niedziela, 11 stycznia 2015

Psycho Love - Rozdział 21

Spojrzałam na nią z zainteresowaniem, ciekawa, co ma na myśli.
- Wtedy w tej Hiszpanii.... - zaczęła uciekając wzrokiem w bok. Zaśmiałam się cwano. Nie musiała już nic dodawać, w końcu przyjaźniłyśmy się od zawsze, potrafiłam czytać z niej, jak z otwartej księgi.
- No proszę... Ty? - zironizowałam. A taka grzeczna zawsze była. Z naszej dwójki to raczej ja byłam ta imprezowa i ta "gorsza". A tu proszę, taka niespodzianka. Idealna Maria poszła do łóżka z jakimś Hiszpanem. - To chyba tym bardziej nie powinnaś mieć do mnie pretensji, nie sądzisz?
Richards uniosła jedynie brwi z miną mówiącą "masz rację, ale i tak ci tego nie daruję", a ja westchnęłam. Przydałoby się wymyślić jakieś rozwiązanie w tej sytuacji. Nie za bardzo uśmiecha mi się przebywanie w jednym mieszkaniu z byłą przyjaciółką i jej byłym chłopakiem, który przespał się ze mną... Hej, ale przecież byli jeszcze Gunsi... Dlaczego od razu o nich nie pomyślałam? Oszczędziłabym nam spotkania z Marią. Co prawda od dawna nie mieliśmy już z nimi kontaktu, ale w końcu przyjaźniliśmy się, więc chyba i tak będą lepszym rozwiązaniem niż blondynka.
- Wiesz co... z samego rana wyniesiemy się od ciebie.
- Gdzie? - zapytała zdziwiona fotografka, zalewając kubki gorącą wodą.
- Do Gunsów. Nie wiem, czemu wcześniej o nich nie pomyślałam. W każdym razie, nie będziesz musiała już mnie oglądać. - wzięłam od niej kubek i wyszłam z pomieszczenia.
- Zostańcie. - dziewczyna dogoniła mnie w salonie. Spojrzałam na nią, jakby była niespełna rozumu. Zostać? Żeby tylko mierzyć się z nią nienawistnym spojrzeniem? Nie, to nie miało najmniejszego sensu.
- Może spróbujemy się jakoś dogadać i zakopiemy topór wojenny? - wytrzeszczyłam na nią oczy i wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Zakopać topór wojenny? Może nie był to głupi pomysł w obecnej sytuacji, ale jednocześnie wydał mi się na tyle absurdalny, że zwyczajnie nie mogłam zareagować inaczej.
- Co się śmiejesz? - zapytała Maria, ale po chwili również zaczęła się śmiać. Widocznie spojrzała na to, w taki sam sposób, jak ja.
- Może lepiej wróćmy do kuchni, bo jeszcze obudzimy Sebastiana. - zaproponowała blondynka, gdy już się uspokoiłyśmy. Spojrzałam na kanapę, na której spał wokalista i zauważyłam, że zaczął się niespokojnie wiercić.  Przyznałam jej rację, i poszłam za nią, a następnie usiadłam na krześle przy stole. Oparłam głowę na dłoni i spuściłam wzrok. Richards również nic nie mówiła, tylko stała opierając się tyłkiem o blat na przeciwko mnie. Na dworze zaczęło padać i panującą ciszę przerywał jedynie stukot kropli wody o szybę.
- To dlatego wróciłaś? - zapytałam i podniosłam oczy. Blondynka oderwała wzrok od okna, a następnie utkwiła go we mnie, po czym wyrazem twarzy dała mi do zrozumienia, abym sprecyzowała swoją myśl. - Bo zdradziłaś Sebastiana i ruszyło cię sumienie?
- To nie takie proste, Ivy. Tak strasznie mi was brakowało w tej pieprzonej Hiszpanii, że pewnego dnia, w końcu dałam się namówić znajomym z redakcji na wspólne wieczorne wyjście. Miało być kilka piw, skończyło się na kilku litrach wódki. Byłam tak zalana, że nie wiedziałam, co robię i w pewnym momencie straciłam kontakt z rzeczywistością, a rano obudziłam się nago w łóżku, obok redakcyjnego kolegi. Poczułam taką odrazę do siebie, a jednocześnie tak wielką miłość i tęsknotę za Sebastianem, że myślałam, że mi serce pęknie. Dlatego spakowałam się jak najszybciej mogłam i poprosiłam o przeniesienie do LA. Ale, jak się okazało, nie miałam tu za bardzo czego szukać, bo znienawidziliście mnie. I w sumie w ogóle się nie dziwię. Ale to bolało. I nadal boli. A teraz... Teraz jeszcze dowiedziałam się, że coś was łączy... I uwierz mi, to boli chyba jeszcze bardziej. - po tych słowach zamilkła i spuściła wzrok na swoje dłonie bawiące się paskiem od szlafroka. Ja również się nie odzywałam, bo nawet nie wiedziałam, co bym miała powiedzieć. Wychodzi na to, że nikt z nas nie był wobec siebie tak do końca szczery. I chyba wszyscy lekko się pogubiliśmy. Nagle usłyszałyśmy jakiś szelest dobiegający zza moich pleców i gwałtownie spojrzałyśmy w tamtą stronę. 
Oparty o framugę drzwi stał Sebastian, mając w oczach takie rozczarowanie, że nie miałam wątpliwości, że słyszał całą rozmowę. 
- Jak długo tu stoisz? - zapytała blondynka przeskakując wzrokiem z chłopaka na mnie, i z powrotem.
- Wystarczająco. - odpowiedział odgarniając sobie włosy z twarzy. - Miło, że mnie zdradziłaś, podczas gdy ja byłem ci tu wierny jak pies i czekałem na twój powrót.
