki. Spodziewałabym się każdego. Ale nie jej.
Ale krótkie wyszło...
Mam wrażenie, że coraz mniej osób to czyta...
Subskrybuj:
Posty (Atom)