- To może ja was zostawię... - wtrąciłam się do rozmowy i postanowiłam, że wyjdę zostawiając ich samych. Wygląda na to, że czeka ich kolejna już trudna rozmowa, a ja swoją obecnością, nie chciałam utrudniać i przeszkadzać.
- Zostań. I tak już wszystko wiesz. - wzruszył ramionami były wokalista Skid Row, próbując zatrzymać mnie w przejściu między kuchnią, a salonem. Jego wzrok nadal utkwiony był w fotografce, która teraz skuliła się jeszcze bardziej. 
- Nie. To nie moja sprawa. Po prostu wyjdę. - stwierdziłam i już miałam opuścić pomieszczenie, gdy odezwała się Maria:
- Trochę zaczęła być twoja. W końcu pieprzyliście się ze sobą. - mruknęła to tak cicho, że prawie tego nie usłyszałam, ale jednak, słuch mam jeszcze dobry i dokładnie wyłapałam każde słowo. Strasznie to ciekawe, że nawet w takiej sytuacji i po tym, do czego sama się przyznała, Richards nie potrafiła mi odpuścić. Odwróciłam się w jej stronę.
- A jakie to ma teraz znaczenie? Daj sobie w końcu spokój! Nie jestem święta, ale przepraszam cię, kurwa bardzo, ty również! Więc weźcie się do chuja ogarnijcie! - podniosłam głos i zrzuciłam ze swojego ramienia dłoń Sebastiana. - Idźcie do łóżka, albo się pozabijajcie. Mam to w dupie! Tylko przestań mieć do mnie pretensje o to, że rozbiłam twój związek, bo doskonale wiesz, że sama jesteś sobie winna. - nie dając nikomu dojść do słowa, założyłam ramoneskę i wyszłam z mieszkania, wprost na zatłoczone ulice Los Angeles. Deszcz przestał już padać, a jedyną pozostałość po nim stanowiły niewielkie kałuże odbijające światła latarni. Zapaliłam papierosa z paczki znalezionej w kurtce i ruszyłam przed siebie. Raz w życiu popełniłam błąd, a jego konsekwencje będą się za mną ciągnąć do końca życia. Kurwa! Mam już serdecznie dość Marii, Sebastiana, siebie, i całej tej sytuacji. Dlaczego choć raz w życiu nie mogę być szczęśliwa? Zresztą, sama jestem sobie winna. Mogłam być wierna Rachel'owi. To nie, zachciało mi się rozrywek. Chyba jeszcze niczego w życiu nie żałowałam tak, jak tej zdrady. I właśnie dopiero teraz to do mnie dotarło.
- E, lala, szukasz może noclegu? - usłyszałam gdzieś obok siebie, ale nawet nie zwróciłam na to uwagi i dalej szłam przed siebie. Noclegu to ja w sumie potrzebowałam... Bo jakoś nie mam ochoty na kolejne pretensje ze strony blondynki. Ale perspektywa przenocowania u jakiegoś typa, wątpliwej czystości, wydała mi się jeszcze gorsza. Minęłam już chyba większość klubów, bo zauważyłam  mniejszą ilość oślepiających świateł, za to wchodziłam coraz głębiej w ciemność. W sumie sama już nie wiedziałam, gdzie jestem, więc skręciłam w pierwszą boczną uliczkę, która zaprowadziła mnie na Sunset. Wyjęłam kolejnego papierosa, i gdy go zapalałam, zderzyłam się z kimś ramieniem.
- Sorry. - mruknęłam i przelotnie spojrzałam w prawo. Gdy zobaczyłam, kto jest obok mnie, momentalnie stanęłam jak oniemiała. Rachel również wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem. Kilka centymetrów za nim stała reszta zespołu. Normalnie pomachałabym im chociaż na przywitanie, ale w obecnej sytuacji, wiedziałam, że nie ma to sensu, bo i tak mnie zignorują. Czyli oni też nie chcieli już siedzieć nad tym jeziorem i wrócili do miasta. 
- Rachel... - odzyskałam w końcu zdolność myślenia i odezwałam się cicho, chcąc aby mnie wysłuchał.
- Daruj sobie. Nie mamy, o czym rozmawiać. Wracaj do Sebastiana. - powiedział tonem wypranym z uczuć, nawet na mnie nie patrząc. Spojrzałam przez jego ramię na chłopaków. Patrzyli na mnie z zawodem wypisanym na twarzy. I mieli rację. Zawiodłam nawet sama siebie.
- Obawiam się, że nie mam gdzie wracać. - wzruszyłam ramionami, spodziewając się, że blondynka nie będzie chciała widzieć mnie już u siebie w mieszkaniu. Moja wypowiedź zwróciła jednak uwagę Bolana, bo spojrzał na mnie z zainteresowaniem. W jego oczach próżno już było szukać tej agresji, jaką widziałam nad jeziorem. Teraz gościło tam wyłącznie rozczarowanie.
- Masz zamiar spędzić noc na ulicy?
- Na to wygląda. Poszliśmy do Marii, ale okazało się, ze to jednak nie jest najlepszy pomysł, bo się na mnie wściekła... Trochę się pokłóciłyśmy i wyszłam, zostawiając ją samą z Bachem... A zresztą... po co ja ci to w ogóle mówię... I tak nic cię to nie obchodzi... - ostatnie zdanie wyszeptałam i ruszyłam dalej ulicą, zostawiając basistę i resztę zespołu na środku chodnika. Zaciągnęłam się mocno papierosem i usłyszałam za sobą jedynie głos Snake'a mówiący, że czas się najebać.


Maria:
Nie patrzyłam na niego. Było mi wstyd. Bo Ivy miała rację. Wyżywałam się na niej i to ją winiłam za wszystko, co się stało, a prawda jest taka, że to wszystko przeze mnie. Ale bałam się przyznać to nawet sama przed sobą. Nie chciałam być odpowiedzialna za spierdolenie sobie życia. Łatwej było przecież obarczyć całą winą kogoś innego. Ale wiedziałam, że tak się nie da. Ivy była zawsze moją przyjaciółką, traktowałam ją jak siostrę. Więc raczej głupio byłoby przekreślać pół życia tylko dlatego, że coś się posypało. To chyba tak nie działa... Będę musiała ją przeprosić. Tylko nawet nie wiem, gdzie poszła...
Czułam na sobie ten pełen żalu wzrok Sebastiana... Dobra, nie ma co zwlekać, kiedyś i tak będziemy musieli pogadać...
- Posłuchaj... - zaczęliśmy równocześnie, co spowodowało chichot z naszej strony i lekkie rozluźnienie sytuacji. Bach zmniejszył dystans między nami na tyle, że mogłam swobodnie na niego patrzeć i oparł się rękami i tyłkiem o stół na przeciwko mnie.
- Mów... - kiwnął głową, dając mi do zrozumienia, żebym to ja zaczęła.
- Przepraszam... - mruknęłam patrząc mu w oczy. - I wiem, że to niczego nie zmienia. Ale... tak na dobrą sprawę... czy można powiedzieć, że w momencie, w którym cię zdradziłam, byliśmy razem? Nasz związek raczej rozpadł się w chwili mojego wyjazdu.... I nie próbuję się usprawiedliwiać, po prostu... zastanawiam się, czy jest o co mieć do siebie pretensje. - wzruszyłam ramionami i zamilkłam, czekając aż on coś powie.
- Biorąc pod uwagę, że już raz rozmawialiśmy na ten temat... Nie chcę mi się gadać znowu o tym samym... Każdy popełnia błędy.... Może po prostu uznajmy, że jesteśmy kwita? Jestem już zmęczony tą całą chorą sytuacją, więc może spróbujmy jeszcze bardziej jej nie komplikować? - uśmiechnął się do mnie, a ja zapragnęłam się do niego przytulić. Szkoda, że to raczej niemożliwe.
- Jasne. I życzę szczęścia... - odwzajemniłam uśmiech i przeczesałam włosy palcami. Bach spojrzał na mnie, jakby nie zrozumiał, o czym mówię. - Wiem, że czujesz coś do Ivy. Widzę to przecież.
Sebastian nagle wstał i znalazł się kilka centymetrów przede mną. Chwycił mój podbródek w dłoń i uniósł lekko moją twarz, tak abym spojrzała mu w oczy. Wzięłam głębszy wdech i przymknęłam lekko powieki. Nadal używał tych samych perfum.
- Mi tam cały czas się wydaję, że kocham jedną osobę. - wyszeptał wprost w moje wargi, a następnie musnął lekko moje usta, jakby bał się, że zaraz go odepchnę. Nie zrobiłam tego. Przyciągnęłam go bliżej i pogłębiłam pocałunek.



No to jest kolejny rozdział. Jak go pisałam, wydawało mi się, że będzie bardzo długi, ale jak tak patrzę na całość, to jednak tak nie jest. No trudno :)
I wiem, że trochę się dzieje, jest dużo zamieszania i niezrozumiałych zwrotów akcji, ale ja tam nie lubię w swoich opowiadaniach nudy... No i zbliżamy się do końca opowiadania, więc powoli musi się już wszystko dość jasno klarować :)
Część zachowań wynika również z sytuacji, w których znaleźli się bohaterowie i cóż... każdy radzi sobie jak umie, prawda?
Także to tyle ode mnie, i oczywiście zapraszam Was do wyrażania opinii w komentarzach.

6 komentarzy:

  1. Jak to zbliżasz się do końca opowiadania no nie :(((
    Tyle się tu działo, że nie wiem od czego zacząć :((
    A nie jednak wiem biedna Ivy :((( tak mi jej szkoda zdradziła Rachela, pokłóciła się z Marią i została teraz sama :(( a właśnie ta Maria mnie znowu wkurzyła sama była nie lepsza, a się czepia biednej Ivy, ale dobrze, że zrozumiała że źle zrobiła jednak już chyba trochę za późno na to... ale mam nadzieję, że się pogodzą:3 ale Maria i Sebastian teraz mi do siebie jakoś nie pasują..no ale może jeszcze zmienię co do nich zdanie... czekam na następny i to ma być szybko bo jestem bardzo ciekawa co daaalej się wydarzy:333

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaajebiste i czekam na więcej :P : P :P swoją drogą to piszemy z kumpelą bloga o newsach z życia gwiazd rocka, stalkujemy trochę, ale nie wiemy jak go rozkręcić. Pomogłabyś nam może ? wystarczy że wejdziesz a jak ci się spodoba to poleć innym. Byłabym wdzięczna :) http://monkeybusiness.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. http://monkeybusiness.blog.pl/2015/01/28/afera-slashowa-part-2/
    zapraszam na nowe newsy, a ten to nie jedyny, bo dodałam dział jakim będzie kartka z kalendarza i bd ona codziennie :) I dziękuję, że ci się spodobało :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Bożenko, Starlight. Kompletnie zapomniałam... Ja pierdolę. Mam zapierdol na uczelni iw sumie tylko wlazłam na lapa, żeby wstawić rozdział. Jjj... Kurwaaa. Przepraszam :c Miałam Ci tu coś ładnego napisać, a tu gunwo. Jednak na szybkiego powiem, żebyś nie rezygnowała i dopisała do końca, bo to opowiadanie NAPRAWDĘ jest jednym z moich ukochanych!! I wybacz pierdole Perry'emu :( jeszcze raz wielkie kurewskie przepraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, perry, chill out :D
      Doskonale Cię rozumiem, bo sama nie mam na nic czasu odkąd zaczął się nowy semestr, i wkurwia mnie to niemiłosiernie. Więc ja ogólnie chcę skończyć to opowiadanie... ale na razie nie bardzo umiem to logistycznie rozpracować, żeby znaleźć czas.
      Dlatego też do teraz nie przeczytałam Twojego bloga, za co lecą ode mnie wieeelkie przeprosiny.

      Usuń
  5. Masz genialne poczucie humoru. :D Zapraszam na wyrażenie opinii o moim: http://psychotherapywithmisunderstood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń